Rozdział 2
Kilka kolejnych godzin Severus spędził w swoich komnatach - myśląc, nie dąsając się, jak sam się pośpiesznie zapewnił - chociaż wiedział, że w końcu i tak będzie musiał zrobić to, co nakazał mu Dumbledore. Odczuwał przemożną ochotę przed nadchodzącą ciężką próbą wzmocnić się szklaneczką ognistej whisky, lecz podejrzewał, że odór alkoholu w jego oddechu nie zostałby dobrze przyjęty przez Weasleyów.
Przez krótką chwilę rozważał, czy nie powinien się im pokazać w sztok pijany. Istniała nadzieja, że w takim wypadku popędziliby do Dumbledore'a, upierając się, że nauczyciel eliksirów nie był odpowiednim opiekunem... Ostatecznie jednak z niechęcią odrzucił ten pomysł. Bez trudu przekonałby Weasleyów o swoim braku kwalifikacji do tej roli, ale Dumbledore niestety był twardszym orzechem do zgryzienia i w mgnieniu oka przejrzałby plan Severusa. Snape zgrzytnął zębami. Takie właśnie miał szczęście. Ze służby prawie wszechmocnemu, egocentrycznemu wariatowi przeszedł do służby prawie wszechmocnemu, uwielbiającemu manipulacje staruchowi.
Dlaczego nie mógł skończyć jak pozostali Mistrzowie Eliksirów? Czytał ich listy w "Dzienniku Nauczycieli Eliksirów". Inni Mistrzowie Eliksirów narzekali, że ich dyrektorzy nie zapewniali im wystarczającej ilości miejsca na składowanie zapasów albo odmawiali sfinansowania zakupu nowych kociołków lub dogryzali im po zdarzających się czasem wypadkach związanych z ich zawodem. Tylko jakoś nikt nie żalił się, że został wrobiony w adopcję naznaczonego przepowiednią dziecka ani że kazano mu uczestniczyć w zakładaniu skomplikowanych pułapek na terenie szkoły, które miały powstrzymać Czarnych Panów, usiłujących zdobyć na poły mityczny skarb.
Severus w myślach skomponował swój list: Drogi "Dzienniku Nauczycieli Eliksirów", bardzo chciałbym wiedzieć, jak inni Mistrzowie Eliksirów radzą sobie ze zmieszczeniem wszystkich obowiązków w czasie. Pewne wyzwanie stanowi dla mnie stworzenie nowych planów lekcji i przygotowania do zajęć praktycznych podczas szpiegowania dla Jasnej Strony. Czy ktoś mógłby mi podpowiedzieć, jak można pogodzić spotkania śmierciożerców z opracowaniem owutemów? Nie, nikt więcej raczej nie miał tego rodzaju problemów. Ależ był szczęściarzem.
Zdał sobie sprawę, że robi się późno. Musiał załatwić to natychmiast albo wyjaśnić zwłokę Dumbledore'owi... Gdyby zaś stanął przed koniecznością stawienia czoła chociaż jednemu więcej błyskowi w oku czy cytrynowemu dropsowi, kompletnie by oszalał. Dokonanie żywota w łóżku sąsiadującym z Longbottomami wyglądało coraz bardziej zachęcająco z upływem godzin. Głęboko zaczerpnął powietrza, wrzucił do kominka garść proszku Fiuu i podał adres.
- Pani Weasley? - zawołał do rudej kobiety, krzątającej się po wyglądającym na przytulny, choć wyświechtanym salonie.
- Tak? Ależ to profesor Snape! - Molly ze zdumieniem uniosła brwi, które zaraz zmarszczyła w groźnym grymasie. - Co oni znowu nawyprawiali?
- Może to zaskakujące, ale tym razem nie chodzi o bliźniaków - odparł Severus sucho. - Mogę wejść?
Wyraz zdziwienia powrócił na twarz Molly.
- Oczywiście.
Gdy tylko znalazł się w Norze, Molly Weasley usadowiła go w najmniej zniszczonym fotelu i postawiła tuż przy jego ręce filiżankę z herbatą. Z trudem oddał jej talerz pełen domowych herbatników.
- Nie, dziękuję - powiedział najuprzejmiej jak zdołał przez zaciśnięte zęby.
- Ma pan alergię na czekoladę? - spytała ze współczuciem. - W kuchni mam trochę z masłem orzechowym. A może woli pan owsiane z rodzynkami? Albo kruche? Mogłabym też zaraz upiec babeczki...
