4. Wykiwać strażników nie jest trudno.
Julek POV
Jeszcze przez chwilę patrzyłem za oddalającą się Roszpunką, dopóki nie zniknęła za zakrętem razem z tą wredną, krwiożerczą bestią, którą nie pojmuję dlaczego, ale nazywa swoją przyjaciółką. Tak, mówię to oczywiście o Cassandrze. Ta kobieta jest nieprzewidywalna...
Ale wystarczy o niej. Czas skupić się na moim planie.
Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem zza pleców schowaną tam do tej pory drugą rękę i zerknąłem na niewielki kawałek papieru spoczywający w mojej dłoni. Blondi niezaprzeczalnie jest urocza i kochana, ale... potrafi być odrobinkę nieuważna. A oczywiście jako fachowy złodziej nie mogłem nie skorzystać z chwili gdy byliśmy blisko. Ale sprostujmy to, nie jest prawdą, że dałem się jej przytulić tylko po to żeby ją okraść. Po prostu skorzystałem z nadarzającej się okazji. Dobra... jak tak teraz o tym pomyślałem, to jakoś głupio to zabrzmiało.
W takim razie lepiej już wcielić ten plan w życie. Czy ktoś mi powie, że to co planuję zrobić jest szalone? Obstawiałbym, że raczej nie.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem prosto korytarzem wprost ku mojemu celowi, którym jak na ironie były...a zresztą sami zaraz zobaczycie. I zapewniam, że czeka was spore zaskoczenie.
Tak więc droga zajęła mi niecałe kilka minut. W końcu znałem ją niemal na pamięć. Trochę wstyd się przyznać, ale trochę tam pobyłem. Niekiedy w mojej chwilowej "pracy", z której nawiasem mówiąc wylali mnie po jednym dniu. No, a znów kiedy indziej...byłem raczej po tej drugiej stronie. Ale nie ma co zagłębiać się w szczegóły.
Gdy znalazłem się przed ostatnim zakrętem, westchnąłem cicho, gdyż zaczynało do mnie docierać jak szalone jest to co właśnie zamierzam zrobić. Jednak jak to mawiają, kto nie próbuje ten nie ma!
Z tą też myślą przybrałem jeden z moich olśniewających uśmiechów, którym nikt, ale to nikt nie potrafi się oprzeć, po czym pewnym krokiem wyszedłem zza rogu.
- No co tam u was chłopaki? Pewnie same nudy, dobrze mówię?- puściłem oczko do stojących przy drzwiach strażników, a oni spojrzeli po sobie zaskoczeni moją niezapowiedzianą obecnością tutaj.
- Dobra, co ty znowu kombinujesz Julek?- spytał wąsaty strażnik, który jako pierwszy otrząsnął się z lekkiego szoku, w jaki zapewne wprawiła go moja niezastąpiona obecność tutaj.
- Kto? Że niby ja? Ranisz moje uczucia...- wypowiedziałem te słowa ze szczerym zawodem i urazą. Jak on śmiał mnie o to oskarżać...tak jawnie. Jednak gdy moja mina nie zrobiła na nich najmniejszego wrażenia, westchnąłem i stanąłem już normalnie, wkładając ręce w kieszenie.- Ok, już niech będzie. Macie mnie. Tak naprawdę to Cassandra mnie tu przysłała. Zadowoleni?- spojrzałem na nich spokojnie, choć w głębi, czekałem w niepewności czy kupią tę bajeczkę.
- W takim razie czemu od razu o tym nie wspomniałeś? W końcu tutaj twoja obecność może być jakby...niecodzienna.- odezwał się młodszy strażnik, na którego spojrzałem wymownie, jednocześnie opierając się barkiem o pobliską, kamienną ścianę.
- Dzięki Piotrusiu za przypomnienie. Już prawie wyleciało mi to z głowy, ale musiałeś mi to uświadomić. Myślisz, że naprawdę ja.. JA przychodziłbym akurat tutaj, gdyby nie było to absolutnie konieczne?- w międzyczasie kiedy mówiłem, coraz bardziej zbliżałem się do strażnika w ten sposób, że w tym momencie dzieliły nas ledwie centymetry, co widocznie go stresowało.
