Księga Pierwsza:Początki Rozdział Trzeci:Przewodnik
Lili
-Lili?-usłyszałam głos jednej z moich opiekunek, nienawidzę tego imienia, jestem Awatarem a nie jakimś koto zającem aby mieć tak na imię. Jednak o wiele bardziej denerwują mnie ludzie w świątyni. Nie mogę nawet wstać w nocy do toalety aby ktoś za mną nie szedł-Ubieraj się, dziś jest jeden z ważniejszych dni w twoim życiu.
Wiem o co chodzi dziś idę zawrzeć więź z moim zwierzęciem. Ono ma wybrać mnie... nie ja jego, Aang miał Appe, Roko smoka... chciała bym aby moje zwierzę było podobnie groźne i silne, może lwiotygrys albo smok? Chociaż nie, jest ich zdecydowanie za mało....
Byłam ubrana już od dawna, nie miałam ochoty wychodzić, czuję ze nic tu nie mogę zrobić. Z przyjaciółmi widzę się raz dziennie na kolacji, nie pozwalają mi ćwiczyć stan Awatara, ani innych żywiołów poza wodą i ziemią. W moim wieku Aang znał już wszystkie żywioły i miał za sobą mnóstwo wizyt w świecie duchów... mnie nawet nie uczą magii powietrza.
-Idę-wyszłam z pokoju i w milczeniu skierowałam się w stronę wskazaną przez opiekunkę.
Dzień był piękny, wskazała mi koniec dziedzińca.
-Wiesz co robić-i odeszła.
-Nie, nie wiem! Zaczekaj!-już jej nie było. Najpierw miesiącami trzymają mnie w świątyni i nie uczą żadnych żywiołów a teraz masz i idź!
Nie wiedziałam co robić, co jakiś czas przed moimi oczami przeleciał jakiś duszek. Widziałam je do dziecka, zawsze myślałam że to normalne jednak nie mówiłam rodzinie no bo jak by zareagowali: ,,Mamo, Tato widzę duchy''?
Wyszłam przez bramę, w okolicy było dużo zwierząt, nie zrobiły sobie nic z mojej obecności, zaczęłam poszukiwania. Nie minęła chwila jak jakieś małe włochate, stworzenie przyczepiło się mojego ramienia, próbowałam je przepłoszyć wzleciało nade moją głowę i natarczywie latało dookoła.
Szłam coraz dalej, oczywiście pamiętając o drodze powrotnej. Jednak gdy tylko zbliżyłam się do jakiegoś zwierzęta od razu uciekało.
Po paru godzinach chodzenia i dojścia do takiego stanu że zaczęłam się drzeć na te zwierzęta dlaczego mnie ignorują postanowiłam wrócić do świątyni.
-I jak było?-zapytała Megan wstając
-Jak to?-podszedł do nas stary mnich z wielką brodą i grubym brzuchem, on jako jedyny chyba znał pojęcie słowa Awatar, miał na imię Aiko i tylko on chciał dla mnie jak najlepiej w całej tej świątyni nie licząc oczywiście moich przyjaciół.-A ten mały lemur?
-Przyczepił się do mnie i...-nagle zrozumiałam o co chodzi-ale jak to? Chyba nikt nie miał aż tak nudnego i nieprzydatnego zwierzęcego towarzysza?! Już nawet niedźwiedźobak był by przydatniejszy, co ja z nim zrobię?! On powinien opiekować się mną Nie ja nim!
-Nic nie zrobisz-stwierdził Aiko-Byłem małym dzieckiem kiedy Aang uratował moje plemię-wiedz że towarzyszył mu właśnie ten sam gatunek lemura.
Zwierze usiadło mi na głowie.
-To nie towarzyszył mu Appa?
-Tak-odpowiedział mnich-legendy głoszą że jego mentor, Mnich Gyatso wrócił na nasz świat w postaci lemura.
-Ale ja nie znałam żadnego Gyatso! Do tej pory nie znałam żadnego mnicha!
Uznałam że już chyba wystarczającą się wykrzyczałam, szukanie tego lemura zajęło mi mnóstwo czasu. Postanowiłam zjeść wcześniej obiad i pójść spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top