15. Piękne Odkrycie I Choroba



Pov. Rosja

Właśnie jest 8.50, leżę w łóżku patrząc się bez celu w sufit. Wstałem 20 minut temu, zaraz pójdę obudzić Amerykę. Dużo myślałem o tym co się wczoraj stało. Żal mi tego dzieciaka, problem z tym że on nie chce powiedzieć kto mu to zrobił, nie chce nic z tym zrobić. Ale tak naprawdę to  jego wybór, chociaż chciałbym się dowiedzieć kto to był.
Po krótkich przemyśleniach postanowiłem w końcu wstać z łóżka i pójść obudzić Amerykę. Jak zdecydowałem tak zrobiłem, wstałem i wyszedłem z pokoju. Ameryka śpi w pokoju obok, powoli otworzyłem drzwi. Rzeczywiście, spał sobie dalej. Powoli zbliżyłem się do niego:

R: Hej młody, wstawaj już. - to nic nie dało, więc potrząsnąłem nim lekko. Zobaczyłem że otwiera oczy, dlatego przestałem.

A: C-cześć... - powiedział zaspanym głosem przecierając oczy.

R: Chcesz może śniadanie? - zapytałem.

A: Uh, podziękuję. Ogarnę się i już pójdę. - wyglądał jakby przypomniał sobie wczorajsze wydarzenia, jakby to wszytko na "trzeźwo" uderzyło go mocniej. Jego twarz pokazywała niepewność, obojętność i być może lekki niepokój.

R: No dobra, jak chcesz. Sorry jeśli ci przypomnę, ale może chcesz porozmawiać o wczorajszym? Czasami szczera rozmowa daje wiele.
- pierwszy raz proponuję pomoc komukolwiek, ale... W tym przypadku mam pewien powód takiego zachowania.

A: Wolałbym nie rozmawiać o tym.
- odpowiedział, po czym wstał. Boli go podbrzusze, widać to po tym jak wstawał.

R: No to chodźmy na dół. Może odprowadzę cię do domu? - zapytałem po czym oboje zeszliśmy schodami do salonu.

A: Nie musisz. Mogę tylko wziąć z salonu telefon i klucze do mojego domu?

R: No pewnie, po co się pytasz? - wtedy chłopak poszedł po wspomniane wcześniej rzeczy i włożył je do kieszeni. Założył buty i otworzył drzwi.

A: Więc... Dzięki za wszytko. Naprawdę.

R: Nie ma sprawy młody. Jak coś to możesz napisać na fejsie kto to był. Na pewno nie chcesz żebym cię odprowadził? To wszytko musi być dla ciebie trudne. - zapytałem bardziej z grzeczności, której i tak do większości osób mi niestety brakuje.

A: Chcę to przemyśleć i być sam.

R: Rozumiem, to cześć.

A: Pa i... dzięki.  - powiedział po czym powolnie odszedł w stronę furtki, po chwili wchodząc na chodnik. Nie spojrzał więcej na mnie, ja sam zamknąłem drzwi i poszedłem do salonu.


Pov. Ameryka

Właśnie wyszedłem od Rosji. Odkąd się obudziłem to wszystko z wczoraj przypomniało mi się i jest cięższe niż na początku... Do tego mocno głowa mnie boli, do cholery! Mijałem budynki nie zwracając uwagi na okolicę. Po mojej głowie krążyły tylko negatywne myśli, idąc chodnikiem kopałem kamienie leżące na ziemi.
W końcu zaczął dzwonić mój telefon, wyciągając go z kieszeni zobaczyłem że to Francja. Najchętniej nie odbierałbym, ale wiem że rodzice będą się martwić. Dlatego niechętnie odebrałem połączenie.

A: Cześć, mamo - powiedziałem to z udawanym uśmiechem.

F: Cześć skarbie, wstałeś już?

A: Tak, już dawno.

F: No coś ci nie wierzę... A zjadłeś śniadanie?

