9. Różnica zdań

Julek POV

Spojrzałem kątem oka na idącą koło mnie Cassandrę, która wyglądała jakby zaraz miała kogoś spalić wzrokiem. A co gorsza, najprawdopodobniej tym kimś byłem właśnie ja. Jednak w tej chwili nie miało to dla mnie zbytniego znaczenia. Moje myśli były skupione na Varianie i złożonej mu obietnicy. Na szczęście udało mi się jej dotrzymać. Wolałbym nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby było inaczej. W tym wypadku złamanie już drugiej obietnicy, mogłoby być opłakane w skutkach.

Ale Blondi jak zwykle przyszła z pomocą. Choć tego się nie spodziewałem. Byłem przekonany, że to właśnie ona uzna ten pomysł za szalony i głupi. A jednak, była w stanie mu wybaczyć i dać drugą szansę.

Mimo wszystko ustaliliśmy, że lepiej będzie, gdy tym razem jeszcze nie pójdzie z nami. Być może ona była gotowa zapomnieć dzielące ich różnice. Jednak nie powiedziane, że on będzie myślał tak samo. Może jak minie trochę czasu...

W każdym razie stanęliśmy właśnie przed drzwiami prowadzącymi do lochów. W tej też chwili poczułem szarpnięcie za kołnież, a tuż przed sobą zobaczyłem twarz Cassandry, która jak już wspomniałem była leciutko poirytowana.

- Żeby nie było wątpliwości Szczerbiec. Jeśli ten dzieciak wywinie jakkolwiek numer, to ty w pełni za to odpowiesz.- jej głos był naprawdę poważny. Nie żartowała, ale... Nie rozumiałem jej nastawienia.

- Varian...ten dzieciak ma imię. Pamiętasz?- spytałem siląc się na spokój i nie używanie sarkazmu. Chciałem jej uświadomić coś ważnego, a drażnienie jej, choć było niezwykle kuszącą opcją, w tym wypadku nie było najlepszym wyjściem.

- O, doskonale pamiętam jak nas zdradził, zaatakował zamek, porwał królową, groził rodzinie królewskiej i skrzywdził Roszpunkę. Ale najwidoczniej tobie to umknęło.- odpowiedziała bez najmniejszego zająknięcia.

Prychnąłem cicho i spojrzałem na nią nieco krzywo.

- Rety, czy możesz być choć odrobinę mniej krytyczna względem niego? Nie wierzę, że nie pamiętasz tego pełnego wigoru i pasji nastolatka. O, na przykład tamten dzień konkursu. Nie pamiętasz...

- Doskonale pamiętam, ale nie zamierzam udawać, że nic się nie stało. Zrobił wiele złego, a ty tak po prostu chcesz go wypuścić. Ty i te twoje idiotyczne pomysły.- warknęła nadal zła.

Chyba niekoniecznie udało mi się ją przekonać. Oby tylko nie wyżywała się na Varianie. I bez jej złośliwości będzie mu trudno. Nie oszukujmy się, nie ma na zamku zbyt wielu fanów. I to nie tak, że nie mam mu za złe tego co zrobił. To jeden z wielu...powtarzam, wielu aspektów, w których Cassandra się myli. Przykro mi, że tak się to wszystko potoczyło. Jednak wiem też doskonale, jak to jest żałować błędów przeszłości. A kiedy w porę nie zaoferuje się pomocy, potem może być już na to za późno.

- Cassandra, spróbuj dać mu szansę...proszę.- to ostatnie słowo dodałem z niemałym trudem. Jak ja nienawidzę o cokolwiek prosić! A już zwłaszcza jej. Gdyby nie to, że jest wściekła, to pewnie wykorzystywałaby to przeciwko mnie jeszcze przed długi czas..

Ale w tym wypadku, nie jestem pewny czy w ogóle dotarł do niej sens tego słowa, gdyż nic już nie odpowiedziała. Zamiast tego sięgnęła po klucze, które miała przypięte do paska, po czym przekręciła je w zamku. Tym samym już po chwili po korytarzu rozległ się niezbyt przyjemny dla ucha odgłos skrzypiących drzwi.

No, drugi raz w tym miejscu w ciągu dwudziestu czterech godzin. Aż przypominają się stare czasy...

Nie, żebym dawał się wtedy łapać...zbyt często. Kiedy już im się to udało, to mięli niewiarygodne wręcz szczęście. Albo po prostu trafili na mój gorszy dzień. To wszystko...co, nie wierzycie mi? Eh, ja najlepiej wiem jak to dokładnie było.

Ale nie o mnie teraz. No, przynajmniej nie do końca o mnie. Ruszyłem prosto przed siebie z lekkim uśmiechem. W końcu poza obecnością Cassandry, wszystko układało się po mojej myśli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top