5. Więzienie miejscem spotkań starych znajomych.

Julek POV

Uważnym wzrokiem objąłem ponury korytarz, który był oświetlany wyłącznie światłem księżyca wpadającym przez niewielkie, zakratowane okna. Już sam ten widok mógł przyprawić człowieka o dreszcze, a jednak to nie korytarz był najgorszą częścią tego miejsca, a rząd cel ciągnących się po obu stronach korytarza. Zaś praktycznie w każdej z nich siedział jakiś bandzior, który miał sporo za uszami.

No bo dajmy tacy bracia Krajczykowie. Wiecie, te dwa napakowane goryle, które swego czasu okradli samego króla, zagrażali księżniczce i byli niemal odpowiedzialni za doprowadzenie do mojej egzekucji... ale na szczęście wszystkiemu w porę zaradziłem i wszystko skończyło się dobrze. No...może nie do końca tak to wyglądało, ale trzymajmy się tej właśnie wersji.

Albo taka Lady Krach. Zabójcza laska, szefowa świata podziemnego...no, przynajmniej dopóki nie wylądowała za kratkami. Potem uciekła i znów ją tu wsadziliśmy. No i jeszcze niedawno była ta cała przygoda na statku. Mówię wam, szalona akcja. Ciekawe czy jeszcze o mnie pamięta?

Zaś w jeszcze innej celi dostrzegłem Łasicę. Urodą to on na pewno nie grzeszył...rozumem zresztą podobnie. W każdym bądź razie mięliśmy ze sobą pewien zatarg w przeszłości, który do tej pory znacznie się powiększył. Ale nie przeszkadza mi to, dopóki to nie ja siedzę po tamtej stronie krat.

Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać i opisywać tych co tutaj siedzieli, no i przytoczyć niejedną zwariowaną przygodę, z której ratowałem nas z opresji jak na heroicznego bohatera przystało, ale...tak szczerze to nie mam na to teraz ochoty.

Dobrze słyszycie. Ja, Julian Szczerbiec, nie mam nastroju do pochwalenia się swoimi przygodami. Spytacie dlaczego? Ano dlatego, że przyszedłem tu w konkretnej sprawie i do pewnej osoby. I nie jest nią z pewnością nikt z powyżej wymienionych.

Przeszedłem wzdłóż korytarza, na wszelki wypadek zostawiając uchylone drzwi, żebym słyszał jak ktoś będzie nadchodził. Oczywiście mój cel musiał się znajdować na samiutkim końcu korytarza. Nie ma to jak szczęście.

Chociaż w sumie jakby tak na to spojrzeć, to było to szczęście w nieszczęściu, bo przynamniej będę mógł z nim porozmawiać w miarę na osobności.

Pytanie tylko pozostaje czy on będzie chętny do jakiejkolwiek współpracy. W końcu trudno ukryć, że nasze ostatnie spotkanie nie przebiegło w zbyt pozytywnej atmosferze. Ale mam nadzieję, że przez ten, nie ukrywajmy, dość długi czas, zdążył sobie przemyśleć kilka spraw. I mam nadzieję, że nie była to zemsta ani sposób na ucieczkę.

Wreszcie stanąłem przed ostatnią celą i spojrzałem uważnie na siedzącą pod ścianą postać. W przeciwieństwie do reszty tu osadzonych, był to młody chłopak. Można śmiało powiedzieć, że jeszcze dzieciak. W końcu czternaście lat nie upoważnia jeszcze do nazywania go dorosłym. A mimo to, tak właśnie został potraktowany. Aż dziw, że ktoś tak młody mógł zagrozić całemu królestwu bardziej niż jakikolwiek inny antagonista.

Wziąłem głębszy wdech. W zasadzie to nawet nie wiem w jaki sposób do niego podchodzić. Doskonale pamiętam jak zagrażał Blondi i na samą myśl o tym, mam ochotę udusić go własnymi rękoma, ale...z drugiej strony, to było pół roku temu. Cała ta złość i napięcie minęły. Mam nadzieję, że w jego przypadku jest tak samo.

W końcu teraz, gdy tak na niego patrzę, to widzę po prostu zagubionego i samotnego dzieciaka, dla którego wcale jeszcze nie musi być za późno. Wystarczy tylko wyciągnąć w jego kierunku pomocną dłoń. Tak jak Roszpunka kiedyś zrobiła to dla mnie. Teraz chyba nadeszła moja kolej by zagrać rolę tego odpowiedzialnego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top