73.
PoV Brian
Wszystko wokół mnie wirowało. Mieszanka emocji, wspomnień, kolorów, dźwięków. Właściwie wszystkiego. Nie czułem się zbyt dobrze. Jakbym w jednym momencie zamarzał i przeżywał kąpiel w lawie. Głowa niesamowicie mnie bolała. Gdzieś z tyłu mojej podświadomości wciąż tkwiła przyczyna tego wszystkiego. Zapisana w niej, zarejestrowana jako wspomnienie. Chwytałem się wszystkich możliwych myśli. Bałem się, że popadam w obłęd. Bo jak inaczej wyjaśnić to wszystko? Chyba, że to od tego... Ale czego? Ach, Brian! Skup się! Do kogo ja mówię...? Nie wiem, od kiedy to trwa. Ale na razie nie osłabło. A może osłabło? Nie... A więc może zamiast łapać się tych myśli, wystarczy się po prostu wyłączyć? I ciemność. Zabawne. Ledwie o tym pomyślałem, tak się stało. Jakby ktoś serio wyłączył, ale przycisk światła. Czułem co nieco z wcześniej. Głowa pulsowała mi kującym bólem. Krew szumiała nieznośnie, przepływając szaleńczo. Przynajmniej te efekty rodem jak po LSD zniknęły. Mózg chyba wznowił pracę. Czułem więcej. Leżałem. Czyżby udało się uciec? Pozostaje się obudzić. Tylko jak to zrobić skutecznie? Siłowanie się z własnym organizmem nic nie da, wiem o tym. Niektórym pomaga skupienie się na oddechu. Mnie nie. Więc co robić? Wyobraziłem sobie coś. Na początku niewyraźny obraz. Potem widziałem wyraźniej. Muszę biec. Muszę uciekać. Bo stanie się coś okropnego. I wtedy organizm dał mi nareszcie trochę adrenaliny. Czyżby uwierzył, że to co widzi, jest prawdą? Może był już tak mocno zdezorientowany tym wszystkim. A kto wie, może serio jestem zagrożony? Imaginacja minęła. Uchyliłem oczy. Cofam. Poznałem już. Leżałem na swojej pryczy, a przez okno wpadał pierwszy brzask. Calutki byłem obolały, na szczęście jednak zdolny do ruchu. Świadomość powoli porządkowała wszystkie wspomnienia i po chwili doszedłem do siebie. Zerknąłem w bok. Ktoś przy mnie był. Opierał głowę na samym krańcu pryczy. Dostrzegłem skrzydła. Tego mogłem się spodziewać. Patrice. Pewnie nieźle ją wystraszyłem... Pogładziłem dziewczynę po głowie. Mruknęła cicho przez sen. Uniosłem się lekko na łokciach. Toby spał na swojej pryczy, z twarzą wykrzywioną w grymasie strachu. Pewnie coś mu się śniło. Carrie także chyba spała, ale nie jestem pewien, bo spod jej powiek sączyły się krwawe łzy. Kiedy spojrzałem na Tima, odkryłem, że chłopak nie śpi. Patrzył na mnie
- Jak się czujesz...? - spytał cicho, zakładam, nie chcąc budzić reszty
- Już lepiej... Dziękuję. Wiem, że to dzięki wam - odpowiedziałem równie cicho
- Pamiętasz coś...? - odezwał się po chwili
- Wszystko - rzuciłem bez wahania. Bo tak było
- Niebiosom dzięki. To znaczy, że to był najprawdopodobniej zwykły usypiacz. Inny mógłby ci uszkodzić mózg, a co za tym idzie na przykład wspomnienia. Mam nadzieję, że będzie dobrze... - westchnął chłopak
- Na pewno będzie, nie zamartwiaj się tak. Dziękuję bracie, naprawdę mam za co. Wam wszystkim. Jak ci poszło na misji? - postanowiłem zmienić temat. Ja jakoś przeżyję, a nie mogę patrzyć jak Tim się tak zamartwia. Może ten temat coś zmieni
- Cóż... Podrzuciłem im już kamerę. Szkoda, że nie zdążyłem ci pokazać materiału. Jeśli chodzi o wcześniejsze rzeczy, nic nazbyt ciekawego - chłopak rozpoczął opowieść. Streścił mi wszystko mniej więcej
- Czekaj... Patka opowiadała, że Rachel jest dobra? - spytałem
- Tak... Przynajmniej tak twierdziła ta staruszka - odrzekł chłopak
- To nie blondynka... Bo ona ma na imię Rebeca. Jestem pewien w stu procentach, wyraźnie słyszałem, jak ten cały Ryan się do niej zwraca. Ryan to ten z dredami. Siłacz to Andrew. Tego trzeciego z imienia nie znam - dodałem, przywołując wszystkie wspomnienia
- No nieźle... Im więcej wiemy, tym mniej się to trzyma kupy - rzucił gorzko chłopak
- Tim, spokojnie. Nie wierzę, że to ja ci muszę to powiedzieć, ale cierpliwości... - uśmiechnąłem się lekko. W sumie to wszystko oczyściło mi trochę umysł, bo kiedy ból zelżał, wszystko wydało się lepsze. Chłopak pokiwał głową
- Masz rację... Nie mogę zaprzeczyć - sam się lekko uśmiechnął. Czyli chyba mi się udało
- Prześpij się jeszcze. Wnioskuję, że nie zmrużyłeś oka cały ten czas. Ja się wyspałem, wszystko gra, także o to się już nie martw. A czeka nas potem cały dzień główkowania, lepiej się przygotuj - powiedziałem zgodnie z prawdą. I ja czuję się już lepiej, i dzień zapowiada się pracowity
- I znowu racja - zaśmiał się cicho - To ten... Dobranoc?
- Dobranoc, dobranoc - uśmiechnąłem się lekko. Chłopak położył się i przykrył. Po chwili chyba już spał. Nie dziwię się. Musiał być wykończony. Spojrzałem znów na Patrice. Niestety nie mam chyba na tyle sił, żeby przenieść ją na łóżko. Lepsze samopoczucie nie oznacza przypływu siły. A szkoda. Okryłem ją kocem szczelnie i przeciągnąłem się. Na razie chyba nie chcę iść spać, wystarczy mi to, co wcześniej.
PoV Patrice
Powoli budziłam się z uczuciem dziwnego ciepła. Uchyliłam oczy. Niech to szlag, miałam nie usnąć! Ciepłym czymś okazał się być koc. Chwila... Coś mi nie gra. Podniosłam się gwałtownie do siadu
- Spokojnie, Patrice, wszystko dobrze - odezwał się Brian. Położył mi rękę na ramieniu. Obudził się. Wyglądał o niebo lepiej. Chwilę trwałam w bezruchu wpatrując się w niego okrągłymi oczami
- Raz człowiek przyśnie i już cię wszyscy traktują jak ducha, no ja dziękuję za współpracę! - zaśmiał się chłopak. Po chwili na moją twarz wpłynął uśmiech, serce zalała przyjemnie ciepła fala radości. Przytuliłam chłopaka
- Nie strasz mnie tak! Bo... Bo... Bo jak mi umrzesz, to cię zabiję! - zaśmiałam się szczęśliwa, nawet nie próbując doszukać się sensu w wypowiedzianym zdaniu. Chłopak przytulił mnie
- Ciszej tam gruchajcie! - dało się słyszeć z dalszej części pokoju. Obróciłam głowę i ujrzałam Toby'ego, naciągającego sobie poduchę na głowę. Parsknęłam śmiechem, do czego po chwili dołączył się Brian, fundując reszcie darmowy budzik. Nie ma za co!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top