8. Ostra kłótnia w obecności księżniczki

Julek POV

Kiedy tylko wybiła ósma rano, stałem już przed drzwiami do sypialni Blondi. Z doświadczenia wiem, że o tej godzinie zazwyczaj wstaje, tak więc to dobry moment, aby przyjść do niej z pewną prośbą. W końcu będzie w promiennym nastroju...nie żeby potem było inaczej. Ale w każdym razie cel jest taki, aby wyrobić się przed przyjściem Cassandry, która zapewne zepsyłaby cały mój plan i przekreśliła moje dotychczasowe starania.

Z tą też myślą, w jednej ręce trzymając tacę zastawioną ulubionymi śniadaniowymi smakołykami mojej księżniczki, drugą otwarłem na oścież drewniane drzwi.

- No witaj promyczku! Jak ci się...spało?- cały mój dotychczasowy entuzjazm i zapał prysły, gdy tylko zauważyłem Cassandrę, najspokojniej w świecie czeszącą długie, blond włosy Roszpunki, która na mój widok uśmiechnęła się radośnie i pomachała na przywitanie.

- Cześć kochanie. Miło cię widzieć.

Odwzajemniłem uśmiech, ale mój dobry humor nie trwał długo, gdyż zaraz potem odezwała się ta czernowłosa maruda.

- Nie powiedziałabym.

Oczywiście nie mogłem pozostać jej dłużny, więc odpowiedziałem zgryźliwie.

- Nie martw się, to samo tyczy się ciebie Cassandro.- odparłem i podszedłem do Roszpunki kładąc tacę na stoliku obok.- A oto i śniadanko dla mojej księżniczki.- zwróciłem się z powrotem do długowłosej.

- Oh dziękuję.- uśmiechnąłem się mimowolnie słysząc jej radość w głosie i widząc wesoły błysk w oku. Jednak zaraz potem spojrzała na mnie i spytała z lekka niepewnie.- A...z jakiej to właściwie okazji?

- Od razu musi być jakaś? Nie mogłem być po prostu miły, czarujący, szarmancki...

- Przejdź do sedna. Czego tak naprawdę chcesz Szczerbiec?

Spojrzałem krzywo na Cassandrę. Jakim prawem tak bezczelnie mi przerwała? Że też jej nie wstyd? Miałem przygotowaną piękną przemowę, a tu co? Bezczelność...

Jednak mówiła prawdę...w pewnym sensie rzecz jasna. No, bo wiecie...to Cassandrra. Chyba nie sądziliście, że kiedykolwiek przyznam jej rację?

- No dobra. Może i mam pewną maleńką prośbę.- przyklęknąłem na przeciw Roszpunki siedzącej na łóżku, aby móc spojrzeć jej prosto w oczy.

- Ok...to o co chodzi?- dziewczyna spytała ciekawa i nadal uśmiechnięta.

Tylko jakby jej to teraz delikatnie przekazać? A przynajmniej tak, aby ją przekonać. A więc nadeszła ta chwila.

- Więc...myślałem trochę nad naszym zadaniem. No wiesz, tajemniczy zwój i te sprawy. No i doszedłem do wniosku, że w tej chwili mocno zależy nam na czasie. W końcu musimy rozwiązać zagadkę, zanim będzie za późno.- przerwałem na chwilę, aby dać czas zielonookiej na wypowiedzenie się, bo widziałem, że jak na razie chyba niezbyt rozumiała do czego właściwie zmierzam.

- Pewnie masz rację, ale...- chyba nie była pewna jak powinna dokończyć swoją wypowiedź, więc z chęcią zrobiła to milcząca przez jakiś czas Cassandra...a mogła dalej zostać cicho.

- Ale co żeś znowu durnego wymyślił?

- A a a, tylko nie durnego. Mój pomysł jest...niespotykany, ale też genialny o ile tylko się nad nim zastanowicie.- zacząłem je powoli wprowadzać. No w końcu nie mogłem im tego przekazać tak wprost.

Obie dziewczyny milczały, co uznałem za znak do kontynuowania, co też zrobiłem. Lepiej mieć to za sobą jak najszybciej.

- Trudno się nie zgodzić, że jak do tej pory przeglądanie książek nie przyniosło oczekiwanych efektów i wątpię, aby to się dzisiaj zmieniło. Tak samo zresztą jak w najbliższych dniach.

