Rozdział 3

2 tygodnie później*
Luna:Nie dawno usłyszałam,że niektórzy ćwiczą do konkursu chciałabym w nim wystąpić aby John nie miał za mnie watydu Ambar głupio po prosić mi o pomoc więc po proszę o to Matteo.Zobaczyłam go przy chłopakach.Hej Matteo możemy pogadać?
Matteo:Hej,a o co chodzi?
Luna:Bo wiesz wolałabym sam na sam.
Matteo:Dobra to chodź.I odeszliśmy kawałek od chłopaków aby nie słyszeli.Więc o co chodzi?
Luna:Bo wiesz jest teraz konkurs dla wojskowych i chce trafić do drużyny.Potrenujesz mnie?
Matteo:No nie wiem czy to jest dobry pomysł.
Luna:No proszę złożyłam ręce jak do modlitwy.
Matteo:No dobra.
Luna:Aa zaczęłam piszczeć dziękuję i rzuciłam mu się na szyję.
Matteo:Niepwnie oddałem uścisk.
Ramiro:Ta dziewczyna.
Gaston:Co on takiego jej powiedział,że aż go przytuliła?
Simon:Nie mam pojęcia.
Luna:Ale musisz mi obiecać na małego paluszka,że to będzie nasza tajemnica.
Matteo:Obiecuję.
Luna:To ja idę na razie.I jeszcze raz się na niego rzuciłam tak,że przez przypadek upadliśmy na ziemię zaczęliśmy się śmiać w niebogłosy.
Ambar:Podeszłam do chłopaków.A tutak coś się święci?
Simon:Właśnie się zastanawiamy.
Ambar:Muszę przyznać Luna się zmieniła na lepsze.Wcześniej by nawet nie zrobiła tak jak teraz się rzuciła na Matteo.
Candy:A tutaj co za zbiorowisko?Na co się patrzycie?Spojrzałam na Lunę i Matteo.Ojejku jak słodko.
Luna:Spojrzeliśmy sobie chwilę w oczy.Em dobra koniec wstałam z niego delikatnie.Przepraszam cię za to czasem tak mam jak się ucieszę.
Matteo:Nie ma sprawy.Idziemy do reszty?
Luna:Jasne.Hej kochani co słychać?
Candy:A nic ciekawego,a u was?
Luna:Wręcz idealnie zaśmiałam się.
Ambar:A to dlaczego?
Luna:Kiedyś ci powiem.Teraz nie jest na to czas muszę być pewna.
Ambar:Rozumiem.
Luna:A teraz muszę coś załatwić pobiegłam szybko.
Candy:My z Ambar też idziemy.
Ramiro:Matteo nie gadaj,że się zadużyłeś w tej laluni?
Matteo:W Lunie no co ty nie mój typ.
Gaston:Tak myślisz?
Simon:Dobrze myśli to nie dziewczyna dla niego.
Gaston:Co wy gadacie?Przecież on sam powinien wybrac sobie dziewczynę,a nie wy mu.
Matteo:Gaston oni mają racje i odszedłem.
Gaston:Wy nie możecie mu wybierać dziewczyny tylko ją akceptować.To wasz przyjaciel,a wy tylko utrudniacie mu wszystko.I odszedłem.
Matteo:Chłopaki mają rację nie powinienem się w ogóle nią interesować.
Gaston:Co tam?
Matteo: A nic
Gaston:Co tam z Luną?
Matteo:Nic,a co ma być?
Gaston:Matteo widzę jak na nią patrzysz.
Matteo:Może i jest ładna ale to nie mój typ.
Gaston:Matteo złapałem go za ramię.Miłości się nie wybiera pamiętaj sama przychodzi.I odszedłem.
Matteo:Ale przecież ja jej nie kocham.Nie kocham nie?

Następny dzień*
Luna:Idę sobie przez park w naszej szkole byłam ubrana w codzinne ubranie kiedy usłyszałam melodie podeszłam do tego miejsca był tam Matteo zdziwiło mnie to.Usiadłam koło niego na ławce gdy mnie zobaczył przestał grać.
Luna:Nie wiedziałam,że grasz.Piękna melodia zaklaskałam chcesz to możesz grać dalej.
Matteo:Może kiedy indziej zaśmiałam się.
Luna:No dobra kiedy zaczniemy treningi?
Matteo:A kiedy chcesz?
Luna:Najlepiej od zaraz.
Matteo:To za 15 minut przy torze
Luna:Jasne,to do zobaczenia.I odeszłam.
Matteo:Poszedłem odstawiłem gitarę i pobiegłem szybko,żeby się nie spóźnić Luna już była na miejscu.Spóźniłem się?
Luna:Nie,jesteś przed czasem.
Matteo:To spoko.To zaczynamy?
Luna:Jasne.
Matteo:To dajesz przeskok przez błoto z liną.
Luna:Wyszło mi idealnie.Tak powiedział Matteo.
