Dziura w pamięci#7


Dawno nie obudziłem się z tak potężnym bólem głowy. Tak, jak mówiłem, nie byłem dobry w piciu. Nieprzytomnie gapiłem się w sufit walcząc ze sobą, a raczej żołądkiem próbującym wywrócić się na lewą stronę. Nie miałem, czym zwymiotować, nie zjadłem zbyt wiele z wczorajszego obiadu. Teraz niczego bardziej nie żałowałem... Nie, bardziej żałowałem wypicia tak dużej ilości alkoholu. Co mnie tak podkusiło? Nie piłem tak dużo od trzeciego roku studiów. Od kiedy obudziłem się na przystanku autobusowym w całkiem innym mieście, nie wziąłem do ust nawet kropli tego szatańskiego trunku.

- Zwymiotuj sobie, poczujesz się lepiej.

Doskonale znałem tę mądrość, słyszałem ją ilekroć leżałem martwy w łóżku. Miałem zamiar tylko przytaknąć głosowi swojego rozsądku i odwrócić się na drugi boczek, gdzie poranne słońce nie kopałoby mnie po przekrwionych oczach, gdy zdałem sobie sprawę, te słowa zostały wypowiedziane na głos. Gwałtownie poderwałem się do pozycji siedzącej. Od razu pożałowałem tej decyzji. Objąłem swoją głowę zasznurowując usta, kwas żołądkowy czułem już na szczycie gardła. Ted odstawił tacę śniadaniową na szafce nocnej. Z ukosa zerknąłem na kubek, który wyciągnął w moim kierunku. Znajomy aromat wypełnił pomieszczenie przywołując wiele nieciekawych wspomnień.

- Podpisana była „Na Kac" – powiedział policjant siadając na skraju łóżka.

- Stawia na nogi raz dwa – mruknąłem masując wolną dłonią skronie.

Dudniło mi pod czaszką, jak na jakiejś dyskotece.

- Ładnie pachnie – przyznał omal nie wkładając nosa w mój kubek.

Zmierzyłem go zaskoczonym spojrzeniem, przecież miał własną herbatę. Nie bardzo rozumiałem sytuację, myślenie w tej chwili nie było moją mocną stroną. Brakowało mi sił, żeby się z nim przepychać. Przymykając powieki pozwoliłem mu się niemal położyć na moim ramieniu. Biorąc głęboki oddech zacząłem wymieniać:

- Czarna herbata, mięta pieprzowa, hibiskus, jarzębina, pokrzywa, krwawnik... - nachyliłem się mocniej nad naparem i uchyliłem w szoku oczy czując na policzku Teda nos, znacznie ciszej dodałem – liść słonecznika.

- Wszystko to jesteś wstanie powiedzieć przez sam zapach?

Pytanie było naiwne. Oczywiście, że nie mogłem. Mieszanka była mojego autorstwa, znałem jej skład. Po samym zapachu nie mogłem stwierdzić nic konkretnego, byłem beznadziejny w takich sprawach. Znałem się na ziołach ze strony leczniczej, zapach niewielkie miał dla mnie znaczenie. Większość z nich smakowała gorzej od błota, którego zasmakowałem wypadając z auta policjanta pierwszego dnia. Może trochę dramatyzowałem, nie wszystkie były takie złe. Zwyczajnie nie starałem się poprawiać ich smaku, potrzebowałem ich dla zdrowia nie przyjemności.

- Mam nadzieję, że zanim odpadłem to pokazałem ci, chociaż gdzie spać – wymamrotałem omal nie topiąc się w kubku – Rany boskie, nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłem tyle, żeby mieć czarne dziury w pamięci.

Ted gwałtownie zdjął podbródek z mojego ramienia omal nie rozlewając na mnie mojej herbaty. Spojrzałem na niego obudzony tym zachowaniem. Wyraz zaskoczenia tak szybko znikł z jego twarzy, że nie byłem pewien, czy tylko sobie tego nie wyobraziłem. Jego mina zawsze była beznamiętna, teraz nie powinno być inaczej. Momentalnie zrobiło mi się słabo, coś musiało się wydarzyć. Bez powodu nie wyglądałby w ten sposób.

- Przy tobie się rozebrałem? – Zapytałem dopiero zauważając, w jakim stanie byłem – Tak bardzo cię przepraszam... ja i ten mój durny, pijański nawyk...

- Robisz też tak przy innych?

Chłód jego tonu mnie zaskoczył, najwyraźniej był bardziej zdegustowany moim zachowaniem, niż myślałem. Kto by mu się dziwił? Sam nie wiem, jak bym się zachował, gdyby ktoś zaczął biegać z gołym tyłkiem tuż przed moją twarzą. Zażenowany poczułem, jak policzki zaczynają mi płonąć. Czy to było jakieś wredne fatum? Czy ja za każdym razem musiałem kompromitować się przed tym człowiekiem?

