40. Muszę ci coś powiedzieć...

Rano

Obudziłem się dosłownie kilka chwil temu. Słońce świeciło, zapowiadając kolejny ciepły, przedletni dzień. Ziewnąłem, podnosząc swoje ciało do siadu. Nagle przypomniałem sobie o wszystkich wczorajszych wydarzeniach. Muszę dziś koniecznie porozmawiać z Rosją!
Chciałbym mieć kogoś, komu mogę się wyżalić z moich uczuć. Klasa odpada, a co do Niemiec i Polski którzy mnie lubią - nie jesteśmy aż tak blisko. Może Japonia...? Ona jest miła i wydaje się być zaufaną osobą, również tolerancyjną. Spróbuję z nią porozmawiać.

____

Jest już południe. Trwa długa przerwa na lunch, to chyba dobra pora aby pogadać z dziewczyną.
Podszedłem do Japonii niepewnym krokiem. Tak wogóle to nie widziałem dziś Rosji w szkole.
Ale nie czas się nad tym zastanawiać.

A: Ej, Japonia! - zwróciłem jej uwagę.

J: Tak? - podeszła do mnie.

A: Um... Czy ja... Mógłbym z tobą porozmawiać?- zapytałem. Czuję się trochę niekomfortowo.

J: Pewnie! Co się dzieje? Pomóc ci w czymś? Doradzić? - wow, nie spodziewałem się, że będzie do tego taka chętna.

A: Tak, ale... To dość delikatna sprawa. - powiedziałem.

J: No dobrze, mów. - teraz staliśmy pod szafkami, na początku korytarza. Rosja często tu bywa.

A: Bo... Znasz się na... miłości? - zapytałem, nie wierząc że to gadam.

J: Tak! Podoba ci się ktoś? - zapytała z łagodnym uśmiechem.

A: Mhm... Ale nie wiem, czy to na bank miłość. Ta osoba... Mam wrażenie, że też się mu podobam.

J: Czyli to chłopak?

A: Tak.

J: A mogę wiedzieć kim jest?

A: Nie mów nikomu... To Rosja.

J: Ha, wiedziałam! A jesteś pewien, że mu się podobasz?

A: No... Sądzę, że tak. Daje mi znaki, przynajmniej mi się wydaje.

J: To wyznaj mu to, co czujesz! Chociaż dziwne, że pierwszy tego nie zrobił... A jesteś pewien, że się w nim zakochałeś? - w odpowiedzi westchnąłem.

A: No właśnie nie jestem co do tego w stu procentach pewien... Ale chyba tak.

J: Dasz radę! Wierzę w ciebie! - powiedziała, po czym mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem przyjacielski uścisk, aż nagle, zupełnie niespodziewanie poczułem, jak ktoś chyta mnie za rękę. Był to Rosja we własnej osobie.

R: Musimy porozmawiać! - wycedził przez zęby i zaczął ciągnąć mnie za sobą. Zaczynam się niepokoić, jest wściekły... Losowe osoby na korytarzu patrzyły na mnie wzrokiem w stylu
"Współczuję gościu". Chyba myślą, że Rosja mnie pobije, tak jak to mu się zdarza z innymi młodszymi. Ale wiem że on nic mi nie zrobi. Prawda...? W końcu doszliśmy do szatni, Rosja patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.

A: Russ? O co ci chodzi? - zapytałem zmieszany.

R: O co mi chodzi?! Kim ona jest?

A: Kto?

R: Tamta dziewczyna! - oh, a więc o to chodzi... Czyżby był o mnie zazdrosny?

A: Rosja, uspokój się! To moja koleżanka, Japonia. Gdy klasa mi dokuczała, ona mnie pocieszała i próbowała wybronić w słowach.

R: Z każdym znajomym się tak obsciskujesz?

A: Hej, uspokój się! Jesteś o mnie zazdrosny?

R: Tak. - przyznał bez wahania. Sam w to nie wierzę, ale podoba mi się jego reakcja. Jest o mnie mocno zazdrosny, czyli chyba serio mu na mnie zależy!

A: Wogóle, wczoraj pisałeś, że lepiej byłoby, gdybyśmy już ze sobą nie gadali. Rosja, ja nie jestem na ciebie zły za tamto. - oznajmiłem.

Gdy rozmawialiśmy, czułem tak zwane motylki w brzuchu. Russ przeprosił mnie za to, co chciał zrobić w dniu wczorajszym, ale ja ponownie powiedziałem, że to serio nic takiego.



