Dom marzeń#4
- Nie poprosiłem cię o nic niemożliwego.
Przedłużające się milczenie doprowadzało mnie do szału. Nie byłem pewien czy znam ten męski głos, moja pamięć do takich spraw była wyjątkowo kiepska. Większość ludzi brzmiała dla mnie po prostu tak samo.
- To, czemu nie zajmiesz się tym sam? Dobrze wiesz, że nie lubię robić za pośrednika. Na pewno nie w takich sprawach.
- Pomóż mi jeszcze ten jeden raz.
- Dlaczego? – Zapytała z rozdrażnieniem Alicja – Nie wolałbyś, żeby to tobie był wdzięczny?
- To... skomplikowane – odparł ostrożnie męski głos.
- Dla mnie nie, wręcz przeciwnie. Gdybym spotkała swoją pierwszą miłość po tylu latach zdecydowanie nie wypuściłabym takiej szansy z dłoni.
- Ty jesteś inna.
- Od ciebie nie tak bardzo. – Zakpiła – Gust mamy bardzo zbliżony. Jak ty nie zaczniesz coś działać, ja to zrobię.
- Nie odważysz się – warknął nieznajomy.
- Sprawdź mnie.
Serce podeszło mi do gardła, usłyszałem kroki zbliżające się w moim kierunku. Nerwowo zacząłem szukać kryjówki. Wskoczyłem za ustawione kartony z karmą starając się jak najmocniej zlać ze ścianą.
- Po prostu to przekaż – doszły mnie ostatnie słowa mężczyzny.
Próbowałem dostrzec, kto to był, za szybko szedł. Zdążyłem zauważyć jedynie skrawek czarnych spodni. Może nie były czarne tylko ciemne? Nawet tyle nie zobaczyłem. Odetchnąłem ciężko zdając sobie sprawę jak żałosny jestem. Zażenowany własnym zachowaniem siedziałem za kartonami. Ile powinno minąć czasu, żebym mógł stąd wyjść i w naturalny sposób wejść do jej gabinetu? Wstałem powoli przechadzając się wśród wybiegów. Było to lepszym rozwiązaniem, od siedzenia w ukryciu jak jakiś podejrzany typ. Nie chciałem, żeby Alicja źle zinterpretowała moje zachowanie. Nie miałem pojęcia, co tak właściwie podsłuchałem i szczerze nie powinno mnie to interesować. Były to jej prywatne sprawy. Przeklinałem się w duchu za swoją ciekawość. Teraz nie mogłem wyrzucić z głowy myśli, że Alicja ma kogoś, kogo lubi.
- Więc to przez ciebie psy tak ujadają.
Drgnąłem czując na ramieniu czyjąś dłoń. Zaskoczony spojrzałem na uśmiechniętą kobietę, jej kręcone włosy były dziś wyjątkowo puszyste.
- Już myślałam, że cię dziś nie zobaczę.
- Straciłem poczucie czasu... - wymamrotałem nie siląc się na żadną konkretną wymówkę.
- I tak jestem pełna podziwu, że znajdujesz dla mnie czas z taką ilością rzeczy do zrobienia – powiedziała z szerokim uśmiechem, niezrażona moim brakiem entuzjazmu do prowadzenia tej rozmowy.
- To forma przerwy, – przyznałem z nerwowym śmiechem – odpoczywam od tych napraw.
- To, co powiesz na to, żebym ci pomogła? – Zaproponowała stając odrobinę zbyt blisko.
Zgodziłem się tak szybko, że wprawiłem Alicję w śmiech. Nie potrzebowałem jej pomocy, ale bardzo chciałem móc spędzić z nią więcej czasu. Nie miałem zamiaru pozwolić jej robić czegoś trudnego czy ciężkiego... najlepiej, żeby nic nie robiła. Jakby siedziała tylko na kanapie, to by mi wystarczyło. Sama jej obecność dodałaby mi siły do pracy.
- Tak swoją drogą, - mruknęła w zamyśleniu, gdy dotarliśmy już do jej gabinetu. Kobieta zajrzała do środka sięgając po pudełko stojące blisko drzwi – mam coś dla ciebie. W domu po twoich dziadkach długo nikt nie mieszkał, więc pomyślałam, że ci się przyda.
