Policjant #2
Wpatrując się w swoje odbicie widziałem faceta z oczami podkrążonymi, aż po samą brodę. Tej nocy nie zmrużyłem oka, moja twarz w żaden sposób tego nie kryła. Burcząc pod nosem zabrałem się za poranną toaletę. Nie było ciepłej wody. Ze ściśniętymi zębami polewałem się lodowatą wodą, zdecydowanie potrafiła pobudzić do życia... nie znaczyło to, że mam ochotę to powtarzać każdego poranka. Bojler ze starości nie funkcjonował najlepiej, hydraulik miał pojawić się do południa. Miałem dla niego roboty więcej niż na jeden dzień, ale bojlery stanowiły priorytet. Słyszałem kiedyś o morsowaniu, nie miałem ochoty tego sam praktykować.
Drgnąłem słysząc przeraźliwy dźwięk nieużywanego od wieku dzwonka. Brzmiał, jak przejeżdżanie pazurami po tablicy. Zjeżył mi się włos. Niepewnie spojrzałem na zakurzoną szybkę zegara nad lustrem, było dopiero po ósmej, za wcześnie na fachowca. Skrzywiony zerknąłem na ranę pozostawioną przez golarkę, ten dzień nie mógł stać się ani trochę gorszy. Niezadowolony starłem piankę do golenia i ostrożnie pokonałem schody na parter, ktoś nie miał zamiaru dać mi osobie zapomnieć, jakby w ogóle istniała szansa na to, że nie usłyszałem tego przeraźliwego dzwonka.
- Już idę! – Zawołałem trochę poirytowany natarczywością osoby po drugiej stronie, – Czego do...
Zamilkłem wpatrując się w niespodziewanego gościa. Granatowy uniform odrobinę mnie zaskoczył. Wielkie oczy wbiłem w pistolet przy skórzanym pasku. Gdyby napis „POLICJA" na piersi przybysza nie był wystarczająco jasny, to widok broni zdecydowanie mnie otrzeźwił. Widok mundurowego nie byłby takim wielkim przeżyciem dla mnie gdyby nie to, kto stał ubrany w ten strój.
- Cześć, wnuku Saganów. Ciężka noc?
To miała być jakaś forma żartu czy zastraszenia? Zmrużyłem oczy wbijając wzrok w jego podbite oko. Dobrze było wiedzieć, że mam wspaniałego cela nawet po ciemku.
- Nie gorsza, niż twoja – prychnąłem opierając się o framugę – Wróciłeś po więcej?
- Ta jedna noc z tobą pozostanie w mojej pamięci na długo – mruknął nie spuszczając ze mnie wzroku – Na jakiś czas mi wystarczy.
- To, czego tu szukasz? Tym razem naprawdę zadzwonię na policję.
- Nie musisz, przecież już tutaj jestem.
Jego słowa miały sens, ale nie chciałem ich słyszeć. Moje nowe życie nie zapowiadało się lepiej od poprzedniego. Czy ja podczas swojej pierwszej nocy dokonałem napaści na funkcjonariusza? To on pierwszy włamał się na mój teren, ale z drugiej strony, jaką miałem szansę przed sądem? Odetchnąłem ciężko będąc już naprawdę zmęczony całym absurdem spadającym na mnie w ostatnim czasie.
- Przyszedłeś mnie aresztować?
- Przyszedłem przeprosić – jego słowa tak mnie zaskoczyły, że omal nie przewróciłem się w rogu – Naprawdę nie wiedziałem, że ktoś się tutaj wprowadził. Ten dom miał stanąć na aukcji za niecały tydzień.
- To cię w żaden sposób nie usprawiedliwia – warknąłem otrząsając się z szoku – Jesteś policjantem i nie wiesz, że dokonałeś włamania?
- Zamierzałem kupić ten dom.
- Przykro mi, że pokrzyżowałem ci plany – poirytowany skrzyżowałem ramiona na piersi.
