7. Adaptacja

Miałam zamiar odpuścić rozdział w tym tygodniu, ale dostałam motywację. Ten rozdział zawdzięczacie mojej cudownej nowej becie @CupShy.
Proszę o oklaski!

---

To tak jakby coś nagle kliknęło i Deadpool zaczął się śmiać. Nie był to miły dźwięk, bardziej jak krztuszenie się. Spojrzałem na niego zaniepokojony, bojąc się, że zaraz może coś sobie zrobić. Najemnik spuścił głowę między kolana i złożył ręce na karku. Powoli zaczynał się uspokajać, najwyraźniej przechodząc podobne zachowanie jak ja wcześniej. Spiderman wita w klubie ulubieńców losu ze zrytym poczuciem humoru.

- Nie wierzę w to. - Gdybym nie siedział tuż obok niego, nigdy bym nie usłyszał tego zdania. - Tyle czasu szukałem Ajaxa i tej jego pierdolonej dziwki Angel, a tu mi się jakiś gostek na podjeździe rozwalił i to jeszcze goły. A teraz słyszę, że jest w stanie mnie wyleczyć. Gdyby nie to, że w życiu mam tak przejebane szczęście nie uwierzyłbym w to. - Znowu się zaśmiał.

Podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Wyprostował się i sięgnął obiema rękami do szyi. Chwycił mocno materiał i jednym ruchem ściągnął maskę z twarzy. Moje usta otwarły się w szoku. Całą jego twarz pokrywały mniejsze i większe ubytki na skórze i coś w rodzaju narośli. To prawie tak jakby ktoś bawił się łyżką, wybierając skórę, a później przyczepiał to, co wyciągnął w przypadkowe miejsce. Na pewno nie wyglądało to dobrze i miałem wielką ochotę odwrócić wzrok, ale jakaś ostatnia cząstka dumy mi na to nie pozwalała.

- Jeśli jest cień szansy, że jesteś w stanie to naprawić, - tu zarysował w powietrzu obszar wokół swojej twarzy - to zaryzykuje. Uwierz mi, gorzej raczej nie będzie.

Cóż, z tym stwierdzeniem musiałem się zgodzić, ale nie potrafiłem wydusić słowa. I tak proszę państwa, pierwszy raz najbardziej rozgadany superbohater w mieście zaniemówił z wrażenia. W końcu po prostu kiwnąłem głowę, mając nadzieję, że naprawę uda mi się coś zrobić. Musiałem przyznać, że życie z taką twarzą nie jest proste. To był dowód jak wiele człowiek, który siedzi obok mnie, przeszedł w życiu. Najwyraźniej nie tylko ci dobrzy mają pod górkę. Patrząc znowu na swoją jednolitą skórę, myślałem o tym, jak bardzo to zmieniło moje postrzeganie siebie. To tak jakbym dostał całkowicie czystą kartę, nową szansę, historię do napisania. Warto było spróbować dać komuś podobne odczucia.

- To na co ty czekasz! - Wydarł mi się nagle Deadpool do ucha.

Chyba penknął mi bębenek. Najwyraźniej zbyt długo pozostałem w bez ruchu i wróciła ta szalona wersja. Po dłuższym zastanowieniu odrzuciłem tę wersję. Najwyraźniej ta nienormalna i bardzo hałaśliwa wersja miała chronić zszarganą psychikę napastnika. Ta strona pokazała się po tym, gdy myślał, że znalazł trupa, później utrzymywała się w domu po brzegi wypakowanym bronią, a teraz pojawiła się również, gdy pojawiła się możliwość poprawy. To tak jakby w razie porażki poważna część nie została dopuszczona do nieudanych prób. Była to ciekawa teoria, ale nie byłem jej w żaden sposób potwierdzić. Zostało mi tylko skupić się na próbie leczenia. Nie chcą zaczynać od twarzy spojrzałem na ogólną postać Deadpoola. Najpewniej ma te same blizny, na całym ciele. Chciałem znaleźć miejsce, gdzie stać byłoby mnie na popełnienie jakichś błędów. Gdybym zrobił coś źle na twarzy, mógłbym go nawet oślepić. Decydując się na najprostsze i najmniej krępujące wyjście postawiłem w końcu zabrać się do roboty.

- Dobra więc zacznijmy. - Powiedziałem po chwili zastanowienia. - Podaj mi dłoń, najpierw spróbujemy tam.

Na moich złożonych dłoniach wylądowała ręka drugiego. Ściągnąłem rękawiczkę i moim oczom ukazała się skóra w takim samym stanie jak ta na twarzy. Wziąłem uspokajający oddech i z lekkim wahaniem sięgnąłem po wyciągniętą kończynę. Moje palce złapały za nadgarstek Deapoola i chwyciły go od dołu. On zrobił to samo tylko, że złapał mnie z góry. Mogłem wyczuć lekkie drżenie palców. Najwyraźniej szalona część nie mogła całkowicie ukryć strachu. Ciekawiło mnie, która z osobowości była pierwsza, ale to nie było teraz istotne. Muszę uspokoić zarówno jego, jak i mnie.