Kilka dni później

Pov. Ameryka

W ciągu najbliższych paru dni nie działo się nic szczególnego. No, może poza jednym...
Jestem już całkowicie pewien, że czuję coś do Rosji. Właściwie, gdy szedłem spać to chwytałem brzeg kołdry tuląc ją i wyobrażając sobie, że to on.
Myślałem nad tym sporo i sądzę, że motylki w brzuchu, rumieniec i chęć wyidealizowania siebie w obecności Rosji nie jest czymś przypadkowym. Wczoraj na przykład spotkaliśmy się u niego w domu, żeby zagrać na konsoli.
Miałem wielką ochotę się do niego przytulić, czy cokolwiek...

Dzisiaj jest czwartek, siedzę już w domu. Przeglądam social media. Bardzo cieszy mnie fakt, że już jutro piątek! Może zobaczylibyśmy się z Rosją...? Postanowiłem do niego napisać, gdyż się nudzę.

Od: ja: Hejka, co porabiasz? - po chwili uzyskałem odpowiedź.

Od: Rosja: O, właśnie chciałem do ciebie napisać. Nudzę się w domu, a ty?

Od: ja: Też mi się nudzi. - popisaliśmy jeszcze przez około piętnaście minut. Na każdy dźwięk przychodzącego powiadomienia czułem ekscytację.

___

Następnego dnia

Jest poranek, właśnie idę do szkoły. Ubrałem się dziś inaczej niż zwykle, bo ubrania i dodatki wybierałem przez godzinę. Ostatecznie mój outfit wygląda następująco; czarna bluza z kapturem, błękitne jeansy z dziurami, a do tego dwie gumowe bransoletki z napisami i srebrny łańcuch przyczepiony do paska spodni. Mam nadzieję, że wyglądam ładnie i Rosja to zauważy. Kanada mówił mi w domu, że wyglądam słodko w tych ciuchach, że mi pasują i pytał też dla kogo się tak wystroiłem. Nie odpowiedziałem mu jednak.
Japonia wczoraj ze mną pisała, powiedziałem jej też, dlaczego Russ zareagował w ten sposób, gdy się przytuliliśmy. Wyznałem jej dokładnie, czemu podejrzewam iż też podobam się Rosji. Według niej powinienem wyznać mu miłość jeśli jestem tego pewien, a jeżeli nie, to zaczekać, bo na wszystko przyjdzie czas. Ja jednak spróbuję po swojemu i powiem mu to jak najszybciej! Czuję się przy nim bardzo swobodnie, nigdy nie przypuszczałbym, że ktoś z poza rodziny będzie mi tak bliski. O dziwo, przy nim nie jestem nawet nieśmiały! No, przynajmniej nie tak, jak zazwyczaj wobec innych... Niestety, jestem typem osoby która musi wszystko robić na szybko. Podobnie było w podstawówce, lekko zauroczyłem się w takim jednym kraju, miał na imię Brazylia. Już następnego dnia mu to wyznałem i jakby to powiedzieć... Później nie umiałem się do niego odezwać, on do mnie też. Tylko że z Rosją jest taka różnica, że naprawdę się zakochałem! To chyba nie żadne zauroczenie, ja uwielbiam jego troskliwość, opiekuńczość, chęć chronienia mnie. Do tego jest taki przystojny... Jedyne co mi w nim przeszkadza to agresja wobec innych. Ale to chyba z czasem mu przejdzie.  Prawda...?

Gdy byłem jakieś siedemdziesiąt metrów od szkoły, zauważyłem przed sobą na chodniku właśnie Rosjanina. Moje serce zaczęło bić szybciej, policzki pokryły się delikatnym odcieniem różu. Podbiegłem do niego, aby po chwili zaskoczyć jego osobę. Kiedy dzielił nas zaledwie metr, zrobiłem kilka cichych kroków do przodu, a nagle złapałem go za plecy, krzycząc:

A: Cześć, Russ!! - ten w szoku odwrócił się, jego dłoń, zaciśnięta w pięść była już gotowa do wymierzenia ciosu, ale gdy tylko zobaczył z kim ma do czynienia, uśmiechnął się, łagodniejąc.

R: Oh wow, Ame, zaskoczyłeś mnie! Haha...

A: Sorry! Też teraz zaczynasz lekcje? - zapytałem uśmiechając się tak słodko, jak tylko mogę.
Chłopak zaczął szlifować mnie wzrokiem od góry do dołu.