Matteo:Teraz dajesz opony.
Luna:Przebiegłam przez opony,a teraz wzniesienie i zjazd po linie.Weszłam Matteo ja nie zjadę
Matteo:Co zrobisz gdy ktoś z drużyny będzie potrzebował pomocy?Też powiesz,że się boisz i uciekniesz?
Luna:Wzięłam wdech i wydech i powoli wyskoczyłam i zamknęłam oczy.
Matteo:Możesz już otworzyć oczy jesteś już na ziemi.
Luna:I jak było źle?
Matteo: Tak,było niesamowicie zaśmiałem się.Myślę,że pójdę sam do generała i powiem mu,że wystąpisz z nami.
Luna:Zaczęłam piszczeć dziękuję.
Matteo:Nie masz za co.Brawo udało ci się.
Luna:Wiesz ja już muszę iść.Do zobaczenia tak?
Matteo:Jasne.
Luna:Jeszcze raz dziękuję i pocałowałam go w policzek.I odeszłam.
Matteo:Spojrzałem jak odchodzi i dotknąłem policzka poczułem takie dziwne mrowienie.
Gaston:Co tam?
Matteo:Miałeś racje.
Gaston:Z czym?
Matteo: Zakochałem się w niej chyba.
Gaston:Mówiłem.
Matteo:Co ja mam zrobić?
Gaston:Nie mam pojęcia.
Matteo:Ja też.
Luna:Idę sobie właśnie kiedy podjeżdża samochód Joe.Co on tutaj robi.
Joe:Wysiadłem z samochodu z kwiatami.Chce prosić Lunę o wybaczenie.
Luna: Joe co ty tutaj robisz?
Joe:Przyjechałem cię odzyskać wrócisz do mnie?
Luna: Joe sam to wszystko skreśliłeś.Nas już nie ma.
Joe:Jak to nie ma?Luna proszę weź tutaj ode mnie te kwiaty i mi wybacz.
Luna:Wzięłam je od niego.I zaczęłam po nich deptać.W dupie mam twoje kwiaty.Wypad stąd.
Candy:Widziałam z Ambar tą sytuacje.Ambar muszę tam iść i odeszłam.Nie słyszałeś co powiedziała masz stąd jechać.
Joe:Nie odjadę dopóki jej nie odzyskam.
Matteo:Szliśmy z Gastonem i Ramiro i zobaczyliśmy tą szopkę.
Luna:Wiecie co to nie ma sensu ja idę.
Joe:Złapałem ją za rękę.
Luna:Puść mnie to boli.
Joe:Nie puszczę dopóki do mnie nie wrócisz.
Luna:Zostaw mnie nie rozumiesz?
Matteo:Podeszliśmy  z chłopakami do nich.Nie słyszałeś masz ją puścić.
Joe:Bo co mi zrobisz?
Matteo:Złapałem go za rękę którą trzymał Lunę i popchnąłem.Powiedziała,że masz jej nie dotykać to masz jej nie dotykać.
Joe:Będę robił to co mi się podoba.Luna wracasz ze mną.Pociągnąłem ją za rękę.
Luna:Ała zostaw mnie.
Matteo:Popchnąłem tego gościa.Jeszcze raz złapałem go za koszulę będziesz używał przemocy w kierunku jakiejś kobiety obije ci ten ryj.
Joe:Walnąłem mu z pięści i zaczęliśmy się.szarpać.
Luna:Chłopacy przestańcie.
Generał John:Co tutaj soę dzieje?
Przestańcie natychmiast.Matteo myślałem,że jesteś porządniejszy.A ty Joe wracaj do domu i to już.
Luna:Generale ale to moja wina.To przeze mnie Matteo się na niego rzucił.Proszę go zostawić.
Generał John: Następnym razem Matteo pogadamy inaczej.
Matteo: Rozumiem,złapałem się za wargę rozciął mi ale jego twarz wygląda gorzej.
Luna:Matteo daj ci to opatrzę złapałam go za rękę i poszłam po apteczkę.Usiądź tutaj na tym murze to cię opatrzę.
Matteo:Tak jest pani doktor.
Luna:Polałam trochę wody utlenionej na wacik i przyłożyłam do jego wargi.
Matteo: Zasyczałem.
Luna:Oj no już nie mów,że boli przecież z ciebie taki twardziel.
Matteo: A może tylko udaje twardziela co ty na to?
Luna:Ach tak to nie wiedziałam.Bardzo skryty z ciebie chłopak Matteo.
Matteo: Ty też jesteś bardzo tajemnicza.
Luna:Ach tak,a to niby czemu?
Matteo:Udajesz pustą lalę,a wcale  taka nie jesteś.
Luna:Czasem trzeba udawać,żeby siebie nie ranić.Uśmiechnęłam się.Już skończone.
Matteo:Dzięki.
Luna:Wiesz ja już idę jeszcze przede mną ciężki dzień.I odeszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #lutteo