Zmierzch Starej Republiki

Barrissa to wyczuła.

Wyczuła skok przenikającej wszystko energii oznaczający niebezpieczeństwo.

Wyczuła, jak klony wyciągają broń i ją ładują. Spojrzała na Luminarę. Mistrzyni Jedi nie poczuła nic, nie zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Barriss zastanawiała się, czy ją ostrzec.

Wtem stało się TO.

Najpierw wycelowali w Unduli. Pewnie dlatego Barriss jeszcze żyła — ta jedna, jedyna sekunda ocaliła jej wtedy życie. Potem zastanawiała się, czy ten przypadek na pewno był fartowny. Z każdą kolejną myślą o tym, z każdym wspomnieniem nabierała pewności, że jednak nie. Jednak dlaczego zabili najpierw mistrzynię, skoro bardziej prawdopodobne było, że to uczennica nie wyczuje zagrożenia? Co prawda stało się na odwrót — podczas gdy Luminara bezgranicznie ufała klonom i miała ich za przyjaciół, Barrissa czuła się w Republice obca i zagubiona. To dlatego zdecydowała się zdradzić najlepszą przyjaciółkę, Ahsokę Tano. Była zazdrosna. Ostatnio ciągle mówiono tylko o Togrutance i jej mistrzu: Ahsoka to, Skywalker tamto, Wybraniec owamto... Jasne, Skywalker to Wybraniec, wszyscy to wiedzieli. Wszyscy chcieli wiedzieć kiedy wypełni swoje przeznaczenie i teoretycznie przywróci równowagę Mocy. A kiedy Skywalker z Ahsoką świetnie się bawili żartując i licząc dla zabawy rozwalone blaszaki, niektórzy Jedi ciężko pracowali, by choć trochę zyskać w oczach Rady.

Ale Ahsoka zawsze miała fory. Dlaczego? Bo była padawanką Wybrańca, to jasne. Zawsze miała łatwo. Czemu by tak trochę nie utrudnić życia, pokazać, jaki jest świat? Nim woda sodowa od sławy zupełnie ją pochłonie? Tak, to dobry pomysł. Sprawi, że Ahsoka wreszcie przejrzy na oczy. Zobaczy, jak trudno jest żyć, gdy wszyscy stawiają ci co i rusz nowe wymagania. Zobaczy...

Zobaczyła. A jednak, choć plan Barriss wyszedł na jaw i został powstrzymany, i tak w pewnym sensie się udał. Choć może nie w ten sposób, o jaki jej chodziło. Togrutanka rzeczywiście zmieniła światopogląd, odrzucając ponowne dołączenie do Zakonu Jedi i odchodząc w dal, ale nigdy do końca nie pojęła jakim zagrożeniem dla świata jest skorumpowany Zakon.

Barrissa nigdy nie mogła zrozumieć, czemu Ahsoka tak postąpiła. Ona sama szybko połapała się w sytuacji. Okazała skruchę, uroniła parę łez i względnie szybko zrzucono winę na wojnę. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie wydalili jej z Zakonu, a jedynie oddaliła się jej kariera Rycerza Jedi. W zasadzie nie było na co narzekać — poza Zakonem nie miała dokąd iść. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej zaczynała szczerze współczuć Ahsoce. Była tam, w nieznanym świecie, zupełnie sama... czy jednak nie ma tego, na co zasłużyła?

Nie. Ahsoka mogła być dumna, ale nie była przeżarta złem. Nie przesiąknęła również do końca absurdalnymi czasem ideałami Jedi. Była dobrą osobą. Czemu więc Barrissa ją skrzywdziła? Obecnie sama nie wiedziała.

Właściwie nie wiedziała niczego. Co ona tak właściwie teraz robiła? A co zrobiła?

Jedno było pewne: gdy zrozumiała, co zrobiła Ahsoce rzeczywiście czuła smutek. Nie mogła jednak nadal zgodzić się z Jedi. Ich poglądy były po prostu zbyt idealistyczne i... nierealne. Barriss nie mogła się z nimi zgodzić i tyle. Jednak jej żal był szczery. A mimo to, gdy tylko mistrzyni Luminara poległa, cała nadzieja z niej uleciała. Nadzieja, że może Zakon może się zmienić Nie. Oni byli ślepi. Wszyscy. Yoda, Windu, Luminara. Ahsoka i Skywalker też. Tano przejrzała na oczy dopiero, gdy Barriss wręcz ją do tego zmusiła. Ona. Barrissa Offee sprawiła, że ta mała, zadufana w sobie Togrutanka wreszcie to zrozumiała. Palpatine miał rację, Jedi są głupi. Nic dziwnego, że dali się tak szybko załatwić. Pewnie nawet nie zauważyli, skąd nadszedł cios.

Tak, zdecydowanie. Sheev Palpatine miał rację. Musiała mu to przyznać. Był mądrzejszy, mądrzejszy od wszystkich Jedi i mądrzejszy od niej.

Musiała mu pomóc. Jako jedna z niewielu zrozumiała zepsucie Zakonu. Oni... oni byli tacy słabi. A słabi nie mogą tworzyć potężnego Zakonu Jedi i nie mogą godnie go reprezentować. Ich umysły były do cna przepełnione „mądrościami" Jedi takich jak Yoda: nie było już dla nich ratunku. Jeśli pozostawi się ich przy życiu, zbuntują się. A nawet tak głupim istotom, które nie widzą, jakie niebezpieczeństwo czai się za utrzymaniem poprzedniego porządku, sprzeciw może się udać. Przecież znają tak banalne sztuczki jak kontrola umysłu. Choć są słabi, to podburzanie ludu nie jest dla nich problemem.

Tak, są słabi...

Ale są też słabsi od nich.

I Jedi o tym wiedzą.

Barrissa nie pozwoli, by zdołali tę wiedzę wykorzystać.

Jest tylko jedno wyjście.

Zabić Jedi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top