R: Tak. Ładnie dziś wyglądasz. - stwierdził. Czułem, jak się rumienię. Właśnie powiedział, że wyglądam ładnie... : - Aww, czyżbyś się zawstydził? Wstydzioszku!

A: Z-zamknij się... - mruknąłem zawstydzony. Niedługo później dotarliśmy pod salę lekcyjną.


Pov. Chiny

Dosłownie kilka sekund temu usiadłem w ławce szkolnej, w oczekiwaniu na rozpoczęcie się lekcji niemieckiego. Schyliłem się, aby wyciągnąć z plecaka niezbędne rzeczy, takie jak piórnik, zeszyt, podręcznik. Jestem głodny, zapomniałem zjeść w domu śniadania, nie wziąłem lunchu do szkoły, nawet o pieniądzach zapomniałem, więc nie kupię sobie niczego do jedzenia. Rano rodzice wysłali do mnie SMS-a, zapytali w nim, czy wszystko u mnie dobrze, czy sobie radzę i czy nie mają mi przesyłać więcej pieniędzy. Odpisałem, że jest okej i nie potrzebuję więcej kasy. Ich wyjazd służbowy się już skończył, ale co z tego? I tak wracają o 23.30, idą do mojego pokoju by poczochrać moje włosy na dobranoc, a rano już ich nie ma.
Nauczyciel uciszył przeszkadzającą klasę i wrócił do tłumaczenia dzisiejszego tematu. Obejrzałem się w prawo, obok mnie siedzi Ameryka. To znaczy, nie siedzimy w jednej ławce.
On siedzi sam, po prostu jego ławka stoi obok mojej. Zacząłem się na niego gapić, ładnie się dzisiaj ubrał... Na dłoni ma kolorowe, gumowe bransoletki, dodają mu uroku! W sumie to nie ważne w co jest ubrany, zawsze wygląda słodko.
Jego gęste włosy opadają delikatnie na oczy, więc widziałem jak przeczesuje je ręką.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, ale jednocześnie chciało mi się płakać. Ameryka jest dla mnie idealny;  delikatny, spokojny, drobny i ładny chłopak, do tego trochę tajemniczy. Ma w sobie masę uroku osobistego, jestem pewien, że już wiele osób miało go na oku...
Codziennie gryzie mnie poczucie winy za to, co mu zrobiłem. Ja... Ja zostałem nastoletnim gwałcicielem!! Do tego zawiodłem też innych...
Zraniłem Japonię, moją przyjaciółkę. Ona doskonale wie, że coś złego się dzieje. Wczoraj zaciągnęła mnie za nadgarstek na pusty korytarz, żeby porozmawiać ze mną sam na sam. Zaczęła pytać czemu nie gadam z nią i Koreą Południową, przecież jesteśmy przyjaciółmi i od dawna trzymamy się razem. Wtedy, na korytarzu próbowała się ze mną dogadać, ale uparcie zaprzeczałem, żeby coś się działo. W pewnej chwili kazała mi pokazać ręce, więc schowałem je za siebie. Złapała mnie za nadgarstek, chwyciła skrawek bandaża i już miała go zerwać, jednak krzyknąłem do niej coś w stylu "To nie twój interes, co jest z moimi rękami!" - wtedy uciekłem. Nie rozumiem, jak mogłem podnieść na nią głos... Jest wspaniałą osobą i przyjaciółką. Ugh... Jedyne co potrafię to zawodzić i smucić innych. Wybaczyła mi to, jednak ja nie wybaczę sobie.

Pozostała część lekcji minęła całkiem szybko.



Pov. Ameryka

Chwilę temu opuściłem klasę. W trakcie lekcji nie działo się nic ciekawego. Udałem się pod następną salę, na końcu korytarza zauważyłem Rosję. Zacząłem się lekko rumienić, patrząc na starszego chłopaka. Siedzi sam przy drzwiach do klasy, gada z jakimś kumplem ale wygląda jakby rozmowa go nudziła i była wymuszona.
Russ mówił, że nie ma wielu znajomych. Ja sam to zauważam, ludzie myślą że jest dziwny. Wydaje mi się, że to przez tą agresję, pobicia. Słyszałem, że kiedyś obracał się w podejrzanym towarzystwie i siedział w zaciemnionych uliczkach. Kiedyś słyszałem też, że razem z jakimś innym chłopakiem napadli na końcu miasta na gimnazjalistę, Rosja miał nóż i przyłożył mu go do gardła. Nie wiem już sam, to chyba tylko plotki... Przecież Russ jest kochany!