A: Nie, zaraz sobie zrobię - chwilę jeszcze rozmawiałem i w końcu skończyłem rozmowę. Stałem już przy domu, za którym były lasy i pola. Mam ochotę pójść do lasu i pomyśleć trochę, w samotności. Śniadanie może poczekać. - pomyślałem i poszedłem za dom. Były tam łąki, w dalszej części lasy. Dzisiaj jest słonecznie i całkiem ciepło, mimo wczesnej godziny. W lewo był las, na przeciwko inne lasy i wspomniane wcześniej łąki. Tyle tu mam do pooglądania! Te tereny są ogromne. Pomyślałem, że skręcę w prawo. Jest tu jakaś stara i widocznie już od dawna zarośnięta ścieżka, dalej są już tylko krzaki i drzewa. Wydaje mi się że jest coś za nimi - poszedłem szybkim krokiem w tamtą stronę. Krzaków nie było tu wiele, zwykłe dzikie jagody. Na górze były cudowne drzewa dzikiej wiśni, właśnie rozwijały się tam kwiaty. Było pięknie. Teraz mój humor to była mieszanka smutku i wczorajszych wspomnień z zaskoczeniem że niedaleko domu jest takie piękne, zapomniane miejsce. Przedarłem się przez krzaki. To, co zobaczyłem... To był raj. Czy ja śnię?! Przede mną znajdowało się dzikie, małe jeziorko. Wokół niego rosły drzewa dzikiej wiśni, pełne kwiatów. Płatki kwiatów spadały powolnie do wody, na której powierzchni dryfowało ich już całkiem sporo. W moich oczach pojawiły się łzy, jestem bardzo uczuciowy w takich rzeczach.
Nie wiem jak opisać to miejsce... Jest niezwykłe, w życiu nie spodziewałbym się że gdzieś w tej okolicy jest coś tak cudownego. Widzę że to miejsce jest zapomniane i przyroda sama o nie zadbała. Powolnie szedłem w stronę wody.
Nie jest tu głęboko. Za to woda jest przejrzysta, czyściutka. Płatki kwiatów co chwilę spadały na moją głowę oraz do wody. Nadal lekko wzruszony chodziłem wzdłuż okrągłego jeziora. Dookoła jak wcześniej wspomniałem rosną wysokie drzewa wiśni, wokoł obrośnięte krzewami i plątaninami chwastów. Tworzy to pewnego rodzaju zamknięte miejsce, takie aby nikt nie mógł domyślić się jakie piękno jest za krzakami tworzącymi "mur".
Czułem się jakbym odkrył jakieś magiczne miejsce. Usiadłem na trawie, przy brzegu wody wpatrując się w swoje odbicie przez jakieś 10 minut. Po jakimś czasie dotarła do mnie jedna ważna rzecz - zapomniałem. Przez chwilę totalnie zapomniałem o moich zmartwieniach, czułem się tak jakby wczoraj był normalny dzień i nic się nie stało. Patrzałem się w wodę pełną kwiatów. Ten widok nie tylko wprawiał w zachwyt, ale także uspokajał. Czuję jakby to miejsce miało jakąś swoją pozytywną energię. Będę je trzymał w tajemnicy. Skoro przez tyle lat nikt tędy nie chodził to czemu mam to pokazywać światu? Gdy to zrobię to nie będzie już tak samo. Znając innych - wtedy to miejsce się zniszczy. Będę tu przychodził po szkole.
Leżałem na trawie patrząc na piękno które mnie otaczało.