- Nie! - Zorientował się i zmusił do zmiany swego tonu z rodzaju "zacznijcie mnie wreszcie słuchać albo wybuchnie wam kociołek, a wtedy nakarmię kałamarnicę waszymi wnętrznościami". To był rodzic, nie uczeń. Irytujący rodzic, bez wątpienia, ale nadal rodzic. - Chciałem powiedzieć, że dziękuję, ale nie skorzystam. Nic mi nie potrzeba.
Molly wyglądała na zranioną.
- Nie smakuje panu moja kuchnia?
Severus czuł, jak w błyskawicznym tempie rośnie mu ciśnienie, kiedy brał herbatnik z talerza.
- Mmm. Przepyszne - warknął.
Molly uśmiechnęła się, siadając.
- Co mogę dla pana zrobić?
- Chciałbym coś przedyskutować z panią i pani mężem. Czy jest w pobliżu?
- Tak, odgnomia ogród na tyłach, z Ginny. Może mi pan zdradzić, o co chodzi?
- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli wyjaśnię to państwu jednocześnie. I czy moglibyście odesłać córkę na jakąś godzinę? - Przerwał, zastanawiając się, w jaki sposób zapewnić sobie jej współpracę, nie musząc jednocześnie a.) wyjaśniać nic więcej, b.) jeść kolejnych herbatników. - Jestem tu na prośbę Dumbledore'a. - No, mniej więcej.
Oczywistym było, że Molly aż płonęła z ciekawości, będąc jednak weteranem Zakonu, zareagowała na nazwisko dyrektora zgodnie z przewidywaniami.
- Naturalnie.
Pięć minut później Ginny została odesłana kominkiem do babci, a Artur, Molly i Severus zebrali się w salonie.
- Przepraszam, że przeszkodziłem państwu w rodzinnym wieczorze i prosiłem o odesłanie panny Weasley, lecz mam wrażenie, że najlepiej będzie, jeśli nasza rozmowa nie zostanie przez nikogo podsłuchana.
Teraz już miny obojga Weasleyów wyrażały troskę i ciekawość.
- Czy coś się stało, profesorze? - zapytał Artur, marszcząc brwi. - Czy chłopcom nic nie jest?
- Wszystkie wasze dzieci czują się świetnie - zapewnił go Severus. - Jestem tu, aby zapytać, czy nie zechcielibyście jeszcze jednego.
Hm. To chyba nie zabrzmiało odpowiednio. Teraz oboje gapili się na niego z otwartymi ustami.
- Nie w pełnym wymiarze godzin - zapewnił pośpiesznie. - Raczej coś w rodzaju krótkoterminowej dzierżawy.
- Wynajmuje pan dzieci?! - zaskrzeczała Molly.
Artur chwycił ją za rękę.
- Jestem pewny, że nie o to chodzi, kochanie.
Severus zmarszczył brwi. To przecież nie było aż tak skomplikowane. Doprawdy, Gryfonom wszystko trzeba przeliterować. Postanowił zabrać się do tego bardzo, ale to bardzo powoli.
- Spotkali państwo, o ile się orientuję, pana Pottera...
- Harry'ego? - krzyknęła zaskoczona Molly. - Tego słodkiego, małego chłopca w okularach? Na niebiosa, jakim jest cudownym dzieckiem!
- Ron chyba już się z nim zaprzyjaźnił - przytaknął Artur. - A bliźniacy i Percy również napisali o nim w listach same miłe rzeczy. Rozumiem, że trafił do Gryffindoru. - "Oczywiście" z uprzejmości pozostało niewypowiedziane, biorąc pod wzgląd skład towarzystwa.
- W rzeczy samej - przyznał Severus beznamiętnie. - Odkryłem, że to, co się dzieje w domu pana Pottera, jest niedopuszczalne, wobec czego...
- Co chce pan przez to powiedzieć? - przerwała mu Molly. - Czy Dumbledore nie umieścił go u rodziny po śmierci Jamesa i Lily? Pamiętam, jak się burzyliśmy, bo nie chciał nikomu powiedzieć, gdzie trafił Harry, ale zapewnił nas wszystkich, że dziecko było bezpieczne i pod dobrą opieką.
Severus skrzywił wargi.
- Najwyraźniej nie. Albus absurdalnie założył, że więzy krwi są tożsame z więzami uczuciowymi. Chłopiec zamieszkał ze swoją mugolską rodziną, która, jak się okazało, zaniedbywała go i znęcała się nad nim. Oględnie mówiąc.
Molly wybałuszyła oczy.
- Znęcała się? Nie! Biedne maleństwo!
Artur klepał ją po ramieniu, ale sam również miał ponurą minę.
- Czy Ministerstwo o tym wie? - spytał.