Niedługo później dzwonek zadzwonił, miała się zacząć kolejna lekcja.


Po lekcjach

Dzisejsze zajęcia w końcu dobiegły końca! Opuściłem teren szkoły, żegnając się z Japonią, z którą fajnie mi się rozmawiało w dniu dzisiejszym. Szedłem powoli chodnikiem, z jednej strony była ulica, z drugiej dużo drzew.
Moją uwagę zwróciła jakaś osoba, to Rosja!

R: Hej, Ame. Widzę, że już kończysz lekcje. - uśmiechnąłem się na jego widok, a moje serce przyspieszyło.

A: Hejka, Russ.

R: Mam coś dla ciebie... - powiedział, a po chwili zza pleców wyciągnął czerwoną różę.

A: To dla mnie...? - zapytałem w szoku. Trochę mnie zatkało, moje policzki płonęły teraz żywym ogniem.

R: Oczywiście, że tak! - wtedy podał mi kwiat.

A: ...Dziękuję, jest piękny. - mruknąłem zawstydzony. Nie zastanawiając się długo, przytuliłem Rosję z całej siły. On odwzajemnił przytulasa, przeszły mnie przyjemne ciarki. Spojrzałem do góry, w oczy chłopaka. Boże, mam ochotę go w tej chwili pocałować... : - Dzisiaj zaczyna się weekend, więc może wpadniesz do mnie?

R: Miałem dokładnie to samo zaproponować!
To napiszę do ciebie później i umówimy się na konkretną godzinę.

A: W porządku. To do zobaczenia!

R: Cześć! - rozeszliśmy się w swoje strony. Szedłem chodnikiem, nadal trzymając w ręku kwiat róży. Jest śliczny... Uśmiechnąłem się sam do siebie i kontynuowałem powrót do domu w wyśmienitym nastroju. Rosja chyba nie ma odwagi mnie zaprosić na randkę, czy coś w tym stylu. Ja nie dałbym rady, zbyt się krępuję...


Pov. Rosja

Mam bardzo dobry humor, Ameryce chyba spodobała się róża ode mnie! Do tego zaproponował, abym przyszedł dziś do niego.
Jestem coraz bliżej podjęcia decyzji...
Powiem mu to. Powiem Ameryce o moich uczuciach.



Pov. Ameryka

Przed sekundą otworzyłem drzwi domu. Zdjąłem trampki, położyłem plecak tuż obok nich i wszedłem do salonu. Była tam tylko mama.

F: O, cześć kochanie! Robię obia- skąd masz tę różę?  - zapytała, gdy tylko spostrzegła kwiat w mojej dłoni.

A: Hej. Dostałem. - odpowiedziałem.

F: A od kogo? - spytała z uśmiechem.

A: Em... Nie ważne. Pójdę się przebrać. - oznajmiłem.

F: Synu, przestań... To od Rosji?

A: Tak... - przyznałem.

F: Wiedziałam! Jesteście razem? Dlaczego to przed nami zatajasz?

A: Nie, nie jesteśmy. Jeszcze...

F: Podoba ci się, co? Nie będę cię pouczać, ale nie jestem pewna, czy jest w twoim typie.

A: Mamo, proszę, nie zaczynajmy. Idę się przebrać.

F: Okej, daj mi ten kwiat, włożę go do wody. - rzekła, a ja udałem się po schodach na górę, do mojego pokoju. Zdjąłem z siebie bluzę i spodnie, zamieniłem to na wygodne dresy.
Wróciłem na dół, do kuchni.

A: Mamo, a gdzie jest tata i Kanada?

F: A, zapomnieliśmy wam powiedzieć. Ja i ojciec jedziemy do ciotki, wrócimy jutro w południe.
Ty i Kanada zostaniecie na noc w domu.
A co do tego gdzie są, to pojechali na małe zakupy. Powinni niedługo wrócić, a teraz proszę, pomóż mi z obiadem.

A: Okej... - odpowiedziałem cicho. Pomogłem Francji, gdy posiłek był gotowy, zaczęliśmy jeść nie czekając na ojca i mojego brata.
: - tak wogóle to chcę się dzisiaj spotkać z Rosją. Mogę? - spytałem.

