02
Następnego dnia wszyscy zajęli się oczyszczaniem obozowiska ze sztywnych. Przenosili ich na kupkę, aby potem ich łatwo spalić. Pochowają tylko Amy.
Chloe obserwowała wszystko z gałęzi drzewa, na której siedziała i machała nogami. Pod nosem nuciła piosenkę, którą często śpiewała, gdy mieszkały jeszcze z Daryl'em. O pień drzewa opierał się Carl i słuchał dziewczynki.
Andrea siedziała cały czas przy martwej siostrze. Czekając aż ta się zmieni.
Natalie podeszła do jednego ze sztywnych i zaczęła go ciągnąć do stosu, jednak chwilę potem przejął go Daryl.
-Amy może lada chwila się podnieść-powiedział do jasnowłosej wskazując na dwie blondynki.
-Niestety masz racje-westchnęła-Dlatego powiedziałam dzieciakom, aby trzymały się z dala-powiedziała.
-Dzięki-powiedział nagle i rzucił sztywnego na stos.
-Za co?-spytała zdziwiona.
-Za to, że opiekowałaś się Chloe i to nie tylko tutaj w obozie, ale widać też że gdy jej matka wylądowała w szpitalu-odparł-Widać, że jest z tobą zżyta-dodał.
-To prawda-mruknęła.-Gdy Lucy wylądowała w szpitalu, często zostawałam z Chloe, gdy jej siostra była poza zasięgiem-spojrzała w stronę dziewczynki-często płakała, a wtedy zwykle grałam z nią w karty lub razem chodziłyśmy na spacer z moim psem. Bardzo go polubiła-Dodała z uśmiechem.-Po śmierci Lucy często z nią rozmawiałam, bo Carmen nie miała dla niej wiele czasu.
-Właśnie za to ci dziękuję-uśmiechnął się lekko-Zastąpiłaś jej w pewnej części matkę-dodał i odszedł zostawiając Natalie z mętlikiem w głowie.
Chloe obserwowała sytuację z daleka i lekko się uśmiechnęła. Cieszyła się, że mimo wszystko jej tata i Nat się dogadali.
W pewnym momencie usłyszała czyjś krzyk, że Jim został ugryziony. Dziewczynka chciała szybko zeskoczyć z drzewa co nie najlepiej jej wyszło, bo pisnęła gdy źle upadła na nogę, a ta zaczęła ją boleć.
-Natalie! Chodź!-Carl zareagował od razu wołając pomoc. Kobieta od razu pojawiła się przy dzieciach i podwinęła nogawkę dziewczynce. Noga zdążyła już spuchnąć.
-Cholera-powiedziała cicho. Wiedziała, że musi sprawdzić czy noga nie jest złamana, a aby to zrobić musi ją dotknąć. Bała się jednak, że dziewczynka zacznie za głośno krzyczeć i sprowadzi więcej sztywnych.-Daryl! Chodź szybko!-dwa razy powtarzać nie trzeba było. Mężczyzna po chwili się zjawił i od razu uklęknął przy swojej córce i spojrzał na jej nogę.
-Co się stało?-spytał patrząc na Carla.
-Zeskoczyła, ale źle upadła na nogę-powiedział chłopiec.
-Daryl-blondynka zwróciła jego uwagę na siebie-Musisz ją przytrzymać i zrobić coś aby nie krzyczała.
Brązowowłosy od razu usiadł za córką i zaczął ją zagadywać, a ta nawet nie pisnęła, gdy Natalie zaczęła dotykać jej nogi.
-Nie złamana-odetchnęła z ulgą-Jedynie skręcona-spojrzała na Daryla-Carl idź po mój plecak-powiedziała chłopcu, a ten wrócił po chwili z torbą.
Kobieta od razu posmarowała nogę dziewczynki maścią i ją usztywniła.
-Oszczędzaj się-powiedziała i poklepała dziewczynkę po ramieniu.
Niestety nie mieli kul i dziewczynka musiała jakoś sobie radzić. Na szczęście z odsieczą przyszli Carl i Shopia, którzy pozwolili, aby Chloe się na nich oparła i teraz chodzili we trójkę razem. Szatynka była najmniejsza i najlżejsza z całej trójki więc nie był to problem.
Daryl mimo wszystko obserwował szatynkę, a Natalie poszła aby pomóc reszcie z Jim'em.
Dorośli zdecydowali, że pojadą do Centrum Chorób Badawczych, które było 25 mil od Atlanty.
Zebrali obóz i podzielili się na samochody. Chloe jechała z Darylem i Natalie. W drugim samochodzie Rick, Lori, Carol, Sophia i Carl, a reszta w kamperze.
Dziewczynka przespała większość drogi. Obudziła się dopiero, gdy ruszyli ponownie.
-Co się stało?-spytała, a Daryl spojrzał na nią w lusterku.
-Jim wysiadł-odparł, a Nat szturchnęła go w ramię.
-Co?
-Czuł, że nie wytrzyma-wytłumaczyła Natalie-Prosił abyśmy go zostawili-dodała, a dziewczynka skinęła na znak, że rozumie. Reszta drogi minęła bez postoju. Wysiedli przed dużym budynkiem.
-Szybko!-ponaglił ich Rick, gdy zobaczył zbliżające się stado. Chloe trzymała się blisko Daryl'a i Natalie.
-Cholera!-warknęła jasnowłosa, gdy zobaczyła, że drzwi się nie otwierają.
-Mówiłem, że nikogo tu nie ma!-krzyknął Shane, a jak na zawołanie drzwi się otworzyły.
-Dzieciaki szybko!-zawołała Natalie, a Chloe z pomocą Carla i Sophie wbiegła do środka. Wszyscy rozglądali się, aż ich wzrok trafił na jakiegoś faceta. Chloe przytuliła się od tyłu do ojca.
-Są z wami zarażeni?-spytał.
-Był, ale nie wytrzymał-odpowiedział Rick.
-Zgodzicie się na badanie krwi?
-Tak!
-To wchodźcie! Szybko, jak te drzwi się zamkną to więcej ich nie otworzę.
I takim sposobem wszyscy znaleźli się na kolacji z Janner'em. Chloe siedziała na kolanach ojca i grzebała widelcem w talerzu opierając głowę na ręce.
-Jedz-powiedziała do niej Nat, która siedziała obok, a szatynka westchnęła głośno.
-Ej, mała-Daryl poprawił ją na kolanach-Wcinaj-po słowach ojca niepewnie wzięła trochę potrawy i zjadła. W końcu na talerzu nie zostało nic, a Chloe sięgnęła po sok. Widziała jak dorośli piją wino.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top