Severus wzruszył ramionami.
- Może pan tę kwestię poruszyć z Albusem, jeśli pan chce. Mnie interesuje obecna sytuacja pana Pottera, a nie powód, dla którego przez ostatnią dekadę pozwolono, aby przebywał pod opieką nieodpowiednich osób.
- Chce pan więc, abyśmy zajęli się Harrym? - podsumował Artur.
Siedząca obok niego Molly przestała chlipać i spojrzała na niego z entuzjazmem.
- Mamy zająć się Harrym? Oczywiście, że to zrobimy! Mówiłam Dumbledore'owi dziesięć lat temu, że chcielibyśmy...
- Nie przybyłem tutaj prosić państwa o zaadoptowanie Harry'ego ani nawet wzięcie go pod opiekę. Chodzi mi raczej o to, aby rozważyli państwo możliwość przyjmowania go w swoim domu regularnie na dłuższy pobyt w trakcie ferii.
Artur spojrzał na żonę, a następnie odwrócił się do Severusa.
- Po listach Rona podejrzewałbym, że zapewne i tak by nas to czekało, biorąc pod uwagę, jak blisko chłopcy są związani.
Molly zmarszczyła brwi.
- Dlaczego nie możemy adoptować Harry'ego? Przed chwilą pan powiedział, że potrzebny mu dom. Jeśli my się nim nie zajmiemy, to kto to zrobi?
- Dyrektor pomyślał o innym opiekunie. - Severus cały aż się zjeżył.
- O kim? - rzuciło małżeństwo równocześnie.
- O mnie - odparł zimno, mając nadzieję uniknąć nieuchronnej reakcji.
Była ona jednakże - zgodnie z jego podejrzeniami - nieuchronna.
- PAN?!
Molly otrząsnęła się pierwsza. Kompletnie ignorując Snape'a, zwróciła się do męża.
- To koniec. Dumbledore zdziecinniał na starość. Będziesz musiał rano powiadomić Ministerstwo.
Artur rzucił Severusowi przepraszające spojrzenie.
- Spokojnie, Molly, nie spieszmy się tak. Przypuszczam, że profesor Snape...
- Arturze! On był śmierciożercą! I takiego człowieka Dumbledore chce uczynić odpowiedzialnym za Harry'ego? Za Chłopca, Który Przeżył?
- Był szpiegiem - wytknął jej mąż. - Dumbledore tak mówił.
Molly parsknęła.
- Ostatecznie. Może. Ale nosi Mroczny Znak. Myślisz, że zdobył go umyślnie, tylko po to, aby szpiegować? Skąd on się w ogóle wziął?
- Myślę, że jest jednym z Prince'ów, nieprawdaż? - Artur poszedł za przykładem żony i kompletnie zapomniał o Severusie.
- No proszę! Czego ci jeszcze trzeba? Wszyscy Prince'owie byli Czarniejsi od smoły i nawet bardziej szaleni niż Blackowie! - Przerwała na moment. - No, poza tą jedną biedaczką. Jak też ona miała na imię?... Wiesz, ta, co była od nas o parę lat starsza. Elżbieta? Elaine?
- Była moją matką - wyjaśnił Snape z, w jego mniemaniu, godną pochwały powściągliwością.
- Ale nawet z nią było coś nie tak - kontynuowała Molly, klepiąc się palcem w podbródek. - Niech pomyślę, co to było?... Co to było?... Ach tak, wyszła za tego okropnego mugola.
- Był moim ojcem - zauważył Snape.
- Tak, no cóż, chyba musiał nim być - zgodziła się Molly nieuważnie. - Och, Arturze, to straszne. Nie możemy pozwolić na to Dumbledore'owi. Harry potrzebuje miłości i rodziny, i...
- Potter potrzebuje uwagi, stałości i przewodnictwa. - Snape miał dosyć bycia ignorowanym. - Czego zapewne nie otrzyma w tym domu, jako jedno z gromady waszych dzieci.
- Pięknie! - Molly spojrzała na niego gniewnie. - Po prostu cudownie! Ma pan czelność zjawiać się tutaj i obrażać nas, chociaż chce pan od nas przysługi?
Artur poklepał ją po ręce.
- Wysłuchajmy go, Molly. Ma rację, Harry potrzebuje więcej uwagi niż jest w stanie otrzymać w tak dużej rodzinie jak nasza.
Snape ostro skinął głową, dziękując Arturowi.
