Część 1 Alice

Rozdział 6

~~~~**~~~~

- Nie możemy jej wygonić, miała wizję w której była razem z nami- wstawiał się za Alice Edward.- Carlisle, przecież nie jest groźna- powiedziała Esme próbując przekonać męża- Nie wiem czy to dobry pomysł, będzie jej ciężko, żywi się krwią ludzi, a teraz będzie musiała przestać- mówił spokojnie, rozważając każdą opcję.- Mogę jej pomagać, będziemy ją wspierać, jest silna. Przecież została porzucona w lesie bez opiekuna i nie wymordowała wiosek ani miast, nie oszalała- zaczęła mówić Rosalie. Wszyscy w końcu ustalili, że Alice zostanie z nimi- Co będzie jeśli Volturie się dowie?- zapytał Carlisle.- Nie pozwolimy jej skrzywdzić- odparł Edward- Jest całkiem słodka- dodała Rosalie śmiejąc się cichutko.- Powiedziała do mnie siostrzyczko- dodała uśmiechając się radośnie. Nagle ich rozmowy przerwał potworny krzyk Alice. Pobiegli do niej, a ona siedziała na ziemi i patrzyła w jeden punkt. Esme uklękła obok niej, a Edward jakby nagle zamarł.

 Carlisle spostrzegł, że to pewnie kolejna wizja Alice.

~~~~**~~~~

Wizja napłynęła tak szybko, że nie zdążyłam nawet usiąść w fotelu. Nigdy wcześniej nie była tak mocna jak teraz. Widziałam Lestata . Siedział w lochu okuty łańcuchami i mocno pobity. Wokół krążyły jakieś wampiry. Blondynka śmiała się i gdy tylko spojrzała na Lestata ten wyginał się z bólu. Wizja minęła, a ja starałam się zapłakać, ale nie potrafiłam. Esme tuliła mnie do siebie.

 Edward patrzył na mnie ze współczuciem i zaciekawieniem.- Kto to był?- zapytał, a ja spojrzałam na niego z nadzieją, że mi pomoże- To był mój przyjaciel, Lestat Abrego , poznałam go niedawno i pomógł mi dotrzeć do was-odparłam.- Obiecałam mu, że kiedy będzie potrzebował pomocy to mu jej udzielę, a teraz nie mam pojęcia jak to zrobić- dodałam chowając głowę między kolanami. Edward uklęknął przy mnie i uniósł twarz tak, bym na niego spojrzała.- Od teraz należysz do naszej rodziny, a razem na pewno coś zdziałamy- pocieszył mnie. Na prawdę powiedział, że należę do rodziny? Bez namysłu rzuciłam mu się na szyję tuląc mocno.- Dziękuję- powiedziałam, a on wykrztusił tylko- Jesteś ode mnie silniejsza i zaraz zmiażdżysz mi ramiona, a wtedy to ci nie pomogę- szybko odsunęłam się od niego i zobaczyłam małe pęknięcia na jego barkach. Wyglądały tak jakby ktoś rozbił delikatnie skorupkę jajka.- Przepraszam, ja nie chciałam- delikatnie dotknęłam popękanych miejsc, ale Edward szybko złapał moje dłonie w nadgarstkach i uśmiechnął się- Musisz się jeszcze trochę nauczyć siostrzyczko- powiedział to tak ciepło i jakby z rozbawieniem, że uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. - Dobrze, ale najpierw uratujmy Lestata - odparłam, a wszyscy obecni skinęli zgodnie głowami- Jedziemy do Włoch- odparli, a ja wzruszyłam ramionami. To oni tu rządzili.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top