10. Niezapomniana zdrada

Cassandra POV

Nie wierzę, że Szczerbiec okazał się aż takim kretynem. Jak można tak po prostu wypuszczać przestępcę?! I nie interesuje mnie to, że mowa tu o czternastolatku. Był na tyle inteligentny, aby wiedzieć, że źle postępuje. Wiedział co robi i jakie będą tego konsekwencje. Właśnie dlatego ten plan mnie tak irytuje.

Po tym wszystkim co Varian zrobił, mamy go po prostu wypuścić? A gdzie jakieś zasady? Gdzie sprawiedliwość? Równie dobrze możemy wypuszczać kogo popadnie!

Zacisnęłam mocniej pięści i mimowolnie odwróciłam wzrok, gdy zobaczyłam go pierwszy raz od ponad sześciu miesięcy. Wszystkie te wspomnienia powróciły...

To co w tej chwili czułam, było dużo bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. Jednak nie miałam zamiaru tego pokazywać przed kimkolwiek...a już zwłaszcza przed tą dwójką. Dlatego postanowiłam zachować to co czuję dla siebie. Tak jak zresztą robiłam zazwyczaj. Moje uczucia nie są niczyją sprawą. Tylko i wyłącznie moją.

Owszem, byłam wściekła na Variana za to co zrobił. Jednak dużo bardziej bolało mnie to, że był gotowy posunąć się tak daleko, pomimo tego co nas łączyło. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a on po prostu zwrócił się przeciwko nam. To on zniszczył łączącą nas więź.

Zaufałam mu...i właśnie dlatego to tak bardzo bolało. Dlatego też drugi raz nie zamierzam popełnić tego błędu.

Julek POV

Już po chwili stanąłem przed celą, na co z początku chłopak widocznie się ożywił i poderwał z ziemi.

- Nie wierzę...naprawdę przyszedłeś!- szczęście i ulga była aż nazbyt wyczuwalna i widoczna po czarnowłosym. To właśnie mnie upewniło, że dobrze robimy. Kiedy ponownie zobaczyłem go uśmiechniętego...takiego jak dawniej, poczułem jakąś dziwną, bliżej nieopisaną radość i... coś jeszcze. Coś czego nie czułem względem nikogo poza Roszpunką. Przynajmniej do tej pory tak było. Czułem się odpowiedzialny za tego dzieciaka.

Dobra, starczy tego. Zrobiło się tak jakoś poważnie.

- No pewnie, a co myślałeś? W końcu coś ci obiecałem, nie?- odparłem z uśmiechem, chcąc dodać mu trochę otuchy zanim...no, chyba na to już za późno.

W tej też chwili zauważyłem, że do tej pory jego radosny wyraz twarzy, nagle zmarkotniał, a sam niebieskooki widocznie się spiął i potarł nerwowo rękaw bluzki, przy okazji spuszczając wzrok w dół.

A to może oznaczać tylko jedno. Mistrzyni w psuciu dobrego humoru właśnie nadeszła. Zerknąłem lekko w bok i tak jak się spodziewałem, zauważyłem tam Cassandrę, której mina daleka była od przyjaznej. Czy ona zawsze musi być...sobą?

Bez słowa jakiegokolwiek przywitania, otwarła celę i tak samo szybko cofnęła się parę kroków w tył. Napięcie było aż nazbyt wyczuwalne w powietrzu. Jednak było jasne, że szarooka nie zamierza nic powiedzieć. Choć może to i lepiej?

Mimo to, cisza nie trwała zbyt długo. Chyba sam Varian poczuł się zobowiązany do próby wytłumaczenia się lub przeprosin.

- Cassandra, ja...masz wszelkie prawa, żeby być wściekła i nie mogę mieć ci tego za złe. Wiem, że popełniłem ogromny błąd. I wiem, że teraz to niewiele zmieni, ale chciałem...

- Daruj sobie. Tego co zrobiłeś nie da się usprawiedliwić. I zwykle przepraszam niczego tu nie zmieni.- dziewczyna przerwała mu oschle i zapewne nie miało dla niej znaczenia to, że rani tym czarnowłosego, który przymknął powieki i byłem pewny, że nic więcej już nie powie.

Jednak pomyliłem się. Po krótkiej chwili, Varian przerwał panującą ciszę i choć jego głos nadal był przepełniony wstydem i żalem, była w nim też pewna zmiana. Z nikłym uśmiechem zauważyłem, że było w nim więcej pewności siebie.

- Masz rację. Słowa...nie znaczą zbyt wiele. Dlatego też postaram się pomóc wam najlepiej jak tylko umiem.

Słyszałem, że mówi szczerze. Naprawdę chce pomóc i odkupić winy...albo jest świetnym kłamcą, ale tego raczej wolałbym nie zakładać. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu, posyłając mu jeden z pokrzepiających uśiechów.

- Nie przejmuj się nią zbytnio. Ona zawsze jest w podłym nastroju. Jestem pewny, że świetnie sobie poradzisz.- chciałem go jakoś zachęcić, ale nie wiem czy mi to wyszło, ponieważ nadal miał głowę spuszczoną w dół. Westchnąłem cicho.- Dobra, chyba najwyższy czas się stąd wynosić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top