- Dokładnie. Nie chciałem państwa urazić, lecz pomimo tego, że państwa dom jest dla Harry'ego dobrym przykładem zdrowych relacji rodzinnych, to chłopiec potrzebuje również kogoś, kto skupi się wyłącznie na jego dobru. Biorąc pod uwagę jego... trudną... przeszłość - Molly znowu zaczęła pochlipywać - umieszczenie go w tak dużej rodzinie, gdzie jego szczególne potrzeby mogłyby nie zostać zauważone, byłoby krzywdzące. Dzięki temu, że odwiedziny w Norze pozostaną dla niego specjalną nagrodą, nauczy się tych istotnych kwestii, nie tracąc uwagi, którą otrzyma jako jedyne dziecko - z trudem przełknął ślinę - w moim domu.
- A dlaczego jest pan chętny do spełnienia tej roli? - spytał Artur, patrząc dziwnie na Severusa.
- Moje powody to nie państwa sprawa - warknął Snape.
- Wręcz przeciwnie - odparł niezrażony Artur. - Prosi nas pan, abyśmy, w gruncie rzeczy, byli wraz z panem współrodzicami, a potrzeby takiego dziecka jak Harry komplikuje nie tylko jego przeszłość, lecz również przypuszczalna przyszłość. - Snape wzdrygnął się, nie mógł jednak zaprzeczyć, że delikatna sugestia Weasleya o zainteresowaniu śmierciożerców Harrym, była całkiem na miejscu. - Musimy wiedzieć, w co się pakujemy. - Widząc, że Severus nie jest do końca przekonany, Artur uśmiechnął się szeroko. - Poza tym, jeśli będziemy grać tak ważną rolę w życiu Harry'ego, z pewnością wiele się o panu nasłuchamy. Skoro zaś większość jego komentarzy będzie zapewne miała formę narzekań, dobrze by było, gdybyśmy mogli pana bronić.
Snape skrzywił się z dziką złością. Jak Weasley śmiał sugerować, że Potter będzie miał na co narzekać!
- Severusie - odezwał się Artur z głębokim rozbawieniem - wszystkie dzieci narzekają na rodziców. To normalne. Ale jeżeli mamy bez strat przetrwać okres dorastania Harry'ego, to musimy pracować razem. Zaufaj nam w tym względzie.
Snape'owi wcale się to nie podobało, musiał jednak przyznać, że coś w tym było.
- Zgodziłem się na to - niechętnie! - ponieważ mam pewne... doświadczenia... z tym, czego doświadczył Potter. - Spojrzał gniewnie na parę, wyzywając ich wzrokiem do zapytania o szczegóły, lecz oboje siedzieli cicho. - W dodatku Lily Evans była mi bardzo bliska. Dorastaliśmy w tej samej okolicy i byliśmy przyjaciółmi prawie do końca naszej nauki w Hogwarcie.
- Ojej. - Molly westchnęła współczująco. - Czy to James was rozdzielił?
Snape zepchnął emocje na bok, odwracając wzrok od jej życzliwych oczu.
- Można tak powiedzieć. Byłem... byłem kompletnym idiotą. Nigdy do końca nie odzyskaliśmy tej przyjaźni. - Głęboko zaczerpnął powietrza. - Pragnę jednak zaopiekować się chłopcem. Przewiduję, że przy państwa pomocy, jak również mojej, zdoła dojść do siebie po tym, jak go traktowali ci mugole. - Ostatnim słowem praktycznie splunął.
Molly i Artur spojrzeli na siebie wymownie. Severus nie był pewny, czy wzięli jego pogardę za poglądy tkwiącego głęboko w nim śmierciożercy, czy za oczywiste oddanie dziecku. Być może uznali, że - dopóki będzie oddany dziecku - pewne śmierciożercze tendencje mogły być pozytywne, szczególnie kiedy miałoby dojść do rozliczenia się z mugolami, którzy skrzywdzili chłopca.
- Musimy przedyskutować jeszcze jedną sprawę - dodał szybko, z ochotą zmieniając temat rozmowy. - Będziecie państwo otrzymywać uposażenie związane z waszym przystąpieniem do tego planu.
Zgodnie z oczekiwaniami, oboje się żachnęli.
- Nie potrzebujemy łapówki, żeby pomóc Harry'emu! - oznajmiła Molly z oburzeniem.
Severus westchnął. Gryfoni byli tak przewidywalni...
- To nie łapówka. To tylko zwrot dodatkowych kosztów, jakie państwo poniesiecie.
- Poradzimy sob...
- Harry będzie potrzebował ubrań i jedzenia. Jeśli zechcą się państwo wybrać na rodzinną wycieczkę, dojdą koszty jego uczestnictwa i przejazdów.
- Nigdy byśmy nie wyłączyli...
