-~11~-
Pov.Ewron
po wyjściu Krystiana przebrałem się i zabrałem potrzebne rzeczy. Nie spieszyłem się mimo że powinienem. Jak by blaszka nie mógł tego załatwić. On jest liderem nie ja. No trudno. Wyszedłem z domu zakluczając go. Udałem się w miejsce bardzo dobrze mi znane. Tam się odbywają wszystkie kłótnie i bitki w których uczestniczymy my czyli Hopacy. Po drodze zaszedłem po moje ,,koleżanki" których nie zabieram do domu. Mam na myśli kastety. Mogłyby być moimi przyjaciółkami. alee ten status ma każda żyletka. Są niezastąpione. Założyłem je wszedłem do budynku w którym już słyszałem te kłótnie. Mocnym popchnięciem prawie wyważyłem stare drzwi od hali
-co to się kurwa odpierdala?-powiedziałem wchodząc
-zajęli nasze miejsce.-powiedział diables
-Nie mogłeś dać im w morde? To są patafiany no.-spojrzałem na Thorka
-nie pozwalaj sobie.-powiedział jeden z chłopaków który się kłócił z blaszką
-a chcesz lepe na ryj?-zapytałem na co on podszedł do mnie. Uderzyłem go w brzuch i poprawiłem sprzedając mu listwe.-któryś jeszcze chce?-spojrzałem na reszte chłopaków a oni tylko zabrali tego którego pobiłem i uciekli
-dobrze się spisałeś. Z resztą jak zawsze.-powiedział diables
-też byś coś robił a nie ja tylko.-zdjąłem kastety i schowałem je do kieszeni.
-co ci-spytał blacha
-nic mi nie jest, a co ma być?
-podkurwiony jesteś-zaznaczył Thorek
-nawet jeśli to co?
-idziemy na piwko. Przyda ci się.-powiedział blaszka
-nigdzie nie idę.-fuknąłem
-idziesz idziesz.-powiedział Diables. Nie odpowiadając ruszyłem do domu. Zadzwoniłem do Krystiana, bo czemu nie
-Hejka-zacząłem
-Hej
-załatwiłem już sprawe z nimi jak coś.-powiedziałem z niezadowoleniem.-co porabiasz?
-wkurzyli cię zgdałem?
-troche.-podeszli do mnie Hopacy
-ziomale ponad lale rozumiesz to?-powiedział blaszka
-Tak. Nie rozumiem po co mi to przypominasz
-bo spławiasz nas dla jakieś laski-odpowiedział mi diables
-gdyby to jeszcze była prawda.-przyłożyłem z powrotem telefon do ucha.-oddzwonie wieczorem mamo.-Krystian załapał o co chodzi
-serio rozmawiałeś z mamą?-zapytał blaszka
-no debile. Tak miałem do niej zadzwonić dzisiaj.-rozłączył się
-dobra to co. Piwko?-zapytał thorek
-nie mam ochoty dzisiaj. Może jutro.
-no dawaj. Nie daj się prosić-dalej przekonywał mnie diables
-no niech wam będzie.-ucieszyli się jak dzieci.
-dobra ale spokój bo z wami gorzej niż z dziećmi.-westchnąłem. Nie miałem ochoty z nimi iść ale no trzeba. Poszliśmy do pobliskiego baru. Wziąłem somersby arbuzowe a oni polecieli grubo bo od razu zabrali się za wódke. Alkoholicy... Oni sobie tam rozmawiali a ja patrzyłem na stół podpierając się ręką i męcząc się z wypiciem głupiego piwa kiedy oni zamawiali kolejną wódke.
-Mów co cię gnębi-powiedział podpity diables
-nic mnie nie gnębi. Chyba za dużo już wypiłeś.
-Wiesz że nas nie oszukasz? Ten co najwięcej pije męczy się od 20 minut z jednym piwem.
-bo mówiłem nie mam ochoty na alkohol dzisiaj. -nie odpowiedzieli. Jakieś 40 minut później byli już pijani. Odprowadziłem każdego z nich do domu. Oczywiście przygotowałem im zestawy na kaca jak by wstali wcześniej. Poszedłem zrobić zakupy dla pana Stanisława. Po zakupieniu wszystkiego ruszyłem do jego domu. Wszedłem i położyłem zakupy na blacie.
-dzień dobry pani Stanisławie.-uśmiechnąłem się sztucznie. Od kiedy zrobiła sie ze mnie taka księżniczka?
-dzień dobry Kamilku. Pamiętasz jak ci mówiłem o moim wnuczku który jest w twoim wieku?
-tak, a co?-zacząłem wypakowywać rzeczy które kupiłem.
-a bo przyszedł do mnie. Poszedł do łazienki.
-okej.
-Kamil?-usłyszałem znajomy mi głos z zza siebie. Odwróciłem się i tak jak myślałem to był on.
-Krystian-przytuliliśmy się ,,po przyjaielsku"
-to wy się znacie?-zapytał pan Stanisław
-tak to jest mój kolega ze szkoły-powiedział Krystian
-Oo jak miło-uśmiechnął się serdecznie pan Stanisław
-to o moim dziadku mówiłeś że mu pomagasz?
-tak.
-dziadku czemu mi nie powiedziałeś że to Kamil ci pomaga
-a bo czekałem aż nadejdzie okazja że się spotkacie. A teraz siadajcie pogadamy sobie.-zawsze się miło rozmawiało z panem Stanisławem więc się zgodziłem. Krystian też. Usiedliśmy i oddaliśmy się rozmowie. Wieczorem pożegnaliśmy się z panem Stanisławem i opuściliśmy jego dom.
-nie wiedziałem że to ty jesteś jego wnukiem.-powiedziałem idąc w strone parku razem z Krystianem
-mi coś dziadek mówił że ktoś mu pomaga dlatego ja tego nie robie a jak mówiłeś że idziesz pomóc zastanawiałeś się właśnie czy to ty nie przypadkiem. Jak widać nie myliłem się.-usiedliśmy na ławce w parku. Mieliśmy widok na zachód słońca.
-chodź pokaże ci takie fajne miejsce-złapał mnie za rękę i zaczął mnie prowadzić przez pobliski las. Nie protestowałem.
-a gdzie mnie prowadzisz.
-w miejsce gdzie zawsze chodziłem o zachodzie jak tu przyjeżdżałem.-wyszliśmy z lasu ukazało nam się urwisko z pięknym widokiem. Usiedliśmy na krawędzi spuszczając nogi nad przepaścią i patrzeliśmy na zachód słońca. Oprałem głowe na ramieniu Krystiana, a on oparł soją głowe o moją. Trzymaliśmy się za ręce
-pięknie tu-powiedziałem
-ale nie piękniejsze od ciebie-uśmiechnąłem się. Skierowałem wzrok na niego nie odrywając głowy od jego ramienia. Też na mnie spojrzał. Pocałowałem go z uczuciem. Znowu skierowaliśmy wzrok na piękny widok. Kiedy słońca nie było już na horyzoncie stwierdziliśmy że już trzeba iść bo zimno się zrobiło. Zanim się rozeszliśmy pocałowaliśmy się krótko i ruszylismy do swoich domów. Po przekroczeniu progu domu udałem się prosto do łazienki. Umyłem się oraz zęby. Przebrałem się w piżamę i położyłem się na łóżku. Od razu zasnąłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
siea.
dedykacja dla ssianko pozdrawiam wszystkich czytaczy i komentatorów, Gwiazdkowiczów również (tak nudze się)
~słów 837
~patkaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top