53.
PoV Patrice
Ile czasu minęło? To pytanie dręczyło mnie najbardziej. Przeanalizowałam wiele swoich wspomnień, aby nie oddać się pustce i nadal w niej tkwiłam. Może to właśnie przez to? Może usilnie nie chcę przekroczyć bariery, bo boję się, że będzie ona moim kresem? Nie wiem. Mam dość. Dość bólu. Chcę po prostu się obudzić lub zniknąć. Żyć lub umrzeć. Wszystko, byle TO zniknęło. Postanowiłam zaryzykować. Nie skupiałam się na niczym. Na początku nie działo się nic. Byłam w stanie wyłapywać pojedyncze myśli, które zdawały prześlizgiwać mi się między pojedynczymi obrazami wspomnień. Wkrótce zniknęły. Ostatnie obrazy rozpłynęły się w nicość. Nie czułam już nic. Wydawało mi się, że powoli przestaję istnieć. Przestraszyłam się. Chciałam wrócić do tego, co było wcześniej. Panicznie przywoływałam jakiekolwiek wspomnienia. Nie nadeszły. Nic nie nadeszło. Strach minął. Pustka zaczęła mnie wchłaniać. Nie miałam siły stawiać oporu. Czy tak ma wyglądać śmierć? Nie wiem. Oddałam się uczuciu zanikania bez walki. Dlatego też ogromnym zdziwieniem dla mnie było, kiedy otworzyłam oczy. Pustka zamieniła się w istną ciemność. Czerń. Nie widziałam nic. Moje oczy zapewne były rozszerzone do granic możliwości, jeśli jeszcze w ogóle egzystowały. Nagle poczułam coś gorącego, co spływa po moim policzku. Łza? Uniosłam dłoń. Poczułam nieopisane zdumienie, kiedy zamiast przeniknąć przez nią, dotknęła mej twarzy. Ale czy to dobry znak? Czucie w moim ciele powracało. Pojawił się ciężar na plecach. Stałam chwilę zdumiona. Stałam? Czyli gdzieś muszę się znajdować. Obróciłam się powoli wokół. Nic. Ciemność. Westchnęłam ze smutkiem. Czy oni wszyscy przepadli? Moi bliscy? Nie ujrzę ich już? Nie chciałam umierać. Nie teraz. Miałam tyle rzeczy do zrobienia, tyle chwil do przeżycia. Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach. Po moich policzkach lały się strumienie łez. Gdzie ja jestem, do cholery?!
PoV Brian
Nastał już świt. Cały czas bacznie czuwałem przy Patrice. Niewiele się zmieniło. Cały czas była blada. Jej pierś miarowo unosiła się i opadała. Brak wieści był dobrą wiadomością. Lepiej, by było tak, niż żeby się pogorszyło. Mimo upływającego czasu nie nudziłem się. Czuwanie dawało mi dziwną satysfakcję. Jakbym rzeczywiście mógł coś zdziałać. Oddałem się temu złudzeniu, próbując nie kwestionować, czy jest prawdziwe, czy nie. Zdarzało mi się do niej szeptać. Żeby wracała. Żeby się obudziła. Żeby znowu było dobrze. Głaskałem ją po ręce, oddając jej nieco swojego ciepła. Ann pojawiła się kilka razy, sprawdzając czy wszystko dobrze, czy zmieniając kroplówki. Nie mówiła nic, ale czułem jej wzrok na sobie. Nie obchodzi mnie, jak to wygląda. Nie obchodzi mnie, jak ktoś to odbierze. Nie obchodzą mnie ich myśli, przynajmniej nie teraz. Teraz chcę odzyskać przyjaciółkę. I będę czuwał. Po jej policzku zaczęła wędrówkę pojedyncza łza. Czyżby mnie czuła lub słyszała? Otarłem ją prędko, gładząc jeszcze przez chwilę miejsce, w którym była. Jedna myśl utkwiła mi wtedy w głowie. Ona musi wrócić. Pat musi przeżyć.
PoV Toby
Obudziłem się rano dosyć wypoczęty. Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się. Wstałem, aby przekonać się, że w pokoju jest jedynie Tim. Ciekawe, gdzie tamtą dwójkę wywiało. Popędziłem do łazienki, by nieco wrednie zająć ją przed Timem. Udało mi się, bo chłopak był niezbyt wyspany po obchodzie. Nie spieszyłem się zbytnio, aby lekko go zirytować, choć wreszcie postanowiłem wpuścić chłopaka. Humor dopisał mi dziś nieco lepszy, więc miałem ochotę co najmniej wyłożyć mu wnętrze maski błotem, ale wolałem nie ryzykować jego furii. Jasnym było, że stan Patki nadal mnie martwił, ale świadomość, że zajmuje się nią sam Operator była dla mnie bardzo pokrzepiająca. Miłościwie poczekałem, aż Tim raczy się uszykować i pognałem do kuchni. Tam też zastałem już Briana
- A gdzie to się po nocach włóczy, hę? - spytałem żartobliwie, zajmując miejsce z boku chłopaka
- U Patki byłem - przyznał cicho, lekko się uśmiechając
- Co u niej? - zapytałem
- Niewiele się zmieniło. Myślę, że dobrą wiadomością jest już sam fakt, że jej się nie pogarsza - odparł, na co pokiwałem głową
- Powiem ci brachu, że to naprawdę niezła wieść. Z resztą czego się spodziewać? Jeśli Operator się nią zajmuje, to na pewno będzie dobrze - wyszczerzyłem się i chwyciłem kanapkę - nasze dzisiejsze śniadanie. Chłopak pokiwał głową z lekkim uśmiechem i wziął się za swoją porcję. Po krótkim czasie dołączył także Tim
- A Carrie gdzie? Nie widziałem jej od wczoraj - spytał, nieco zdziwiony
- A bo ja ci wiem? Ja tu tylko kanapki wchrzaniam - mruknąłem żartobliwie
- Właśnie widzę. Szynkę to masz już na czole - odparł mi znudzony. Prędko to sprawdziłem, przy okazji strzelając niezamierzonego facepalma, ale nic tam nie znalazłem. Potem skojarzyłem, że akurat nie miałem szynki na kanapce i strzeliłem facepalma z premedytacją. Brian się zaśmiał, Tim pokręcił głową, a ja wzruszyłem ramionami. Dokończyłem posiłek, popiłem herbatą i wyszedłem z kuchni. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał raczej nic pracochłonnego więc najzwyczajniej w świecie udałem się do pokoju. Nareszcie moje dylematy zaczęły polegać na "co by tu dzisiaj porobić", a nie "jak zareagować aby ktoś tam nie stracił życia, ale ktoś tam inny nie został zdemaskowany". I szczerze mówiąc taki układ pasował mi o wiele bardziej. W swojej przeszłości, na obecną chwilę odstawionej gdzieś w kąt przy pomocy Operatora, było wiele smutku. Wiele upadków i porażek. Umiałem więc dostrzec piękno pojedynczych chwil teraz. Bo doskonale wiedziałem o ich kruchości, że mogą nie trwać wiecznie. Zabrałem się za oglądanie filmu. Byłem sam w pokoju, toteż wybór przypadł mi. Wziąłem płytę, odpaliłem i pozwoliłem mojemu umysłowi przenieść się wraz z głównym bohaterem w inną rzeczywistość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top