- No... raczej nie... chyba. W takim razie co cię tu sprowadza?- spytał lekko jąkając się, na co ja uśiechnąłem się ponownie i odsuwając się na normalną odległość, odpowiadając mu na pytanie.
- Otóż Cassandra kazała was sprowadzić, abyście stanęłi na straży przed sypialnią księżniczki. W końcu dopiero co wróciła i ktoś mógłby uznać, że to dobry moment, aby jej zagrozić.- w trakcie sprzedawania im bezwstydnego, ale jakże genialnego kłamstwa, które wymyśliłem dosłownie na poczekaniu, wpatrywałem się w czubki własnych paznokci, jakby były one najciekawszym widokiem w tej chwili.
Lekcja pierwsza w kłamstwie. Kiedy próbujesz komuś wcisnąć jakiś kit, wyglądaj naturalnie i jakby to co mówisz nie miało dla ciebie żadnego, choćby najmniejszego znaczenia.
I tym razem sprawdziło się to, gdyż nie usłyszałem z ich ust nic co by wskazywało na tym, że połapali się w podstępie. Zaś kątem oka dostrzegłem, że wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i zgodnie kiwnęli głowami. A ja, żeby jeszcze bardziej upewnić ich w decyzji, odezwałem się ponownie.
- Wiecie, ja na waszym miejscu nie drażniłbym Cassandry. Jest w wyjątkowo paskudnym humorze... nie żeby zazwyczaj było inaczej.- mruknąłem nieco ciszej, ale widocznie na moje słowa jakby się spięli.
- Skoro tak to ujmujesz.- przytaknął młodszy strażnik, któremu zaraz zawtórował jego przyjaciel.
- Chyba masz rację. Ale co ze zmianą warty?- spytał, czego oczywiście się spodziewałem i odpowiedź miałem z góry gotową.
- Wiecie, za kilka minut powinna się tu zjawić. Mogę na nich zaczekać. W końcu i tak nie mam żadnych planów na wieczór.- zasugerowałem, jakby w istocie nie miało to dla mnie większego znaczenia. Co było już kolejnym kłamstwem, bo w sumie mój plan opierał się głównie na ich nieobecności tutaj.
- W takim razie... nie zrób tylko nic głupiego, dobra?- usłuszałem w końcu, na co chciałem się uśmiechnąć, ale zachowałem poważny wyraz twarzy.
- Masz przed sobą najbardzoej odpowiedzialnego człowieka...- urwałem gdy zauważyłem ich wzrok. Pamiętaj Julek, nie przeginaj.- Tak, tak. Jasne.
Byłem w szoku, gdy przed sobą zauważyłem pęk kluczy. No tego to się nie spodziewałem. Panowie, aż za bardzo ułatwiacie mi robotę. Jednak zdecydowałem się na granie głupka.
- A po co mi one?- spytałem, patrząc krzywo na przedmiot.
- Przekaż je następnej warcie.- wyjaśnił Stach, na co ja zaśmiałem się głupio, drapiąc po karku.
- Jasne, wiedziałem przecież. Tak tylko...sprawdzałm was. O, dokładnie!- jednak tamci po oddaniu mi kluczy, najwyraźniej nie chcięli narażać się córce kapitana straży i ruszyli w steonę wyjścia, nawet nie czekając aż skończę mówić.- Ta...to do potem, czy coś...- rzuciłem jeszcze dla niepoznaki.
Następnie odczekałem jeszcze minutę dla pewności, że aby tu nie wrócą, ale chyba naprawdę kupili tę bajkę. Lepiej dla mnie. Jutro tylko będę musiał stanąć oko w oko z Cassandrą i jej to wyjaśnić. Ale jeśli mój plan wypli, to jeszcze będzie mi dziękować!
Z tą też myślą włożyłem klucz do zamka i przekręciłem, następnie otwierając drewniane drzwi z cichym skrzypnięciem i bez dalszego namysły wszedłem wprost do ciemnego pomieszczenia.
(22.10.2019r.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top