- Na początek spróbuję przenieść trochę czarnej substancji na twoją rękę. Nie powinno cię to boleć, ale w razie czego zacznij krzyczeć, a spróbuje jak najszybciej przerwać. Nie wiem, czy to w ogóle się uda, ale warto spróbować.

Gdybym znał go lepiej spróbowałbym zażartować jak zawsze Conors, przy moich wizytach, ale bałem się, że po prostu pogorszę sytuację. Czułem, że pod tym względem ja i Deadpool jesteśmy do siebie podobni. Obaj nie znosimy litości. Nie chcąc przedłużać tej niepewności, zamknąłem oczy i skupiłem się na czarnych łuskach pokrywających moje ciało. Było to jak próba poruszeniem mięśni, których jeszcze nie nauczyłeś się używać. Powoli próbowałem jakoś zmusić tę substancję do współpracy. Po chwili to poczułem, jakbym nagle dostał dostęp do nowego, całkowicie odrębnego organizmu. Cała sieć nowych połączeń przyłączyła się w jednym momencie do mojego mózgu. Nie były to nerwy, a coś w rodzaju nitek mięśni, czułych, ale wyjątkowo odpornych. Byłem świadomy, każdego elementu mojego stroju, dzięki tym drobnym połączeniom. Biegły one od moich nerwów, przez pory, aż do łusek. Sieć ta zawała się być ze mną idealnie zsynchronizowana, a jednocześnie niezależna. Było to jednocześnie fascynujące i przerażające.

Odkładając na bok moje uczucia, wgłębiałem się w te połączenia. Powoli element po elemencie przesuwałem sześciokąty w stronę opuszków moich palców, a następnie na nadgarstek najemnika. Dla mnie trwało to w nieskończoność, gdy pięciokąt na czele przesuwał się w prawie ślimaczym tempie. Cieszyłem się, gdy pierwszy z elementów dotknął obcej skóry, ale natychmiast ta radość umarła. To tak jakby przeszedł mnie prąd. Czułem wszystko od skurczy serca Deadpoola, przez każde nawet minimalne drgniecie jego mięśni, pracę każdego organu, aż kończąc na krwi, która zdawała się nie płynąć w jego żyłach tylko w moich. Wszystko zebrane w jeden impuls informacji wysłany bezpośrednio do mnie. Jakby nagle ktoś uderzył mnie tysiącem igieł. Zaskoczony, odskoczyłem od mężczyzny, zapominając, że siedzę na łóżku. Spadłem na ziemię i uderzyłem głową w ścianie. Bolało, jak nie wiem. Na chwilę straciłem jasność myślenia, a przed oczami zaczęły mi latać czarne mroczki. Siedziałem chwilę, próbując dojść do siebie. Gdy udało mi się odzyskać jasną wizję, ujrzałem gospodarza tego domu, który skakał po całym pokoju i wymachiwał rękami jak opętany.

- Zabierz to coś z mojej ręki! - Krzyczał przerażony.

Nie byłem w stanie dostrzec, co takiego miał na ręce, że się tego tak bardzo się tego przestraszył. Miałem ochotę po prostu zostać na podłodze i się przespać, ale musiałem jakoś opanować sytuację. Podpierając się o ścianę, z trudem podniosłem się do pionu. Podszedłem do spanikowanego mężczyzny, który na chwilę zatrzymał się w swojej bieganinie. Ostrożnie, ponieważ nadal nie przestał strzepywać czegoś z ręki, podszedłem do niego. Nie uśmiechało mi się chodzić z podbitym okiem. Nie byłem jednak w stanie zbliżyć się na odpowiednią odległość, ponieważ znowu zaczął skakać.

- Mógłbyś się na chwilę uspokoić? - Spytałem z lekką irytacją, czując nasilający się ból głowy.

Gdy tylko zobaczył, że się do niego zbliżał, uciekł na drugą stronę pokoju.

- Nie dotykaj mnie ty kosmito! - Wstrząsnął w moją stronę.

Stanąłem na chwilę, niepewny czy dobrze usłyszałem. Najwyraźniej niestabilność Deadpool była silniejsza, niż myślałem. Złapałem się w geście irytacji za grzbiet nosa i westchnąłem uspokajająco. Powoli, żeby go bardziej... nie przestraszyć... nie pogłębić szaleństwa, podszedłem z wyciągniętymi do góry rękami. Tym razem nie uciekał, ale stał sztywny. Widziałem, jak kilka razy jego ręka drgała w kierunku broni.

- Przerabialiśmy to. Ja. Nie. Jestem. Kosmitą. - Powiedziałem powoli i dosadnie. - Chcę ci tylko pomóc. Sam mnie o to poprosiłeś.

W końcu udało mi się znaleźć obok najemnika i w końcu mogłem zobaczyć, czego się tak przestraszył. Niestety teraz zaciskał drugą dłonią, nadgarstek ręki, którą machał, zasłaniając cały widok.