Widziałem po minie Roszpunki, że chce coś powiedzieć dlatego też dałem jej na to szansę. Zresztą bądźmy szczerzy, gdybym tego nie zrobił, to i tak by mi przerwała i postawiła na swoim.

- Wiem, że nie przepadasz za książkami i w ogóle, ale nie mamy innego wyjścia. Przykro mi...

- No właśnie nie! Mamy inne rozwiązanie. Bardzo proste i na wyciągnięcie ręki!- tym razem to ja jej przerwałem z szerokim uśmiechem.

- Niby jakie?- do naszej rozmowy wtrąciła się Cassandra, która przysłuchiwała nam się ze skrzyżowanymi rękoma.

- Już wam mówię, tylko obiecajcie, że najpierw mnie posłuchacie a potem skomentujecie.

Zapewne przeczącą odpowiedź czarowłosej, wyprzedziła Roszpunka.

- Dobrze, dobrze, ale już powiedz o co chodzi. Nie mogę się doczekać co takiego wymyśliłeś.

Odetchnąłem cicho i wziąłem się w garść.

- Jest ktoś kto może nam w tym pomóc. Ten ktoś zna się na tym całkiem nieźle, a już z pewnością lepiej od nas razem wziętych.

- Ale kto to jest?- dopytywała zaciekawiona blondwłosa.

A więc teraz, albo nigdy. Spojrzałem jej w oczy i odpowiedziałem bez ogródek.

- Varian.

W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza i tylko czekałem na pierwsze słowa sprzeciwu. Pytanie tylko, która odezwie się pierwsza. Obstawiam, że....

- Ty chyba żartujesz. Powiedz mi, że to tylko twój kolejny głupi dowcip.

Taa...Cassandra. Trzeba było się tego spodziewać.

- Nie. Mówię serio, ale posłichaj...

- Nie! To ty posłuchaj mnie. Nawet nie ma opcji, żebyśmy rozważyli ten pomysł. Przecież to szalone.- czarnowłosa była widocznie zszokowana i wyglądała jakby miała ochotę zaraz się na mnie rzucić... i to bardziej niż zwykle. Na dodatek nie wiedziała czy teraz się roześmiać czy wściekać.

Za to Roszpunka nic na to nie powiedziała, a to chyba dobrze...prawda? W tej chwili nawet ja nie umiałem jej rozgryść, ani domyślić co teraz chodziło jej po głowie. Jednak uznałem, że to właśnie moja szansa.

- Blondi, doskonale pamiętam, że wasze ostatnie spotkanie nie przebiegło w przyjaznej atmosferze, ale właśnie ty jak nikt inny wie jak ważna może być dla kogoś druga szansa.- złapałem ją delikatnie za dłoń przez co spojrzała prosto na mnie, a wtedy kontynuowałem.- Ten dzieciak popełnił ogromny błąd, owszem, ale w swoim życiu nie jedno też wycierpiał. Każdy popełnia błędy, ale proszę cię...on się zmienił. Daję słowo...

- A ty skąd to niby wiesz?- Cassandra przerwała mi, jednocześnie spoglądając na mnie spod byka. I już wiedziałem, że gdy usłyszy odpowiedź, będę miał kłopoty i to przez wielkie K. Mimo to zdecydowałem się wyjawić im już całą prawdę.

- Wczoraj z nim rozmawiałem i nie uwierzycie...- w tej chwili poczułem silne szarpnięcie za kołnież w tył i już za chwile stałem oko w oko z naprawdę wściekłą do granic Cassandrą.

- Że co zrobiłeś?- niemal wysyczała przez zęby i widziałem, że walczy z sobą, aby mi nie przywalić.

Dobra... tego się nie spodziewałem. Przynajmniej nie aż tak. Nie widziałem w tym takiego problemu jak ona.

- Słuchajcie. Wiem jak to brzmi, ale on naprwdę się zmienił. Nawet nie uwierzycie jak bardzo.- próbowałem dalej stać przy swoim, ale miałem ostrą konkurentkę.

- Masz rację. Wcale w to nie wierzę. Myślałam, że pokazałeś nam już pełnię swojej głupoty, a tu proszę. To przecież czyste szaleństwo. Chyba nie wierzysz, że naprawdę...- tym razem to ja jej przerwałem, jednocześnie wyrywając się z jej uścisku.

- A czemu nie? On ma dopiero czternaście lat! Nie możemy go tam trzymać do końca życia! Chce nam pomóc...