F: Możesz, ale nie wracaj późno. A tym bardziej, że nas nie ma.

A: Wrócę na czas.

Po południu rodzice pożegnali się ze mną i Kanadą. Teraz siedzę w swoim pokoju. Usłyszałem, jak drzwi do niego cicho się otwierają.

K: Bro, mam pytanie...

A: Jakie?

K: Jeśli zniknąłbym dzisiaj na noc to będziesz mnie kryć i powiesz rodzicom, że spałem w domu?

A: Zaraz zaraz, a gdzie zamierzasz spać?

K: U Meksyku. - no tak, a czego się spodziewałem... W sumie, cały dom dla siebie na noc to coś fajnego. Bo mogę zaprosić Rosję na nockę!

A: Będę cię kryć.

K: Dasz sobie tu radę sam w nocy?

A: Mam piętnaście lat, nie umrę z głodu. To miłej zabawy.

K: Dzięki, pójdę za jakieś dwie godziny. - mówił, wychodząc z pokoju.

A: Ja idę teraz na spacer, jakby coś! - krzyknąłem do brata, który siedział już u siebie w pokoju. Zszedłem po schodach na dół, by po chwili opuścić dom. Założyłem buty i udałem się w stronę lasu. Chcę pójść w znalezione przeze mnie miejsce, muszę się wyciszyć i pomyśleć, w jaki sposób wyznać Rosji miłość. Bo właśnie to zamierzam zrobić...

Dojście do upragnionego objektu zajęło chwilkę. Przedarłem się niedbale przez gęste krzaki i w ten sposób znalazłem się wewnątrz zagajnika.
Stąpałem po leżących na trawie płatkach kwiatów, podszedłem w stronę wody. Przyglądałem się przez chwilę swojemu odbiciu.

A: Jak mam powiedzieć Rosji, że mi się podoba, huh? - zapytałem wiedząc, że nie uzyskam odpowiedzi. Bardzo się zdziwiłem, gdy to nastąpiło. : - No tak!! Wezmę go tutaj! To jedyne tak cudowne miejsce! Na bank mu się spodoba. - krzyczałem, odstraszając ptaki siedzące między gałęziami drzew wiśni.
A może po zachodzie słońca się tu zobaczymy?
Nawet nie wyobrażam sobie, jak cudownie tutaj będzie! Kwiaty wiśni, woda z ich płatkami i zachód słońca się od niej odbijający.
Jak w bajce!


Piętnaście minut później zdecydowałem się wrócić do domu. Wracając nie mogłem przestać się uśmiechać na to, co wymyśliłem. Boję się tylko, że Rosja mnie odrzuci. Co wtedy?

Trzy godziny później byłem sam w domu. Zbliża się zachód, Rosja napisał do mnie "hej, to co z naszym spotkaniem?" -  odpisałem mu, aby przyszedł pod mój dom za jakieś dziesięć minut.
Wtedy będzie zachodzić słońce... Pokażę mu moje sekretne miejsce!
Gdy przetworzyłem wiadomość orientując się, że będzie za dziesięć minut, pobiegłem w stronę szafy. W co powinienem się ubrać? Wydaje mi się, że jeśli mu się faktycznie podobam, to nie ważne co założę.
Zdecydowałem, że założę na siebie to, co miałem w szkole.

Gdy byłem ubrany, zbiegłem po schodach na dół, o mało nie przewracając się. Wpadłem do łazienki i chwyciłem za grzebień. Z jego pomocą ułożyłem włosy. Gotowy wyszedłem z pomieszczenia i usiadłem na kanapie, czekając na Rosję.

Po jakiś pięciu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Udałem się w ich stronę i je otworzyłem.



Pov. Rosja

Cholera, jak ja się stresuję! Wyznam dziś Ameryce miłość. Właśnie wpuścił mnie do środka domu.

A: Chcesz coś do picia? - zaproponował.

R: Nie, dziękuję. Tak wogóle to jest ktoś w domu?

A: Dziś będę sam. - oznajmił, wracając na kanapę.

R: Ame, ja... Muszę ci coś powiedzieć. Koniecznie. - zacząłem. Na Boga, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak denerwowałem!

A: Ja też mam ci coś ważnego do wyznania...

R: To który z nas zacznie?

A: Żaden. Najpierw muszę cię gdzieś zabrać.

R: Dokąd? - zapytałem.

A: Zobaczysz, a teraz chodź założyć buty. - odpowiedział.