- Nie, - mruknąłem nie mogąc na niego spojrzeć – robię tak tylko w domu. Nie lubię spać w ubraniu, więc ilekroć wracałem do domu, rozbierałem się już u samego progu. Dlatego przestałem pić.

- Twoi współlokatorzy?

Czułem się trochę, jak na przesłuchaniu. Czy to przez to, że Ted jest policjantem? Nie była to zbyt wygodna rozmowa, z pewnością nie dla mnie.

- Mieszkałem sam. – Odpowiedziałem z szerokim ziewnięciem – Słuchaj, naprawdę przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nie powinienem tyle pić. Tak dawno nie piłem alkoholu, że zapomniałem o swoich granicach. Od zawsze miałem słabą głowę.

Ted milczał skanując mnie spojrzeniem. Nie było sensu zakrywać się pod kołdrą mocniej, skoro poprzedniej nocy postanowiłem bezwstydnie biegać w stroju Adama. Nie zmieniało to faktu, że czułem się niekomfortowo.

- Dlaczego zaproponowałeś picie? – Zapytał podejrzliwie.

Nie bardzo miałem ochotę odpowiadać. Potrzebowałem czegoś, co nie było kłamstwem ani całą prawdą.

- Lubisz whisky.

Ted zmarszczył brwi, w miodowych tęczówkach błysnęło niedowierzenie i cień złości. Wiedziałem, jak idiotycznie brzmiałem, nie musiał tak na mnie patrzeć.

- Banany w cieście też.

- Nie potrafię piec – odparłem cieńszym tonem.

- Ile pamiętasz z zeszłej nocy? – Zapytał ignorując mój komentarz.

- Niezbyt wiele, – przyznałem zażenowany – urwał mi się film na tarasie... pamiętam, że rozmawialiśmy o pracy w policji... po tym wszystko jest rozmyte...przepraszam.

- Za co tak ciągle przepraszasz?

- Cokolwiek wczoraj zrobiłem... czy cię uraziłem w jakiś sposób...

- Nic złego nie zrobiłeś. – Powiedział kierując się do drzwi – Możesz spać spokojnie, Oliwer.

Bardzo chciałem wierzyć w jego słowa, lecz nie pokrywały się z jego tonem ani spojrzeniem, którym mnie pożegnał. Z jakiegoś powodu wydawał się zraniony... musiałem to sobie tylko wyobrazić.

*******

Ted od tamtego picia nie pojawił się więcej przed moimi drzwiami. Nie wpraszał się bez zaproszenia, ani nie pokazywał na oczy. Minął tydzień od tamtego wydarzenia, a mnie wciąż męczył moralny kac. W alkoholu najgorszy nie był kac wywracający żołądek na lewą stronę i wysuszający organizm z pięćdziesięciu procent wody, a ten kac, który zmuszał cię do rozpamiętywania tamtych chwil. Ten kac, który każe ci sobie wyobrażać, co zawstydzającego i idiotycznego mogłeś zrobić, gdy mózg stracił połączenie z resztą ciała.

- Jesteś jakiś nieobecny ostatnio, Oliwer.

Zatrzymałem się gwałtownie ku niezadowoleniu ciągnącego mnie labradora, pies prychnął nie planując tak łatwo ze mną przegrać. Zwierzę zaparło się nogami próbując mnie zmusić do dalszego ruchu.

- Alicja, - zwróciłem się w jej kierunku niemal błagalnym tonem – czy Ted nadal jest na mnie zły?

- Zły? Na ciebie? – Powtórzyła zaskoczona – Nie wygląda inaczej, niż zazwyczaj.

Wzruszyła ramionami popychając na przód, psy zasługiwały na spacer. Przyjąłem jej słowa niezbyt pocieszony. Skoro nie był na mnie zły to, czemu miałem wrażenie, że mnie unika? Ten kac moralny naprawdę mnie zabije, nie mogłem przestać o tym wszystkim myśleć.

- Pokłóciliście się? – Dopytywała wpatrując się w moją żałosną minę.

- Sam nie wiem, - wymamrotałem drapiąc się po karku – ucięło mi film...

Nagły śmiech Alicji wcale nie poprawił mi nastroju.

- Ile musiałeś wypić, żeby doprowadzić się do takiego stanu?

- Naprawdę dawno nie piłem... - tylko tyle miałem na swoje usprawiedliwienie.

Zażenowany nie mogłem na nią spojrzeć. W moim wieku takie upicie się naprawdę dobrze o mnie nie świadczyło. W żadnym wieku to dobrze nie świadczy.

- Skoro tak cię to męczy, dlaczego sam do niego nie pójdziesz?

- A jak nie będzie chciał ze mną gadać?

- Weź ze sobą łapówkę.

- Łapówkę? – Powtórzyłem niezbyt przekonany do tego pomysłu.

- Coś, na co nikt nie odmówi – przytaknęła z szerokim uśmiechem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top