Coś w rozmowie z nim strasznie mnie denerwowało. Ta jego niezmienna mina wyprowadzała mnie z równowagi. Niby mnie przeprosił, ale nie czułem szczerości w jego słowach. Nie czułem żadnych emocji od niego.
-Nie to miałem na myśli... - westchnął zaczesując brązowe loczki w tył – mniejsza z tym, wsiadaj do auta.
Zmierzyłem go niedowierzającym wzrokiem.
- Jestem aresztowany?
- Po prostu chodź.
Długo stałem zastanawiając się czy to jakiś niepoważny żart czy co. Patrzyłem na stojący przed moją bramą radiowóz, jakbym zobaczył jednorożca. Z otępienie wyrwało mnie trąbienie klaksonu i ponaglający ton mundurowego:
- Wsiadaj!
Posłusznie zająłem miejsce z przodu, zdając sobie z tego sprawę dopiero, jak auto ruszyło. Zrobiłem to automatycznie, zaufałem funkcjonariuszowi państwowemu. Plułem sobie w brodę, co za naiwne podejście miałem? Każdy mógł kupić sobie taki kostium, a radiowóz mógł być kradziony. Takie myśli krążyły po mojej głowie, jak tylko zamek w moich drzwiach opadł. Byłem szalony, musiałem... wsiadłem do auta z obcym facetem, który na domiar wszystkiego włamał się do mnie poprzedniej nocy. Teraz wesoło siedziałem sobie w jego aucie, a on właśnie zjechał z drogi gminnej na leśną. Nerwowo szarpnąłem za klamkę, serce zabiło mi jak szalone.
- Uspokój się.
Nie mogąc przełknąć śliny spojrzałem na niego. Wszystkie obejrzane kryminały zaczynały mieszać mi w głowie, nie było to zbyt pomocne.
- Nawet, jeżeli mnie zabijesz, ten dom nie znajdzie się szybko na aukcji – poinformowałem słabym głosem.
- Znalazłby się z końcem miesiąca, jeżeli nikt nie znalazłby twoich zwłok.
Jego wyjaśnienie przyprawiło mnie o dreszcz. Czując, jak zimny pot oblewa mnie od głowy po same stopy, chwyciłem za klamkę jeszcze mocniej. Desperacko zacząłem szukać drogi ucieczki. Policjant patrzył na mnie przez chwilę, po czym sięgnął wyłączyć automatyczne zamykanie drzwi. Zaskoczony tym niespodziewanym uczynkiem, wyleciałem wprost na glebę, wciąż ściskając klamkę. Z twarzą w błocie leżałem chwilę zbierając się do kupy.
- Wstań, zanim udławisz się tym błotem. – Powiedział gasząc silnik.
Zaczerwieniony po same uszy nawet na niego nie spojrzałem. Wyciągnąłem stopę, która utknęła mi między fotelem a drzwiami samochodu i z trudem wstałem, ignorując jego wyciągniętą dłoń. Moja biała bluzka wyglądała, jak arcydzieło artystyczne pod tytułem „Kichnięcie błotem". Z irytacją wziąłem papier, który mężczyzna wygrzebał gdzieś z bagażnika. Wycierałem się wpatrując w wielki szyld przed nami.
- Co do cholery... - mamrotałem wciąż czując piach w ustach.
- Pomyślałem, że przyda ci się jakiś pies.
- Pies? – Powtórzyłem niedowierzająco.
-Pies będzie zapobiegał nieproszonym gościom.
- Och, super! – Zawołałem z udawanym entuzjazmem wbijając w niego rozwścieczone spojrzenie – Ciebie to też dotyczy?
- Tego nie mogę obiecać.
Nie mogłem rozgryźć tego osobnika. Sposób, w jaki mówił był bardzo kołujący, nie miałem pojęcia, kiedy żartował, a kiedy mówił poważnie. Dlaczego w ogóle mnie tutaj zabrał? Miałem tyle spraw na głowie, a on postanowił zapewnić mi karuzelę emocji od samego rana? Bolał mnie z nerwów brzuch i miałem ochotę zwymiotować, bez śniadania było to niemal niemożliwą akcją. Nie chciałem do końca dnia czuć kwas żołądkowy w ustach.