R: No dobra... - mam nadzieję, że Ame chce mi powiedzieć to samo, co ja jemu.


Pov. Ameryka

Idziemy właśnie drogą w stronę lasu. Jestem po prostu pewien, że Rosja chce mi powiedzieć to samo, co ja mu.

Byliśmy już niedaleko, więc powiedziałem:

A: Russ, zamknij oczy.

R: Po co...?

A: Zamknij je i obiecaj, że nie otworzysz! To ma być niespodzianka! - posłuchał mnie, zakrywając twarz prawą ręką.
Niebo jest już pomarańczowe, mamy godzinę 20.40. To jest to, to ten moment! Chwyciłem go za wolną rękę.

R: Dokąd mnie prowadzisz?

A: Zobaczysz! - byliśmy już niedaleko. Gdy dotarliśmy do gęstych zarośli tworzących ogrodzenie, powiedziałem żeby przecisnął się przez nie z nadal zamkniętymi oczyma.
Gdy zobaczyłem wodę od której obija się pomarańczowe niebo, spadające płatki kwiatów i wiśniowe, różowawe drzewa, wzruszyłem się wewnątrz.

R: Kiedy będziemy?

A: A więc... Jesteśmy. Patrz! - gdy Rosja zabrał dłoń z twarzy, otworzył szeroko oczy.

R: O mój... Gdzie ty mnie zabrałeś? - mówił zszokowanym głosem, rozglądając się dookoła.

A: Odkryłem to miejsce niedawno. Cudownie, prawda?

R: Tak... - wtedy mnie wyminął i poszedł ku brzegowi wody. Usiadł na trawie pokrytej płatkami kwiatów, poklepując miejsce od siebie.
Patrzeliśmy sobie w oczy, moja twarz oblana była mocnym rumieńcem. Jego wzrok był dominujący i wydawał się być zestresowany.



Pov. Rosja

Muszę to zrobić... To jest ta chwila...

R: Ame, ja muszę ci coś wyznać...

A: Też mam ci coś do powiedzenia. Ale proszę, powiedz to pierwszy. - widziałem, że jego twarz jest pokryta rumieńcem. Moje policzki też były nagrzane, poczułem że moje serce łomocze.

R: Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Pozwól więc, że po prostu  pokażę. - w tym momencie uderzył mnie gorąc. Chwyciłem materiał bluzy Ameryki i z całej siły przyciągnąłem gimnazjalistę do siebie.
Patrzeliśmy sobie w oczy przez jakieś trzy sekundy, w oczach chłopaka widziałem lśniące iskierki. Wreszcie złączyłem nasze usta w pocałunku. Przez pierwsze sekundy Amerykanin był oszołomiony i nie oddawał pocałunku. Moje szczęście było nie do opisania, gdy poczułem że zaczyna współpracować. Spokojny i czuły całus zaczynał się zamieniać w bardziej namiętny, Ameryka zarzucił mi ramiona na szyję, ja z kolei chwyciłem jego biodra, aby po chwili posadzić sobie chłopaka na kolanach. Moje dłonie zaczęły błądzić po plecach Ame. Przejechałem językiem po jego dolnej wardze, prosząc o dostęp.
Gdy rozchylił lekko usta, "wepchnąłem" swój język do jego gardła. Po jakimś czasie obydwoje czuliśmy, że zaczyna nam brakować tlenu, zmusiło nas to do oderwania się od siebie.
Zarówno ja, jak i Ameryka byliśmy w pozytywnym szoku, utworzyła się między nami nitka śliny.

R: Kocham cię, Ameryko... - powiedziałem w końcu. Ponownie się do siebie zbliżyliśmy, łącząc usta w kolejnym, tym razem bardziej spokojnym pocałunku. Gdy skończyliśmy, nasze twarze kolorem podobne były do buraka, pomidora bądź czegokolwiek, co uznaje się za czerwone.

A: Też cię kocham, Rosja... - powiedział nieśmiałym i lekko drżącym głosem, rzucając mi się w ramiona. Przytuliłem go z całej siły, chciałem, aby ten był blisko mnie już zawsze.
W tym objęciu spędziliśmy kolejne pięć minut.
Gdyby nie moje szybko bijące serce, mógłbym powiedzieć, że moje ciało jest tak spokojne i rozluźnione, jak nigdy. W końcu Ame przestał się do mnie przytulać, zszedł też z moich kolan.