Po jakimś czasie wyciągnąłem telefon, spostrzegłem że jestem tutaj już 30 minut. Bardzo chętnie siedziałbym tu cały dzień i rozmyślał, jednak poczułem głód. Zacząłem kierować się do drzewa przy którym znajduje się jeden, rozgrzebany przeze mnie krzak. Przecisnąłem się przez zarośla. Naprawdę wyglądają w połączeniu z drzewami jak brama do jakiegoś zakazanego miejsca. Dalej kierowałem się w stronę z której tu przyszedłem.
Po 15 minutach byłem już w domu. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej mrożoną pizzę którą włożyłem do piekarnika.
Będąc w domu wrócił mi zły nastrój i nienawiść do Chin... O tym można zapomnieć tylko na chwilę. Tylko i wyłącznie... W czasie spaceru nadal bolał mnie brzuch. Przez niego. Rodzinie nie dam rady o tym powiedzieć... Rosja - ja wiem, że on jest starszy i dużo wyższy ode mnie oraz od tego potwora. Z tego co mówią o nim wszyscy mogę wywnioskować, że jest w stanie naprawdę załatwić Chiny. Ale co wtedy? Sam może mieć przez to problemy, nie chcę aby z mojej winy musiał odpowiadać za coś. Zastanawiałam się ciągle czemu mi pomógł.
Po jakimś czasie pizza była gotowa, więc wyłączyłem piekarnik i zacząłem jeść, oglądając przy tym telewizję. Ale ponowne wspomnienie wczorajszego wieczoru skutecznie obrzydziło mi jedzenie. Wstałem i poszedłem w stronę łazienki. Gdy byłem już w środku, to zbliżyłem się do lustra. Cholera jasna, nie zauważyłem wczoraj jednego... Moja szyja. Było na niej sporo ciemnych śladów, były one mocno widoczne na mojej jasnej skórze. Jak mam się ich pozbyć? Rodzice i Kanada na bank się zorientują i zaczną się wypytywać skąd mam na szyi malinki.
Muszę coś wymyśleć, ale mam na to jeszcze 3 dni więc chyba coś mi wpadnie do głowy. Wyglądam obrzydliwe, przez NIEGO - pomyślałem ze złością ale też żalem.


Przez kolejne godziny nic ciekawego się nie działo i siedziałem w domu. Podobnie jak rano, zaczęła boleć mnie głowa. Czułem też jak jest mi gorąco, jednak chyba nie mam gorączki bo poza tym czuję się naprawdę dobrze. Była już 16.00, na dworze ciągle świeciło słońce. Postanowiłem przejść się znowu tak jak o poranku - być może gdy się przewietrzę to ból głowy minie. Przeprowadziliśmy się tu nie dawno, przez co nie ma w domu niczego na ból głowy. Ubrałem buty i wziąłem telefon, po chwili wychodząc z domu. Zacząłem iść w przeciwną stronę od lasu aż w końcu opuściłem moją uliczkę i wszedłem na chodnik. Spacerowałem chodnikiem bez celu, było tu trochę osób co nie jest dziwne, w końcu jest ładna pogoda i sobota. W pewnym momencie poczułem wibrację w kieszeni, był to mój telefon. To wiadomość od Rosji:
Rosja: Hej. Zostawiłeś u mnie bluzę . - po przeczytaniu wiadomości odpisałem.

Ja: Jestem poza domem niedaleko ciebie, więc wpadnę zaraz po nią. - odpisałem i zacząłem iść szybciej przed siebie. Po niecałych 5 minutach byłem pod jego domem. Wchodząc przez ogród zadzwoniłem do drzwi, po chwili chłopak mi otworzył.

R: Hej, masz tu swoją bluzę - powiedział po czym podał mi ową rzecz.

A: Dzięki.

R: Spoko, tak wogóle to właśnie miałem zamiar się przejść, mogłem sam ci przynieść.

A: Dobra, mniejsza z tym. Może przejdziemy się razem?

R: Okej młody, możemy iść.


Pov. Rosja


Właśnie zgodziłem się na spacer z Ameryką.
Nie wiem po co, ten dzieciak jest nawet miły ale jakoś szczególnie nie zależy mi żebyśmy się "zaprzyjaźnili". Jest 2 lata młodszy.
Wyszliśmy na ulicę, kierując się w stronę jego domu. Szliśmy w milczeniu, zauważyłem że chłopak jest blady.

R: Wszystko dobrze? Jesteś cały blady.

A: Tak... Wszystko jest w p-porządku.

R: No właśnie widzę. - powiedziałem. Ameryka wygląda źle, schyliłem się trochę na wysokość jego twarzy i przyłożyłem mu rękę do czoła.
On jest cały rozpalony.

A: Co robisz? - powiedział słabym głosem.

R: Sprawdzałem, czy masz gorące czoło. I rzeczywiście, jesteś cały gorący. Widzę że źle się czujesz, nie musisz udawać. - na te słowa Ameryka odetchnął z lekką ulgą:

A: Szczerze mówiąc czuję się fatalnie i słabo mi... Boli mnie głowa, rano też mnie bolała ale wtedy mi minęło.