Niepewnie przyjrzałem się srebrnemu urządzeniu, który wystawał z nieoznakowanego opakowania. Było bardzo lekkie, a z tyłu posiadało zbiornik na wodę, jak w ekspresach. Nie mógł to być ekspres, nie widziałem wejścia na kawę. Poza tym, nie miałoby to sensu z tym, co powiedziała. Zamyślony badałem urządzenie próbując znaleźć jego zastosowanie, nie miałem wcześniej niczego podobnego. Rozbawiona Alicja podpięła je pod prąd. Cichy, ale notoryczny dźwięk wypełnił pomieszczenie.
- To do zbierania wilgoci – wyjaśniła oddając mi obiekt – Mam nadzieję, że trochę ci to pomoże.
Do domu wróciłem podekscytowany. Nie kojarzyłem drogi powrotnej, przyleciałem jak na skrzydłach. Otrzymane urządzenie podpiąłem w salonie. Nawet gdyby kompletnie nic nie robiło i tak bym postawił je w honorowym miejscu, przecież było od Alicji! Myśl, że Kocur ma zamiar tu przyjść dodawała mi energii. Miała zamiar tu przyjść! Przyjść do mnie! Ona miała zamiar... przyjść do mnie. Naprawdę chciała przyjść do tego miejsca? Brudnego, zakurzonego, zgrzybiałego, a nawet zapleśniałego w niektórych miejscach? Zrobiło mi się, aż słabo na tę myśl. Nie było to odpowiednie miejsce do przywitania jakiejkolwiek kobiety, a z pewnością nie Alicji.
Tej nocy nie zmrużyłem nawet oka. Zamiatałem, ścierałem kurze, myłem okna i podłogi. Wypłoszyłem resztę pająków i nawet wstawiłem kwiaty do znalezionego wazonu, żeby z samego rana przeżyć jeden z najgorszych zawodów w moim życiu.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – mruknął Ted oglądając się za siebie, jakby faktycznie wierzył, że mógłbym coś poza nim zobaczyć.
Z lekkim niedowierzeniem przyglądałem się mężczyźnie. Czy to miał być jakiś żart? W drzwiach wcale nie stała piękna kobieta metr pięćdziesiąt o brązowych lokach do ramion, a jej znacznie wyższa, bardziej umięśniona i mniej uśmiechnięta męska wersja. Skrzywiłem się na widok Teda. Wolałbym nie mieć z nim zbyt wiele do czynienia. Z policją żyło się dobrze tylko na odległość. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy są na służbie, a kiedy prywatnie.
- Coś w ten deseń – wymamrotałem patrząc, jak mężczyzna wprasza się bez mojej zgody do środka.
- Nie wiedziałem, że mieszczuchy wierzą w takie rzeczy.
„Nie wiedziałem, że ludzie ze wsi są takimi wieśniakami" – odparłem w myślach urażony słowem „mieszczuch". Ugryzłem się w język powstrzymując przed takimi komentarzami, byłem ponad to. Byłem, więc musiałem zachować się dojrzale. Żałowałem tylko, że nie było tu nikogo, kto tą moją dojrzałość również zauważy.
- W jakiej sprawie dzisiaj przychodzisz, że znów postanawiasz się do mnie włamać.
Nie byłem wstanie całkiem powstrzymać się od kąśliwości.
- Przecież zapukałem.
Sposób, w jaki to powiedział nawet mnie rozbawił. Brzmiało to jak prawdziwie dobra reguła. Postanowiłem to zapamiętać. Jeżeli kiedykolwiek postanowię się gdzieś włamać i zostanę na tym przyłapany powiem policji i przed sądem dokładnie to samo: „Przecież zapukałem".
- Alicja powiedziała, że potrzebujesz pomocy – dodał dostrzegając, że naprawdę nie mam pojęcia, czego on ode mnie chce.
Tym jednym zdaniem puścił moją piękną fantazję o wizycie Alicji z dymem. Niepotrzebnie zarwałem nockę, Ted zdecydowanie nie był godzien tego całego poświęcenia.