A: To... Teraz jesteśmy parą, prawda? - zapytał wreszcie, jakby dalej nie ufając swoim słowom.

R: Oczywiście, głuptasie! - powiedziałem, następnie całując go lekko w różowy policzek. Słodziak zarumienił się mocniej, nieśmiało wbijając swój wzrok w ziemię. : - I mam rozumieć, że to, co chciałeś mi powiedzieć to właśnie "kocham cię"?

A: Mhm... - Mruknął pod nosem, znowu się do mnie przytulając. Patrzeliśmy teraz na wodę odbijającą pomarańczowe niebo, a także na spadające do niej kwiaty i ich fragmenty.
Nic nie mówiliśmy, ale słowa i tak były zbędne.

Kolejne pół godziny pędziliśmy w ten sposób. Teraz Ameryka leży oparty o mój tors, głaszczę go delikatnie ręką po plecach.

A: Nie sądzisz, że powinniśmy wracać? Słońce zaszło już za horyzont, to tylko kwestia czasu, by zupełnie się ściemniło.

R: Ale nie chcę iść sam do domu, bez ciebie. - wtedy Ameryka się uśmiechnął.

A: Mam super wiadomość. Moi rodzice pojechali do ciotki i wrócą jutro po południu, a Kanada poszedł spać do swojego chłopaka. Więc ty chodź do mnie! Jest piątek, możemy spędzić razem czas aż do nocy.

R: Naprawdę? Świetnie! Chodźmy więc, a ja napiszę potem do ojca że nie wracam na noc. - wstaliśmy, otrzepując się z płatków kwiatów.

A: Ruskii... Mam pytanie.

R: Tak?

A: Weźmiesz mnie na barana? - zapytał, gdy wyszliśmy z gęstych zarośli, poza miejsce które odkrył. Spojrzał na mnie tak słodko, że nawet nie wyobrażam sobie, by odmówić.

R: Pewnie, wskakuj! - zniżyłem się. Ame wszedł mi na plecy, owijając ramiona dookoła mojej szyi. Ja złapałem go za nogi, czując jak przytula się do mojej głowy. Zdjął moją uszankę, zakładając sobie na głowę. I w ten sposób wracaliśmy do domu.
Jestem przeszczęśliwy...

Gdy byliśmy w domu, zdecydowaliśmy się na obejrzenie filmu. Ameryka wziął żelki, jedliśmy je, oglądając.
Teraz jest 23.00. Film się skończył, a Ameryka leży na mnie, z twarzą wtuloną w moją klatkę piersiową. Jest taki słodki... Zacząłem głaskać go po policzku, jego błękitne, lśniące oczy wydawały się, jakby miały mnie zahipnotyzować.

A: Jestem naprawdę zmęczony... Możemy iść już spać? - zapytał po czasie. Szczerze mówiąc, ja też chcę już usnąć. Film był długi i nudny, a zresztą już późna godzina.

R: Mhm, chodźmy, Ame. - powiedziałem. On bardzo się zdziwił, gdy wziąłem go na ręce w stylu panny młodej.

A: Rosja?! Co robisz?

R: Mówisz że jesteś zmęczony, więc niosę moją księżniczkę do łóżka.

A: Nie jestem księżniczką... - warknął, nadymając przeuroczo policzki. Gdy dotarliśmy do jego pokoju, ułożyłem go na miękkiej pościeli.
Zgasiłem światło, by po chwili położyć się obok. Przykryłem nas kołdrą, Ameryka przybliżył się do mnie i wtulił twarz w mój tors. Objąłem go ramieniem, całując w czółko.

A: Dobranoc Russ... Kocham cię. - mruknął cicho.

R: Też cię kocham, Ame... Dobrej nocy.

Po piętnastu minutach byłem pewien, że chłopak spokojnie śpi. Czułem jego przyjemny zapach, było mi wygodnie, jednak nie mogłem zasnąć. Zza okna wpadało światło księżyca, sprawiające że pomieszczenie nie jest całkowicie zamroczone. Dzięki temu mogłem zobaczyć śpiącego Amerykę. Jego twarz jest spokojna, taka niwinna i słodka...

Czy naprawdę tak niewiele brakowało mi do szczęścia?












_____________________________________

No i co?

Ten rozdział chyba nie wymaga mojego komentarza, ale wy możecie je pisać :D

To połowa książki.





Więc... Do zobaczenia w następnym rozdziale.

3700 słów


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top