- To jak masz zamiar wytłumaczyć to?!

Podniósł rękę, którą do tej pory zasłaniał i prawie uderzył mnie nią w nos z powodu rozmachu jego ruchu. W końcu mogłem się temu przyjrzeć. Na skórze Deadpoola znajdowały się moje łuski, ale coś było nie tak. Było ich zbyt dużo i pokrywały przestrzeń od czubków paców, aż za nadgarstek. Pamiętałem, że odsunąłem rękę zaraz po tym, jak jeden wielokąt dotknął jego skóry, więc jak to możliwe, że było ich tak dużo? Jedyną możliwością było to, że mój nowy strój miał własną świadomość. Byłoby to zarazem fascynujące, jak i przerażające. Oznaczałoby to, że mój strój jest jak symbiont, zdolny do całkowitego oddzielenia się od mojego ciała lub przejęcia go w posiadanie. Nie pasowało to jednak do eksperymentu doktorka. Substancja, którą mi wstrzyknął, miała zmutować moje DNA, a Venom był jadem, może i stworzonym z mojej krwi, ale podkręconym w laboratorium. Jad nie byłby w stanie samodzielnie zyskać świadomości, jako składnik wyizolowany z krwi. Pokręciłem głową, próbując pozbyć się tych myśli. Mimo że możliwość noszenia pasożyta na ciele nie była zbyt przyjemna, musiałem się najpierw zająć bardzo spanikowanym najemnikiem z dostępem do zbyt dużej ilości broni.

- Zaraz sprawdzimy, jak można się tego pozbyć. - Powiedziałem, sięgając po czarną dłoń.

- I pozwolić ci wstrzyknąć mi więcej tego cholerstwa? Nigdy w życiu! - Wrzasnął, po czym sięgnął po katanę.

Celując w moją stronę, powoli zaczął mnie okrążać. Kierował się w stronę drzwi, cały czas nie spuszczając ze mnie oczu ani czubka miecza. W napięciu patrzyłem, jak prawie sięga po klamkę.

- Stój! - Krzyknąłem w desperacji.

Deadpool momentalnie zesztywniał. Jego wolna ręka zawisła kilka centymetrów nad klamką. Podszedłem niepewnie, obserwując go bardzo uważnie i szukając oznak ruchu. Gdy się niczego nie dopatrzyłem, stanąłem w końcu przed nim i pomachałem mu ręką przed oczami. Dalej nie było żadnej reakcji. Nie do końca rozumiałem, jak mi się to udało, ale w końcu mogłem w spokoju obejrzeć przyczynę tej całej paniki. Sięgnąłem po rękę i tym razem nic mi nie przeszkodziło. Czarna substancja natychmiast zareagowała na moją obecność i cofnęła się na moją rękę. Cofnąłem się w szoku, a drugi mężczyzna natychmiast odzyskał zdolność ruchu. Rzucił się na mnie i przygwoździł mnie do ziemi. Ostrze katany zostało przyciśnięte do mojej szyi.

- Podaj mi jeden powód, dlaczego mam cię nie znieżywiać. - Powiedział groźnym tonem tuż przy moim uchu.

Zszokowany zamiast na jego groźbach skupiłem się na dłoni, która trzymała miecz.

- Twoja ręka. - Zabrzmiał mój zduszony głos.

Jakby mnie testując, jego wzrok przeniósł się na jego odsłoniętą skórę. W następnej sekundzie broń wyleciała mu z dłoni, lądując kilka centymetrów od mojej głowy. Głośny brzdęk wypełnił pokoju, potem w pomieszczeniu zapadła całkowita cisza. Było mi coraz bardziej niezręcznie, gdy większe ciało dociskało mnie do podłogi i utrudniało mi oddychanie. Nagle Deadpool poderwał się w górę i zaczął skakać po pokoju i wrzeszczeć.

- Udało się! Udało! Słyszysz Fransis! W dupę se wstać tego swojego Ajaxa i grupę samozwańczych masochistów! Udało się, a ty dupku nic na to nie poradzisz! Dostajesz za swoje ty zasrany skurwysynu i ta twoja dziwka też.

Udało mi się usiąść, a potem natychmiast zostałem złapany w mocnym uścisku. Najemnik kręcił się ze mną, przy okazji przyduszając mnie. Gdyby nie to, że brakowało mi tlenu i kręciło mi się w głowie, śmiałbym się z tej sytuacji. Jakby w odpowiedzi na moje błagania, uścisk się zwolnił, a ja wróciłem na ziemię. Zacząłem lekko kaszleć i łapczywie łapać powietrze. Mężczyzna nadal był w ekstazie i wszędzie wymachiwał swoją ręką. Była ona całkowicie zdrowa ze zdrową skórą pozbawioną blizn. Udało mi się wyleczyć ją całkowicie. Dla widoku tej radości warto.

Coś czuję, że przy dłuższym przebywaniu, będę musiał zapisać się na wizytę do naprawdę dobrego psychologa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top