Potencjał

Pierwsza próba była śmiesznie łatwa. Barrissa nie miała z nią żadnych problemów, tak samo jak większość jej rywali (bo tak nazywała pozostałych kandydatów na Inkwizytorów). Trzeba było zabić kilku oficerów, którzy sprzeciwiali się idei Imperium Galaktycznego. Mirialance nie sprawiło to trudności, zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że nie było już dla nich ratunku. Ich mózgi nazbyt przesiąknęły idealistycznymi poglądami Starej Republiki. Nie było już szansy, by zmienili zdanie. A sprzeciwiając się Imperatorowi złamali prawo i podważyli jego autorytet. Vader spuścił na nich słuszny wyrok za obrazę majestatu.

Offee nie widziała powodu, by ich żałować. Jeśli mieli rodziny, to pewnie były one tak samo odurzone jak oni. Może po ich śmierci nareszcie przejrzą na oczy? Mirialanka miała taką nadzieję. Mimo wszystko nie była w gruncie rzeczy zła. Imperator miał rację, uznając korupcję Jedi za porażkę Republiki i Barriss zgadzała się z tym, że Zakonowi położyć trzeba było kres. Akceptowała również metody, jakich użył do tego Palpatine.

Nie mogła natomiast powiedzieć, że zgadza się z Imperatorem w stu procentach. Po paru dniach emocje opadły, a dzięki chłodnej kalkulacji dojrzała także wady planu sithańskiego przywódcy. Dla przykładu, zastraszanie ludności nie było dobrym sposobem na zyskiwanie popleczników, a raczej namawiało wręcz do buntu. A wchodzenie w układy z liderami przestępczego światka również nie mogło skończyć się dobrze. Nie widziała sensu w torturowaniu rodzin zdrajców i zwolenników Republiki — w końcu chcieli oni jedynie wolności dla swoich bliskich. Jasne, dopuszczali się tym samym zdrady, ale... patrząc na to z ich perspektywy, działali zgodnie ze swoją moralnością. Tak jak Barriss działała ze swoją, a Imperator ze swoją. Byli skłonni zmieniać zeznania, byleby ochronić bliskie im osoby. Byli elastyczni. Zdatni do uratowania i pojęcia słusznej strony życia. Dlaczego więc Palpatine nie chciał dać im szansy? Czyżby zależało mu tylko na władzy?

Drugie zadanie było bardziej wymagające. Zadziwiło ono samą Barrissę.

Gdy sam Darth Vader wezwał ją do siebie poprzez droida protokolarnego, Barrissa Offee była w niemałym szoku. Czego on, Mroczny Lord Sithów i uczeń samego Imperatora mógł od niej chcieć? Czym prędzej przebrała się w świeży kombinezon i z hełmem w ręce udała się za robotem do pomieszczenia, w którym oczekiwał jej Sithów. Po drodze podziwiała niesamowitą konstrukcję Zamku Vadera, wybudowanego z czarnego obsydianu pośrodku licznych kraterów i strumieni lawy, z których tak słynęła Mustafar.

Miejscem oczekiwania Mrocznego Lorda okazała się sporych rozmiarów komnata. Panował w niej mrok, a jedynym źródłem światła była lawa spływająca wzdłuż najbardziej oddalonej ściany. Sprawiała ona, że w sali było bardzo gorąco, dwa razy bardziej niż w całym zamku.

– Mistrzu? – zapytała niepewnie Barrissa, kłaniając mu się szybko. Nie była pewna, jak ma się zachować, więc zdała się na instynkt.

– Barrissa Offee – wycedził Darth Vader, powoli mierząc Mirialankę wzrokiem. – Wiesz, czemu cię wezwałem?

Barriss zaprzeczyła. Nie miała pojęcia, czego mógłby od niej chcieć on. Może chodziło o to krótkie połączenie, dzięki któremu odkryła, że mężczyzna zakuty w czarną zbroję jest jej znany?