- Mogłeś od razu powiedzieć, dokąd mnie zabierasz – powiedziałem zażenowany.
Wydarzenia dzisiejszego dnia będą mnie prześladować do końca życia. Będę o tym śnił w każdym koszmarze, o tym jak sam siebie upokorzyłem przed totalnym obcym.
- Myślałem, że wiesz.
- Niby skąd?! – Warknąłem wkurzony jego stwierdzeniem – Nigdy wcześniej tutaj nie byłem! Jak ty byś się zachował, gdyby obcy człowiek nagle wywiózł cię w las?!
Nie rozumiałem jego spojrzenia. Wydawał się zaskoczony. Co takiego mogło go zdziwić? Nie powiedziałem niczego odbiegającego od normy. Byliśmy sobie obcy, ja byłem nowy w miejscowości. Skąd niby miałem wiedzieć, że ich cholerne schronisko jest ukryte w środku cholernego lasu? Nie miałem czasu na zwiedzanie. Nie mogłem się nawet wyspać. Odetchnąłem głęboko uspokajając się. Postanowiłem przyjąć, że typ był po prostu jakimś dziwakiem.
- Czy ty... - zaczął, ale przerwał mu nagły krzyk podekscytowanej kobiety.
- Ted!
Policjant zacisnął usta nie kończąc zdania. Uśmiechnięta szatynka podeszła w naszym kierunku prowadząc na smyczy trzy psy nieznanej rasy.
- Co tutaj robisz? I kim jest twój przyjaciel? – Zapytała mierząc mnie dość dokładnie.
Zażenowany zacząłem mocniej trzeć papierem o brudną koszulkę, nic to nie dało.
- To wnuk Saganów...
- Oskar Sagan.
- ... wprowadził się wczoraj – dokończył ignorując moje wtrącenie – Przyjechaliśmy po jakiegoś psa.
- Miło cię poznać. Jestem Alicja Kocur, a ten dryblas, który pewnie zapomniał się przedstawić to mój brat, Ted. Psów u nas pod dostatkiem, na pewno znajdziesz sobie odpowiedniego towarzysza. Oprowadziłabym cię, ale moje pieski zaczynają się niecierpliwić. Ted, zajmiesz się tym?
- Ciebie też było miło poznać... - wymamrotałem, ale kobieta już dawno zdążyła zniknąć wśród drzew.
Policjant, którego imię wreszcie poznałem, odszedł w stronę budynku nie patrząc w moim kierunku. Dawno nie czułem się tak zdezorientowany. Czy najlepszym rozwiązaniem nie byłoby obrócić się na pięcie i wrócić do domu? Jedno spojrzenie na ten gęsty las wybił mi ten pomysł z głowy. Moja orientacja w terenie była potworna. Jeżeli Ted mnie nie zabije, umrę z głodu zgubiony wśród drzew.
- Czy oprowadzający nie powinien zaczekać na oprowadzaną osobę? – Zapytałem zarównując się z nim krokiem – Czy może na tej wsi panują inne zasady?
Nie doczekałem odpowiedzi. Kocur prowadził mnie między różnymi wybiegami, aż zatrzymał się przy największym. W środku biegało sześć psów różnej wielkości.
- Te są najmłodsze.
Skinąłem głową wędrując wzrokiem po pozostałych stanowiskach.
- Dlaczego ten jest sam?
Policjant spojrzał na wilczura śpiącego w najdalszym rogu. Zwinięty w kłębek wyglądał, jakby chciał schować się przed całym światem.
- Tego nie możesz mieć, wybierz innego.
- Dlaczego? – Zapytałem stawiając krok w stronę kojca.
- Wybierz innego – powtórzył z naciskiem chwytając mnie za ramię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top