R: To chodźmy szybciej do ciebie, masz tam chyba jakieś leki czy termometr?

A: No właśnie w tym problem, że nie bardzo.

R: Uhh... W takim razie choć do mnie skoro masz gorączkę, no nie zostawię cię w takim stanie samemu młody bo padniesz. - zaczęliśmy wracać się do mojego domu.

Pov. Ameryka

Właśnie szliśmy z Rosją do jego domu, znowu. Wyszedłem na dwór aby przestała mnie boleć głowa, zamiast tego tylko mi się pogorszyło. Jest mi gorąco, głowa boli mnie mocniej. Czuję się fatalnie. Na całe szczęście nie zdążyliśmy się jakoś bardzo oddalić od domu Rosji, więc został nam jeszcze kawałeczek drogi. Mimo to jest mi słabo przez co idę wolno co wyższy chłopak chyba zauważył bo też zwolnił kroku.
W końcu byliśmy przed jego domem. Rosja wyciągnął klucze i otworzył.

R: Dobra, więc usiądź sobie na kanapie a ja pójdę po termometr.

A: Dobrze. - powiedziałem po czym usiadłem na kanapie, nadal było mi strasznie ciepło. Po chwili Rosja wrócił z termometrem.
Po zmierzeniu mi temperatury termometr wskazał 38.7 stopnia gorączki. Masakra, akurat w majówkę!

R: Ponad 38 stopni? Pójdę po jakiś syrop na gorączkę. Coś cię jeszcze boli?

A: Strasznie boli mnie głowa, tak jak mówiłem... - odpowiedziałem.

R: W takim razie dam ci jeszcze coś przeciwbólowego. - powiedział, po chwili znikając w kuchni. Ja tylko siedziałem i trzymałem się za gorące czoło. Rosja położył na stole opakowanie tabletek i jakiś syrop, do tego szklanka wody. Popiłem tabletkę i wziąłem łyżkę syropu.

A: Dziękuję, Rosja.  - podziękowałem mu, on tylko poszedł do kuchni.

Pov. Rosja

Gdy dałem młodemu leki to poszedłem do kuchni po coś do picia. Wróciłem do Ameryki. Szczerze mówiąc nie chce mi się zbytnio nim zajmować.
Ameryka leżał sobie na kanapie, nadal nie wyglądał za dobrze. Poszedłem na górę po schodach aby po chwili wrócić do młodszego kraju z kocem. Podałem go chłopakowi.

A: Rosja, mam pytanie... - zapytał przykrywając się kocem.

R: Tak?

A: Dlaczego mi pomagasz? - wiedziałem, że się w końcu zapyta...

R: Mam pewien powód. I jest to dla mnie ciężki temat, coś czego nie chcę pamiętać. - powiedziałem zgodnie z prawdą. To, co przytrafiło się mu wczoraj...  Pomogłem mu, bo sam miałem nieco podobną sytuację, 11 lat lemu. Miałem wtedy 6 lat i zdecydowanie wolałbym o tym zapomnieć. Na zawsze.

A: Jeśli nie chcesz to nie mów. Ja też mam rzecz o której chcę po prostu zapomnieć... - powiedział z przykrością, pewnie mówi o tym co stało się wczoraj.

Timeskip

Ameryka zasnął. Spał na kanapie, a ja przyglądałem się jego twarzy. Myślę, że podane wcześniej leki już działają, bo nie jest cały rozpalony. Jego twarz miała spokojny wyraz, to całkiem urocze...

2 godziny później Ameryka się obudził, nie czuł się wtedy najlepiej. Było mu w przeciwieństwie do wcześniejszych godzin bardzo zimno, zrobiłem mu kanapkę i zaprowadziłem na górę do pokoju w którym nocował poprzedniej nocy. Powiedziałem mu jeszcze że gdyby czegoś chciał, to będę w pokoju lub innej części domu.
Resztę dnia przespał, z małymi przerwami na narzekanie że boli go głowa.







______________________________

Ten rozdział jest taki sobie c':

Ale muszę teraz rozwinąć kolejną akcję, z Rosją.

I ten, tego... Szczęśliwych koronaferii życzę!




(:




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top