ROZDZIAŁ 27
Od rana panowała nieprzyjemna atmosfera, nic dziwnego dziś są ostatnie przygotowania do wojny. Każdy się już szykuje, ludzie mówią że to będzie jedna z najbardziej krwawych.
- Alfo, Luno armia wroga przekroczyła granicę.- powiedział zziajany beta.
Wymieniliśmy z Luckiem spojrzenia i skierowaliśmy się w stroną naszych ludzi.
- Uwaga- krzyknął Luck i nagle wszyscy umilkli jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.- wrogowie przekroczyli granicę. Ci którzy nie chcą walczyć niech zejdą mi z oczu. Potrzebujemy ludzi którzy wiedzą po co idą i będą walczyć na śmierć i życie. -powiedział.
Z tego co zauważyłam nikt nie odszedł, więc wielki uśmiech wtargnął na moja twarz.
- Wszyscy niech się przygotują bo za chwilę nie będzie odwrotu, i pamiętajcie my już jesteśmy zwycięzcami ponieważ, stanęliśmy do walki i pokazujemy że się nie bojimi i potrafimy się zjednoczyć - powiedziałam - A teraz ruchy.
Zanim wyruszyliśmy Luck pocałował mnie. Oboje wiedzieliśmy że któreś z nas może zginąć.
- Kocham Cię i nie opuszczę.
- Też cię kocham i nie opuszczę obiecaj mi że nie zginiesz. - powiedziałam i pocałowałam ponownie.
- Obiecuję- powiedział.
Ruszyliśmy na wielką polanę. Ich alfa wystąpił i powiedział
- Myślałem że uciekniecie. - powiedział z wyczuwalną kpiną w głosie
- Marzenia - warknęłam.
- Widzę że przyprowadziłeś swoją żonę. A wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Szkoda tylko że Twoja żona niedługo będzie moja. - powiedział pewny siebie.
W tamtym momencie najchętniej bym go rozszarpała.
- Nigdy jej nie dostaniesz a teraz niech walka się zacznie.
Pierwszy zaatakował przeciwnik. Wszyscy dali się ponieść wirowi walki. Co chwilę leżał gdzieś jakiś trup. Widziałam jak Luck walczy z jakimś wampirem. Niestety nie dawał sobie powoli rady wiec ruszyłam w jego stronę wbijajac sztylet w wilka który chciał się na niego rzucić. Widziałam jak ich alfa mi sie przygląda. Cwaniak został z tyłu i myśli ze nie zginie... pffff nadzieja matką głupich.
Walka była zacięta, powoli przeciwnicy przegrywali, a ja z mojim ukochanym szliśmy do przodu zabijając wszystko co stanęło na drodze. Byliśmy nie pokonani. Widziałam strach w oczach przeciwników. Nagle usłyszałam krzyk mojego przyjaciela Harrego. Szybko spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam jego ciało opadające na ziemię.
Tylko nie to... nie on pomyślałam. Nie miałam pewności czy żyje ale teraz to naprawdę się wściekłam. Ruszyłam do przodu zabije Leonardo.
Gdy byłam blisko niego, 3 wampirów i 2 wilki do skoczył do nas, razem z mężem szybko ich pokonaliśmy przekazałam Luckowi co chce zrobić a on tylko się do mnie uśmiechnął.
Szybko teleportowalam się za Leona i zanim skreciłam mu kark powiedziałam jedno
- Ze mną się nie zadziera.
Gdy to zrobiłam wszyscy spojrzeli na mnie. Od teraz ja i Luck jestemy Alfami najpotezniejszej watahy na świecie. Wojna stanęła, nikt nie walczył. Leonardo nie żyje, wiec jego ludzie nie walczą. Szybko pobiegłam do Harrego. Padłam na kolana przed jego juz martwym ciałem.
Nie wierzę, on nie mógł zginąć traktowałam go jak brata. Zaczęłam płakać, pragnęłam z całych sił by znów żył, by był obok mnie i wspierał, uśmiechał się i żartował ze mnie.
Nagle stanęło się coś niezwykłego mnie i jego zwłoki otoczyła jakaś zielona bariera. Stał się cud, Harry zaczął otwierać powoli oczy, a gdy bariera zniknęła i byłam pewna że Harry żyję najzwyczajniej w świecie zemdlalam.
✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴✴
Kochani mam dla was smutną wiadomość. Jest to ostatni rozdział, został nam jeszcze epilog i książka skończona. W sumie nie sądzilam że kiedykolwiek skończę tą książkę a jednak. W tym tygodniu pojawi się epilog. A prawdopodobnie we Wrześniu nowa książka.
A i przepraszam ale nie umiem pisać scen walki. Więc nie dokonca jestem zadowolona z tego rozdziału. Ale cóż bywa. :-)
Alexiaa ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top