- Nie zrobicie Harry'emu przysługi, jeśli będziecie go traktować jak cel dobroczynny - powiedział Snape złowróżbnie. - A w ten sposób oczywistym jest, że obie strony odnoszą korzyści.
- Będzie sobie wyobrażał, że robimy to tylko dla pieniędzy! - nie zgodziła się Molly.
- Będzie się od was oczekiwać, w przeciwieństwie do tych mugoli, rozliczenia finansowego. Jeśli więc taka kwestia w ogóle powstanie, dla Harry'ego będzie jasne, że dzięki jego obecności nie odnosicie żadnych korzyści majątkowych. Po prostu nie będziecie musieli przez to znosić dodatkowych trudności.
Artur i Molly długo na siebie patrzyli. Snape robił, co mógł, żeby nie przewracać oczami z irytacji.
- Cóż... podejrzewam, że moglibyśmy zaakceptować niewielki zasiłek, który byłby wydawany na Harry'ego.
- Albo na jego korzyść, na przykład mógłby zasilić wasz budżet spożywczy albo utrzymanie domu, skoro on tu będzie regularnie przebywał - zauważył Snape, bohatersko powstrzymując się od wskazania kilku miejsc, gdzie pieniądze były pilnie potrzebne, zaczynając od pełnego nierówności fotela, w którym właśnie siedział. - A jeśli się na to nie zgodzicie, poszukam innej rodziny.
Molly prawie wstała.
- Nie zrobiłby pan tego!
Snape tylko na nią spojrzał. Ze zmartwieniem zerknęła na męża.
- W porządku. Zgadzamy się - przytaknął Artur.
- Musimy jeszcze wzmocnić osłony wokół Nory - powiedział Snape. - Zdaję sobie sprawę z tego, że już teraz są całkiem silne, biorąc pod uwagę wasz udział w wojnie i zajęcia waszych najstarszych synów, jeśli jednak ma to być częste miejsce pobytu Chłopca, Który Przeżył...
- O to nie zamierzamy się kłócić - stwierdził Artur natychmiast. - Mamy poprosić Billa i gobliny czy Dumbledore woli to zrobić sam?
- Zapytam dyrektora i przekażę wam jego odpowiedź. Przypuszczam, że będzie wolał zająć się tym osobiście.
- Chętnie się z nim zobaczę! - ogłosiła Molly z wojowniczym błyskiem w oku. Snape zdusił śmiech w zarodku. Albus dozna niezłego wstrząsu, kiedy się tu zjawi.
- Zgadzacie się więc? - naciskał, wymagając jasnej odpowiedzi.
Artur rzucił okiem na żonę.
- Z radością pomożemy tobie i Harry'emu, Severusie. Proponuję, abyś przyprowadził tu Harry'ego, żeby mógł spędzić trochę czasu z Molly i ze mną. Jeśli to spotkanie się uda, sprowadzimy chłopców na weekend do domu i na rodzinnym spotkaniu poinformujemy ich oraz Ginny, co się będzie działo. Wtedy ty i Harry możecie przyjść na kolację, a po niej może Harry spędziłby u nas sobotnią noc. Co o tym myślisz?
Severus czuł niechętny podziw. Weasley wymyślił całkiem rozsądny plan. Było nie było, on i Harry nigdy się nie spotkali, więc sprawdzenie, czy Harry będzie się czuł w towarzystwie dorosłych Weasleyów równie dobrze, jak wśród ich obecnej szkolnej trzódki, było dość rozsądne.
- Bardzo dobrze. Porozmawiam z chłopcem za dzień czy dwa.
- Może przyprowadziłby pan Harry'ego na kolację jutro? - zaproponowała Molly. - O wygodnej dla was godzinie. Artur może wcześniej wrócić z pracy i wszyscy będziemy mieli szansę poznać się lepiej, jak zasugerował. To, że pan też tu będzie, da Harry'emu poczucie bezpieczeństwa.
Snape prawie parsknął. Da chłopcu poczucie bezpieczeństwa? Biorąc pod uwagę, jak do tej pory traktował to dziecko, jego obecność prędzej zdenerwuje Harry'ego. Nie zamierzał jednak mówić tego Weasleyom.
- Znakomicie.
Wstali. Artur i Severus podali sobie ręce. Molly uśmiechnęła się trochę niepewnie. Najwyraźniej nadal martwiła ją reputacja rodziny Prince'ów. Mąż objął ją uspokajająco.
- A więc do czwartku. - Artur się uśmiechał.
- Do czwartku.
Snape dał nura w kominek, a potem jak najszybciej poratował się ognistą whisky.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top