85.

PoV Tim

Zakradłszy się dostatecznie blisko, wybraliśmy z Brianem strategię sępa. Znaczy to mniej więcej tyle, że zwyczajnie krążymy wokół nieszczęśnika, z początku jedynie obserwując i badając, jak możemy zadziałać. Później opcjonalnie przechodzimy do ataku. Tak i teraz. Ja ruszyłem w prawo, Brian w lewo. Facet znajdował się na pagórku. Musieliśmy się zbliżyć niezauważeni, co z tej pozycji nie było zbyt łatwe. Co nie znaczy, że niemożliwe. Zakradliśmy się, z dwóch stron lustrując ofiarę. Ta twarz wydaje mi się dziwacznie znajoma. I jest niezwykle podobna do Briana. Przede wszystkim sprawa ma się tak. Na oko trzydziestoparoletni facet, ubrany jak jakiś żołnierz niedojda, brąz oczy, ciemny brąz włosy, właśnie jest atakowany przez dzika. Dosłownie na granicy. Jeśli przekroczy ją, to nie dzik, a my dziś zapolujemy. Jeśli zostanie, lub ucieknie w inną stronę, nie mamy obowiązku ścigania go. Tylko co on tu robi? Spodnie, zarówno jak i koszulka w kolorze khaki, tyle, że każda z nich ma inne odcienie, co już takie maskujące nie jest. Jeśli jest kłusownikiem, albo przyjechał na zwyczajne polowanie, to czemu nie ma strzelby? Jeśli chciał jechać na ryby, to jezioro jest srogo nie po tej stronie. Więc co?

Wreszcie facet poszedł po rozum do głowy i jakimś cudem wspiął się na drzewo. Była to tak desperacka akcja, że mało sobie szczęki o gałąź nie złamał, prawdopodobnie łamiąc za to nos. Krew pociekła obficie w dół, znacząc drzewo i ściółkę. Dzik fukał jeszcze wściekle, zapewne zawiedziony tym, że stracił zabawkę i po chwili ociągania odszedł. Spojrzałem na Briana. Prawdopodobnie też się waha. Osobiście facet wydaje mi się niegroźny, za to wyjątkowo niezdarny. Najchętniej walnąłbym go w łeb i wywlókł gdzieś z dala. Gorzej, jeśli nie jest sam. Za to jeśli faktycznie ktoś tu jest, to dlaczego mu nie pomógł? Chwila takiego maltretowania przez dzika i facet leżałby już podziurawiony wśród jagód. Z tymi włochatymi świniami naprawdę nie ma żartów. Bacznie obserwowałem faceta. Dyszał ciężko, rozglądając się. Zabłądziłem po kieszeni w poszukiwaniu maski, ale takowej nie znalazłem. Czyli jeśli mnie dostrzeże, to jednak dostanie wycieczkę all inclusive na tamten świat. To samo z Brianem. Niestety chyba wykrakałem. Facet dokładnie badał wzrokiem ten krzak, za którym się ukryłem. Zmrużył oczy, schodząc z drzewa. Dobyłem podręczny nożyk, który na szczęście zawsze mam przy sobie. Przystanął naprawdę niedaleko. Byłem już pewny, że mnie widzi. Spodziewałem się wszystkiego. Polecenia, abym wyszedł. Wołania o pomoc. Nawet proszenia o litość. Ale nie tego

- Tim?  - aż mnie zmroziło. Zacisnąłem rękę na trzonku - Czy to naprawdę ty...? I czy jest tu też Brian...? - facet wydawał się coraz bardziej znajomy. Nawet sam głos. Pytanie tylko, skąd

- Odezwij się... Proszę... To ty? - rzucił błagalnie, rozglądając się

- Zależy, kto pyta - mruknąłem dość cicho. Mężczyzna jednak zdawał się usłyszeć

- A jeśli pyta ojciec...?* - w tym momencie zwyczajnie mnie zmroziło. Ojciec? Ja go nie widziałem już prawie dziesięć lat, to samo Brian. I niby on, teraz, tutaj. Czystym przypadkiem. Nie wierzę w takie przypadki. Wyskoczyłem z ukrycia, powalając go. Przygniotłem go własnym ciałem, siadając na jego klatce piersiowej. Ręce przyblokowałem nogami, nóż przystawiłem do gardła

- Jeden zbyt gwałtowny ruch i zaraz uzupełnię ci zawartość metalu w ciele. - warknąłem wrogo. Brian zbliżył się, pozostając wciąż w ukryciu. "Ojciec" patrzył na mnie ciepło. Nie podobało mi się to. Albo wyśmienicie grał, albo naprawdę tęsknił. Tylko skąd on się tu wziął do cholery?!

- Rozumiem Timmy... Poznajesz mnie w ogóle? - patrzył na mnie wciąż z tą ohydną dobrocią

- Skoro śmiesz mianować się moim ojcem, zdradź coś, co tylko ojciec mógłby wiedzieć. Imiona, daty urodzin i żadne takie pierdoły się nie liczą. - przystawiłem nóż znacznie bliżej, rejestrując każdy najmniejszy ruch

- Pamiętasz swoje szóste urodziny...? Swoje i Briana...? Kupiliśmy wam wtedy z mamą taką ogromną kolejkę na prąd, gdzie pociągi same się poruszały. Byliście tak zafascynowani, że spędzaliście przy niej całe dnie. Ty ubóstwiałeś ten czerwony wagonik, a Brian ten niebieski - rzekł, a mnie przez chwilę zdawało się, że widzę w jego oku łzę

- Tylko tyle? - patrzyłem na niego hardo - Mogłeś mi wcisnąć wszystko, co robiłem jako dziecko, bo pewnych rzeczy mogę nie pamiętać. Sprytnie.