- Oh jasne i przy okazji zniszczyć Coronę. A może tym razem ma inny plan.- rzuciła sarkastycznie dziewczyna i zaczęła mi działać na nery. Czemu musi być tak uparta?!

- Przestań go ciągle krytykować! Nic o nim nie wiesz.

- Wiem więcej niż potrzebuję i niż bym chciała. To kryminalista. Taki jak każdy inny!

Wymiana zdań była coraz ostrzejsza i oboje zamiast porozmawiać na spokojnie, po prostu robiliśmy...to co zawsze. Z tym, że tym razem znacznie gorzej.

- Czy ty sama siebie słyszysz?! Już nie pamiętasz jaki był kiedyś? Przecież już nam pomagał!

- A potem próbował zabić! To chyba ty nic nie pamiętasz!

Otworzyłem usta, aby odpowiedzieć coś Cassandrze, ale nim to zrobiłem, ktoś wszedł mi w słowo. I o dziwo nie była to Cassandra.

- Dosyć tego! Możecie przestać się wreszcie kłócić?

Oboje spojrzeliśmy z lekkim szokiem na Roszpunkę, która wstała i patrzyła na nas poirytowana. Jeżeli miałbym podać jedną osobę, której nie chciałbym denerwować, to zdecydowanie byłaby to właśnie ona. Kto by pomyślał, że taka radosna dziewczyna potrafi być tak straszna, gdy się zdenerwuje?

Roszpunka westchnęła, aby się uspokoić, po czym podjęła już spokojniej.

- Chyba wszyscy powinniśmy się trochę uspokoić. Niczego nie załatwimy w takiej atmosferze.

Spuściłem lekko głowę. Nie tak to chciałem załatwić. Nie sądziłem, że to będzie takie trudne.

- Masz rację promyczku. Wybacz...- jej byłem gotowy to powiedzieć, ale na pewno nie będę przepraszać tej czarnowłosej jędzy. Na to niech nawet nie liczy!

Za to Cassandra nie odezwała się słowem.

- Dobrze...w takim razie spróbujmy od nowa.

- Roszpunko, co ty chcesz w ogóle zaczynać? Tu nie ma nad czym dyskutować. To przecież niedorzeczne.- kiedy mówiła do zielonookiej, była spokojniejsza, ale nadal dało się wyczuć jawną wrogość i niechęć do tego pomysłu

- Zgadzam się, że tego raczej się nie spodziewałyśmy, ale...chciałabym wiedzieć jedno. Jesteś pewny, że możemy mu tym razem zaufać?- o dziwo Blondi patrzyła na mnie.

Spodziewałem się, że po prostu poprze Cassandrę, albo co najwyżej każe mi się wytłumaczyć z tego co wczoraj zrobiłm, a tu...proszę, niespodzianka. Ona chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

- W stu procentach. Gdybyś tylko go zobaczyła...on naprawdę żałuje tego co się stało. Mogę za niego poręczyć. Zgodził się nam pomóc i to bez niczego w zamian. Chce po prostu odpokutować za to co zrobił. To wszystko.- wyjaśniłem i wstawiłem się za Varianem. Obym tylko tego potem nie żałował.

- Proszę cię, chyba nie zamierzasz w to tak po prostu uwierzyć. Roszpunko...- oczywiście czarnowłosa nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu odpuściła. Jednak ja nie zamierzałem już nic mówić.

Ponownie w pokoju zapadła cisza i zarówno ja jak i Cassandra z wyczekiwaniem czekaliśmy na decyzję Roszpunki, która w końcu odezwała się z początku trochę niepewnie, ale z czasem zyskiwała przekonanie w swoje słowa.

- Masz rację Cassandro, że to dość...niespotykany plan. Jednak znam Julka na tyle, aby wiedzieć, że zna się na takich sprawach. Jeżli on uważa, że to może się udać...to ja mu wierzę.

- Czyli...- nie byłem pewny czy, aby dobrze zrozumiałem.

- Zgadzam się.

Z początku nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Czy ona właśnie...

O rany! Podeszłem do Blondi i uściskałem ją mocno.

- Nie wiem jak ci dziękować. Nie zawiedziesz się...daję ci słowo.

Oczywiście czułem na sobie wściekły wzrok Cassandry, ale w tej chwili nie miało to dla mnie większego znaczenia. Grunt, że naprawdę mi się udało!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top