Część 1 Alice
Rozdział 5
Lestat wpadł do mojego pokoju jak poparzony. Patrzyłam na niego nie wiedząc czego się spodziewać. Zachowywał się dość dziwnie.- Wybacz mi Alice, zachowałem się nie na miejscu zamykając w komnacie jak małe dziecko. Musisz wiedzieć, że Valeria też miała dar. Co prawda był on inny niż twój, ale jednak. Umiała zamrażać przedmioty, a nawet osoby- wyjaśnił, a ja tylko kiwałam głową, by kontynuował.- Jeśli chcesz możemy już dzisiaj wyruszyć do Portland- odparł, a ja uśmiechnęłam się do niego promiennie. Tak długo czekałam już by poznać moją rodzinę.- Świetnie- odparłam. Już kilka minut później byliśmy znowu w oceanie. Biegnąc wzdłuż brzegu Ameryki Południowej. Dotarłam do Portland szybciej niż się spodziewałam. Lestat stał obok mnie. Był mokry, ale też jakby smutny. W sumie to szkoda mi było się z nim rozstawać.- Spotkamy się jeszcze, prawda?- zapytałam drżącym głosem. Chyba przez ten krótki czas jaki była nam dany trochę się z nim zżyłam. Był całkiem fajnym gościem. - Nie wiem mi camarada, ale mam taką nadzieję- odparł, a ja zrobiłam szybki ruch i już tuliłam się do jego ramion. Przytulił twarz do moich włosów i chwilę tak staliśmy czekając, aż któreś z nas pierwsze się odsunie. Ta chwila mogłaby nie nadchodzić. W końcu Lestat westchnął i odsunął się ode mnie- uważaj na siebie mi hija, bardzo cię proszę- powiedział, a ja tylko uśmiechnęłam się do niego- Napiszę do ciebie, ten dom to twój stały adres?- zapytałam, a on skinął głową. Przybliżył się i wyszeptał mi adres do ucha, a ja o dziwo od razu go zapamiętałam. Niespotykane są talenty wampirów. - Dziękuję ci za pomoc amigo - powiedziałam, a on zaśmiał się, bo to zabrzmiało jakbym go trochę przedrzeźniała. - Żegnaj Alice, mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz- odparł i zniknął zostawiając mnie samą w obcym mieście. Było ciemno, a ja wkroczyłam właśnie do miasta, kiedy napłynęła wizja. Starałam się zapamiętać z niej każdy szczegół. Mogło mi się to przydać. Dom był w starym stylu, ale dość drogi. W środku siedziała blondynka i reszta rodziny. Chłopak grał na fortepianie. Blondyn ( tata) i brunetka( mama) tulili się do siebie. Potem wszystko zniknęło, a ja znowu stałam na początku Portland. Znalazłam ten dom szybko, choć nie było łatwo trafić. Świeciło się światło, ale już chyba nikt nie grał na fortepianie. Usłyszałabym. Słyszę chyba wszystko. To jest z grubsza męczące. Weszłam do mieszkania pukając delikatnie w drewniane, chyba drogie drzwi. Wszyscy, cała rodzina, pojawili się natychmiast przede mną.
- Witajcie, jestem Alice, chcę z wami zamieszkać- odparłam, a oni wpatrywali się we mnie w bezruchu.- Słucham?- zapytał blondyn. Chyba nie do końca dobrze to przemyślałam. Nagle znowu widziałam moją pierwszą wizję.Cała rodzina i ja schodząca z piętra po schodach i tuląca się to mamy.
Chłopak podszedł nagle bliżej.- Wszystko dobrze?- zapytał, a ja tylko skinęłam głową- Carlaise ona ma dar- odparł, a blondyn nagle przestał się już uśmiechać.- Alice, jak tu trafiłaś? Kto cię przemienił?- zapytał, a ja westchnęłam.- Trafiłam tu dzięki wizjom. Pojawiacie się w mojej głowie od ponad miesiąca. Jednak jeśli chodzi o przemianę to nie poznałam tego wampira. Zostawił mnie w lesie i zniknął. Kiedy się przebudziłam byłam sama- wyjaśniłam, a wtedy podeszła do mnie kobieta, którą miałam za mamę- Witaj kochanie, jestem Esme, choć znajdziemy ci jakieś rzeczy i wyjaśnimy zasady jakie panują w naszej rodzinie- odparła obejmując mnie za ramiona i prowadząc wgłąb domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top