– Czas na twoją drugą próbę. Trzymaj – powiedział, podając jej miecz świetlny. Nie był on zwykły. Był dwustronny, a także miał jakąś dziwną obręcz. Do czego służyła? – To twoja nowa broń. Takie miecze zostały zaprojektowane wyłącznie dla Inkwizytorów. Jak pewnie zauważyłaś jest dwustronny, a jego rękojeść jest obrotowa. No, dalej. Zaatakuj mnie. Jeśli uznam, że twoje umiejętności są wystarczająco dobre, zostawię cię przy życiu.

Barriss nie okazała strachu. Nie czuła go. Wiedziała, że w sumie z góry jest na wygranej pozycji. Jeśli wygra, przejdzie próbę i znajdzie się o krok bliżej od zwycięstwa. Jeśli przegra, zginie z honorem w walce, a jej nazwisko padnie jedynie jako „jedna a wielu". Nie było czego się obawiać. Nie miała niczego do stracenia.

Odpaliła swój nowy miecz świetlny. Ciche buczenie wypełniło ogarniającą przeciwników ciszę. Po chwili drugie karmazynowe ostrze wysunęło się z sykiem. Stanęli do walki.

Barriss nigdy nie walczyła obustronną, a co dopiero obrotową bronią. Było to dla niej coś nowego, obcego. Pewnie dlatego na początku szło jej tak opornie.

Sith nie dawał jej forów. Siekał, ciął i wywijał mieczem młynki, byleby tylko położyć kres jej żywotowi. Barrissa nie była mu dłużna — może nie chciała go zabić, ale wyszła z założenia, że jeśli nawinie jej się na ostrze to trudno.

Zrobiła unik i niespodziewanie wykonała ruch ręką w górę, co sprawiło, że dolna dotąd klinga poszybowała w bok, zostawiając szramę na kolanie Mrocznego Lorda. Barriss uśmiechnęła się. Sith nie powiedział nic, nawet nie zawył z bólu. Może był cały mechaniczny? Zareagował natomiast w inny sposób: podniósł poprzeczkę. Do walki włączył emocje. Zaczął atakować z furią i nienawiścią, Barrissie coraz trudniej było się bronić.

Wtedy przypadkowo jej palec zsunął się na drugi przycisk, którego wcześniej nie zauważyła. Miecz zaczął obracać się w zawrotnym tempie. Zaskoczona Offee najpierw chciała wyłączyć nową funkcję, ale Vader nie dał jej okazji. Wkrótce zaczęła orientować się, jak wykorzystać to w walce. Zaczęła na niego napierać kręcącymi się ostrzami. Początkowo bronił się cofaniem, jednak w końcu napotkał ścianę. Wtedy wsunął koniec swojej broni idealnie przed klingą Mirialanki. Gdy ostrze napotkało ostrze siła wyrzutu sprawiła, że miecz Barrissy poszybował gdzieś w bok, wyrywając się z jej dłoni. W tym samym momencie poczuła, jak ktoś chwyta ją całą w niewidzialnym uścisku i unieruchamia. Tkwiła w powietrzu dziwnie wygięta, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Przypominało jej to pewną sytuację... No jasne. Skywalker. Zupełnie jak Skywalker, gdy wykrył jej spisek. Ciekawe, czy się znali...

Mroczny Lord Sithów popchnął gwałtownie dziewczynę na ścianę. Upadła na ziemię. Próbowała wstać, ale nie mogła. Vader podszedł do niej powolnym krokiem. Uniósł nad siebie zapalone ostrze swej broni, przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Barrissa zamknęła oczy. Już wiedziała, że to koniec.

– Widzę w tobie potencjał – rzekł zimno Vader. Głośny syk poinformował ją, że Sith wyłączył swoją broń. Spojrzała na niego z zaskoczeniem. – Gratulacje. Drugą próbę przeszłaś pomyślnie.

Wychodząc wciąż ściskała mocno swoją nową broń. Zacisnęła na niej palce tak, jakby znowu miała odskoczyć. Wciąż była w ogromnym szoku, a jej umysł w kółko powtarzał jedno słowo:

Potencjał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top