1. Powrót do domu

Akcja opowiadania dzieje się w około połowie drugiego sezonu. I od razu uprzedzam, że to praktycznie wcale nie będzie łączyło się z oryginalną akcją serialu.

Na brukowanej drodze dało się słyszeć przyspieszony i odbijający się echem od okolicznych ścian budynków, tętent końskich kopyt oraz stukot ciągniętego przez zwierzęta wozu. Jednak jeszcze bardziej po lesie niosła się dość głośna wymiana zdań pomiędzy pewną dwójką.

- Ile razy mam ci powterzać, że wracanie do zamku jest komplenie bez sensu?! To zwykła strata czasu!- słowa te należały do brązowowłosego mężczyzny, który siedział z przodu wozu i wyzywająco patrzył na swoją rozmówczynię, która nie pozostawała mu dłużna i również patrzyła na niego co najmniej jakby chciała, żeby spłonął na jej oczach...albo po prostu zniknął z jej pola widzenia.

- A ja ci powtarzam, że to jedyne rozsądne wyjście Szczerbiec. Tylko w zamku będziemy w stanie choć odrobinę rozszyfrować ten zwój.- odparła, będąc już na skraju wytrzymałości po kilkugodzinnym narzekaniu współtowarzysza podróży.

- I co niby chcesz zrobić? Myślisz, że któryś ze strażników ci w tym pomoże? To banda matołów...- uśmiechnął się do niej wyzywająco, gdy czarnowłosa zgromiła go wrogim spojrzeniem...kolejnym.

- To samo mogłabym powiedzieć o tobie. Czy przez ostatnie dni udało ci się rozszyfrować choć jedno słowo?- spytała z niemal niepokojąco miłym uśmiechem, który powiększył się gdy tylko dostrzegła, że jej rozmówca otworzył usta zapewne by udzielić jakiejś ciętej odpowiedzi, ale nie znalazł żadnej, co dało dziewczynie pewnego rodzaju satysfakcję.- Tak też myślałam.

- Kochani, po co te kłótnie? Zaraz będziemy z powrotem w zamku. Nie cieszy was możliwość ponownego spotkania ze starymi przyjaciółmi?

W tym momencie do ich rozmowy wtrąciła się podekscytowana blondynka, gdyż dobrze wiedziała, że gdyby nie jej interwencja ta kłótnia mogłaby trwać jeszcze przez długi czas. Czasami nawet zastanawiała się czy tamta dwójka potrafi się ze sobą porozumiewać inaczej niż za pomocą kłótni i krzyków...

- Tak. Jestem pewna, że mój ojciec na pewno stęsknił się za Riderem... a zwłaszcza za wsadzaniem go za kratki.- odparła krótkowłosa, lecz zanim jeszcze sam brązowooki zdążył jej odpyskować lub choćby rzucić coś na swoją obronę, do rozmowy po raz kolejny wtrąciła się Roszpunka.

- Cassandra...- upomniała ją przyjaciółka. W końcu czuła, że musiała stanąć w obronie swojego chłopaka, który posłał jej wdzięczny uśmiech.

- Dzięki Blondi. Przynajmniej jedna osoba ma tutaj uczucia. Słyszałaś o czymś takim?- pytanie oczywiście było skierowane znowu do czarnowłosej, z którą kłótnia była po prostu silniejsza od niego.

- Ostrzegam cię, lepiej skończ ten temat.- rzuciła przez zaciśnięte zęby Cassandra, dla której ten obrót rozmowy był w pewnym sensie dość drażliwy. A oczywiście Julek nie byłby sobą gdyby tego nie wykorzystał.

- A no tak, zapomniałbym. Jak do tej pory miałaś wyjątkowe szczęście do twoich "wybranków serca".- rzucił ironicznie i zdawał się zupełnie nie dostrzgać ostrzegawczego wzroku czarnowłosej, dlatego też kontynuował swój wywód.- Obaj, którzy na ciebie lecieli, chcięli zniszczyć królestwo, z czego jeden okazał się być szalonym naukowcem z nieco psychicznymi zapędami. A drugi należał do jakieś tajemniczej sekty czy czegoś w tym stylu...

W tym momencie tuż przy szyi Julka pojawiło się ostrze krótkiego acz ostrego sztyletu, który spoczywał w ręku doprowadzonej do granic wytrzymałości kobiety.

- Powiedz jeszcze tylko jedno słowo, a nie ręczę za siebie.- niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, a jej oczy niemal miotały złowróżbne błyskawice. Te argumenty wreszcie skutecznie zamknęły brązowowłosego, który nie chcąc doczekać się poważniejszych uszczerbków na zdrowiu, wolał już siedzieć cicho.

Tym oto sposobem podróżni znaleźli się na ostatniej prostej do swojego celu podróży, którym był zamek, którego nie widzięli od kilku dobrych tygodni. Przez ten czas niektórzy zdążyli się za nim stęsknić w większym stopniu, a inni... w nieco mniejszym. Jednak jakkolwiek by nie było, nie przyjechali tutaj dla odpoczynku lub nawet dawno wyczekiwanych spotkań. Ich prawdziwy cel przybycia tutaj był znacznie poważniejszy i bardziej tajemniczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top