- A pamiętasz, jak mówiłem do mamy? Kropelko... Bo zawsze jak padało uwielbiała wodzić palcem za spływającymi kroplami po szybie... - wewnątrz coraz bardziej miękłem. Tata robił dokładnie tak samo... Zacisnąłem rękę jeszcze mocniej

- Gadaj, po coś ty tu przylazł?! - niemal ryknąłem mu prosto w twarz

- Szukałem was... Szukałem tak długo... Zbierałem różne tropy... Czy to prawda...? Czy ja was wreszcie odnalazłem...? - uśmiechnął się przez łzy. Uniosłem rękę w przypływie furii, celując wprost na niego. Brian złapał mnie w ostatniej chwili

- O-Ochłoń, Tim... On mówi p-prawdę... - niemalże szepnął

- Skąd ta pewność?! - warknąłem

- A kto inny znałby tyle rzeczy? - bronił się Brian

- Operator, jeśli dostatecznie by kogoś przebadał! - odgryzłem się

- A zatem on nie może być niebezpieczny, jeśli tak by było - chłopak obrócił mój argument

- Tak?! A jeśli to jakiś cholerny test na inteligencję ze strony Operatora i właśnie go oblewamy?! A swoją drogą, pomyślże no, Brian! Zostawia nas, pojawia się po niemalże dekadzie i co? "Tęskniłem za wami"? Zaraz się zrzygam od tej słodkości! - zacisnąłem zęby

- Więc daj mu chociaż szansę... - odparł smutno

- A jeśli to szpieg?! Zasrana pluskwa garniturów, które życzą nam źle?! - uderzyłem na nowo

- Wtedy powinniśmy już być otoczeni i zmuszani to wypowiedzenia wszystkich tajemnic. Proszę cię Tim... Był ojcem nas obu... Zawsze tęskniłem... - spuścił głowę. Nieco zmiękłem. Faktycznie mieliśmy naprawdę różne poglądy. Ja ojca nienawidziłem, Brian tęsknił. Ale ten jeden, jedyny raz chciałem wykazać odrobinę empatii. Brat nie raz już mi ją okazał, więc postąpiłbym niesprawiedliwie. Wciąż jednak nie byłem przekonany do niego. Jak niby nas odnalazł? I skąd wiedział, że to my. Przez dziesięć lat człowiek sporo się zmienia. Co prawda rodzic zapewne swoje dziecko odnajdzie w tłumie sobowtórów, ale takie przesłodzone historyjki nierzadko okazują się być bajeczkami, żeby uspokoić albo rodziców, albo dzieci. Bo działa to w obie strony. Brian ukucnął przy ojcu, który przysłuchiwał się całej tej rozmowie, zapewne i przerażony i skonsternowany. Cofnąłem się, obserwując każdy najmniejszy ruch. Jeśli on naprawdę jest jakimś szpiegiem, Operator mnie nie zabije. Sam to zrobię, bo w głupszą zasadzkę wpaść się nie da. Blondyn wyciągnął rękę do mężczyzny, pomagając mu wstać. Nie był aż tak potężnie ranny po walce z dzikiem, drzewem i mną, więc stał o własnych siłach

- Opowiesz nam co nieco...? Rozumiesz chyba, że nie skaczemy z radości na twoje spotkanie... Nie wierzyliśmy nawet, że jeszcze dożyjemy takiego momentu... I z pewnością nie tak sobie to wyobrażaliśmy... - próbował jakkolwiek załagodzić Brian

- Rozumiem doskonale. Nie jestem dumny z mojego zniknięcia. Ale to coś... Bardzo złożonego... Nie mogę dzisiaj o tym rozmawiać... Zależało mi, żeby was odnaleźć... Ale wydaje mi się, że lepiej, gdybyście oboje ochłonęli... I sobie to wszystko przemyśleli... - mruknął smutnawo - Rozumiecie, prawda...? Wasza wymiana zdań mówi sama za siebie... Nie chcę wam mieszać w głowach - rzekł, zmieszany. Prędko wyczułem jakiś podstęp, postanowiłem więc obrócić go przeciw niemu

- Jutro, siedemnasta, to samo miejsce. - rzuciłem krótko, widocznie zbijając go z tropu. Sam pewnie zaproponowałby takie rozwiązanie niedługo, więc czemu tego nie wykorzystać. Skinął głową po chwili namysłu

- Jutro, siedemnasta, to samo miejsce... - zlustrował nas wzrokiem - Ale wy wyrośliście...

- Dosyć tego słodzenia. Brian, idziemy. - warknąłem. Brat spojrzał na mnie zdezorientowany, idąc za mną pospiesznie. Uważnie czuwałem, aby nikt nie przedostał się z nami

- Co ty wyprawiasz?! - syknął wyraźnie niezadowolny

- Mam plan, bracie. Mam plan.




*  Dla wszystkich, którym mogło umknąć: Creepypasta Masky'ego i Hoodie'go jest fikcją stworzoną przez fanów, na którą zwyczajnie zdecydowały się autorki. Prawdziwa historia Tim'a oraz Brian'a zawarta jest w wieloczęściowej produkcji filmowej pt."Marble Hornets". Jednakże mogąc wybrać, postanowiłyśmy bazować na creepypaście, gdzie Tim i Brian są braćmi.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top