- Mówiłem to już Alicji, ale powiem też tobie: Nie potrzebna mi niczyja pomoc, daje sobie sam świetnie radę – prychnąłem odchodząc w stronę ogrodu.
Jak na złość moja noga zapadła się pod spróchniałą deską tarasu, nie wytrzymała mojego ciężaru. Niedowierzająco wbiłem wzrok w dziurę. Czy ja żyłem w jakiejś kreskówce? A może w naprawdę żałośnie ułożonej komedii?
- Nie jest tak źle, jak to wygląda – starałem się wybrnąć z tej sytuacji, lecz kolejna deska widowiskowo zakończyła żywot.
Od puszczenia wiązanki pięknie dobranych słów z klasą powstrzymało mnie tylko wbite w moje plecy miodowe spojrzenie. Jednego byłem pewien, nie wyglądałem bardziej żałośnie od wydarzenia z twarzą w błocie. Ten moment zabolał moją dumę, lecz wciąż byłem czysty. Nie było dramatycznie, byłem wstanie sam wyjść z tych dziur. Raczej mógłbym sam wyjść z tych dziur, gdyby Ted nie złapał mnie pod pachy i nie wyciągnął na trawę. Dopiero ten moment zabolał, moja duma dawno nie była tak opluta i skopana przez jedną osobę, która nawet nie starała się tego zrobić. Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem, za kogo on się w ogóle uważał? Mógł sobie być wyższy ode mnie, bardziej umięśniony i wysportowany... wpatrzony w jego muskulaturę zgubiłem wątek. Potrząsnąłem głową odrywając wzrok od za ciasnej podkoszulki policjanta. Ja pracowałem mózgiem, nie fizycznie. Mózg to jeden z najważniejszych mięśni w ciele człowieka! Jego bicepsy nie miały żadnych szans z moim intelektem, narzekałem w myślach.
- Nie jest źle. – Przyznał zerkając do salonu – Wewnątrz jest znacznie czyściej, niż ostatnio.
- Czego niby spodziewałeś się ostatnim razem? W jedną, nieprzespaną przez włamywacza noc nikt nie dałby rady obrócić domu w błysk.
Kocur zamarł z dłonią na młotku nie patrząc w moim kierunku. Nie bardzo wiedziałem czemu, ale jego reakcja wydała mi się bardzo podejrzana. Sztyletowałem wzrokiem jego plecy zastanawiając się nad tym, co on w ogóle do mnie powiedział. W noc włamania nie było go w środku, a następnego dnia wpuściłem go na korytarz? Pokręciłem głową, przecież mógł zobaczyć otoczenie znad mojej głowy. Niepotrzebnie wkręcałem sobie dziwne podejrzenia. Mimo wszystko Ted był policjantem, nie zrobiłby niczego nielegalnego, prawda?
- Nie spodziewałem się, że naprawdę tutaj wrócisz – powiedział podnosząc wreszcie wzrok na mnie.
- Jak kupisz inny dom, świat się nie zawali – odparłem ciężko wzdychając – Jestem pewien, że zbudowanie nowego wyjdzie znacznie taniej od wyremontowania tej ruiny.
- To, dlaczego sam tego nie zrobiłeś?
To było doskonałe pytanie, na które miałem więcej, niż jedną odpowiedź. Z czego żadnej z nich nie podałbym jemu, ani nikomu innemu. Zagryzłem wargę uciekając wzrokiem. Dlaczego właśnie tu? Nie miałem gdzie pójść. Dlaczego ten dom? Dostałem za darmo. Potrzebowałem miejsca, do którego będę mógł uciec teraz i natychmiast. To miejsce dawało mi wszystko. Wolność, której tak teraz potrzebowałem. Ciężko było nazwać to domem marzeń, ale było spełnieniem moich aktualnych potrzeb.
- A ty? – Odbiłem pytanie wymigując się od odpowiedzi.
Nie oczekiwałem niczego z jego strony. Nie znaliśmy się zbyt dobrze, więc nie był zobowiązany do czegokolwiek. Dlatego byłem tak zdziwiony, kiedy faktycznie mi odpowiedział.
- To dom moich marzeń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top