8. Oby się udało.

Usłyszałam okropny dźwięk, który nie dawał mi spać dłużej.

Budzik.

Największe przekleństwo tego świata. Spojrzałam na niego 7:00. O cholera spóźnię się! Jak torpeda wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam w stronę szafy, żeby wyjąć ubrania. Szybko zgarnęłam identyfikator z stołu i pobiegłam do łazienki.

W mgnieniu oka wykonałam poranną toaletę, i wtedy zorientowałam się, że mój tatuaż jest widoczny. Z racji, że nie miałam czasu, nałożyłam tylko niedbale jedną warstwę podkładu. Pocieszałam się w duchu, że sukienka ma długi rękaw, który nie prześwituje.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro, zgarnęłam torebkę i wybiegłam z mieszkania.

***

Podczas drogi do pracy, myślałam jak rozwiązać kwestie bransolet, które blokują moce. Zastanawiałam się również o tym co myśli Aiden, odnośnie wczorajszego wyznania. Nie potrzebnie cokolwiek mówiłam. Po drodze zorientowałam się, że nie mam śrubokrętu. Weszłam do pierwszego, lepszego sklepu i kupiłam kilka krzyżaków. Nie wiedziałam, który rozmiar będzie odpowiedni. Pozostaje również kwestia, jak zostać w więzieniu na noc. Z zamyślenia wyrwał mnie obraz wielkiego budynku.

Jestem na miejscu.

Szybkim krokiem weszłam do środka i skierowałam się do recepcji.

- Dzień dobry Morgan - powiedziała recepcjonistka.

- Dzień dobry, mam pytanie... - zaczęłam.

- W czym mogę ci pomóc? - zapytała z uśmiechem.

- Jak się zdejmuje bransolety antymagiczne, bo zauważyłam, że niektórzy nad tym kombinują. I chcę ich odciągnąć o rozwiązania, ponieważ mogą być już blisko - powiedziałam, mam nadzieje, że taka wymówka wystarczy.

- Te bransolety są elektroniczne, zdejmuje się je za pomocą pilota, który posiadam ja - wskazała na złotą figurkę, która wygląda na zwykłą ozdobę -  Bez obaw Morgan, nikt jej nie zdejmie.

- Dziękuję - odparłam i skierowałam się do swojej sekcji. Pozostała kwestia zabrania obydwu rzeczy i zostania na noc.

Szłam tą samą drogą, jednocześnie sprawdzając gdzie są kamery. W celach nie ma, ale są na placu i korytarzach.

Podeszłam do metalowych drzwi sekcji siedem A i wpisałam kod. Torbę wzięłam ze sobą, gdyż tam były śrubokręty. Zeskanowałam siatkówkę i otworzyłam ostatnie drzwi kluczem na bucie.

Tak jak wczoraj, zaczęły się powoli otwierać. Byłam lekko zdenerwowana, gdyż przemycałam coś "nielegalnie". Od razu po przekroczeniu progu podszedł do mnie szef ochrony.

- Witam Morgan, dziś musisz zacząć poważnie pracować z więźniami. Wczoraj był dzień poznawczy, i dlaczego masz przy sobie torebkę? - zapytał.

- Gdyż... mam te dni, kiedy kobieta musi.. - przerwał mi. Kłamstwo goni kłamstwo, gratuluję Morgan.

- Rozumiem, miłego dnia - powiedział i wrócił na swoje miejsce przy drzwiach. Wzięłam głęboki oddech, udało się. Dziś muszę popracować z całą grupą, tylko o czym ja mam z nimi rozmawiać?

- Hej! Zwołaj wszystkich na plac! -krzyknęłam do ochroniarza, a on wykonał moje polecenie.

Po kilku minutach na placu byli wszyscy, poza moimi przyjaciółmi. Cieszyłam się, że mi wybaczyli, ale teraz ja nie mogłam ich zawieść w kwestii ucieczki.

- Brakuje czterech osób! - krzyknął ochroniarz. Wtem zobaczyłam jak znajome sylwetki schodzą po schodach. - Ruszcie się! Nikt na was nie będzie czekał!

- Wyluzuj, przecież to tylko zwykłe zebranie - odpowiedział Brandon. On uwielbia denerwować ludzi.

- Pan "wyluzuj" na ziemię i pięćset pompek - powiedziałam do niego. Brandon wysłał mi zdziwione spojrzenie. - No już, już nie mam całego dnia - powiedziałam i posłałam mu uśmiech. Regan również wydawała się być rozbawiona.

- Widzę, że sobie poradzisz. A ty rób te pompki! - krzyknął na Brandona. Zachichotałam.

- Siadać na ziemi, a ty "wyluzuj" rób pompki! - krzyknęłam. Wszyscy, łącznie z Brandonem wykonali moje polecenie. - A więc.. - ktoś mi przerwał.

- Nie zaczyna się tak zdania -upomniała mnie jakaś blondynka.

- Ktoś ci pozwolił się odezwać! - krzyknęłam na nią. Muszę być wiarygodna.

Nic nie powiedziała tylko spuściła wzrok.

- Zadałam ci pytanie! - krzyknęłam na nią jeszcze raz. W sumie, lubiłam dominować.

- No..nn-n-ie - wyjąkała.

- Więc czemu to zrobiłaś?! - krzyknęłam.

- Prz-z-ep-p-pra-sza-m - do jej oczu naleciały łzy. Zamiast zrobić mi się jej żal, poczułam lekką odrazę. Słaby charakter.

- A WIĘC mam do was pytanie, dlaczego nienawidzicie demonów? - zapytałam, podkreślając pierwsze słowa. Nic lepszego nie przyszło mi na myśl.

- Bo to mordercy, uważają nas za sługusy jakiejś nigdy nie istniejącej Pani ciemności - odezwał się jeden chłopak.

- Jesteś głupi. Pani ciemności istniała, to ona stworzyła rasy magiczne. Była pierwszym magiem, a także jednym z dwóch magów cienia - odparłam.

- Jak to jednym z dwóch? - zapytała Regan. Cholera! Muszę bardziej myśleć nad tym co mówię.

- Znacie legendę, i wiecie, że ona ma jednego potomka, który na dziewięćdziesiąt dziewięć procent również jest magiem cienia - odparłam. Chyba mi się udało wybrnąć.

- Czyli, że ten potomek jest obecnie na świecie? - zapytał Kevin. Czy oni muszą mnie męczyć?

- Nie wiadomo - ucięłam.

- Jaki atrybut miała Pani Ciemności? - zapytał jakiś chłopak.

- Nie posiadała tak owego. Dlaczego nie mówicie jej imienia? - zapytałam.

- Bo jej imię jest przerażające - powiedziała jakaś dziewczyna.

- Tenebris. Tenebris. Tenebris - powiedziałam - Co jest w nim takie straszne?

Odpowiedziała mi cisza.

- Ciekawe jaki atrybut by miał potomek Tenebris? - zapytał Aiden.

Poczułam ciarki na plecach. Dlaczego wszyscy tak głębią ten temat?

Rozpoczęła się dyskusja jaki to atrybut by posiadał dziedzic.

- A Pani jak myśli? - zapytał mnie nagle jakiś chłopak.

- Cóż, na pewno byłby on wyjątkowy - powiedziałam krótko - Koniec zbiórki, macie czas wolny.

Wzięłam głęboki oddech. Byli dla mnie nawet mili, więc zapewne zanim przyszłam, ochroniarze im grozili. Muszę bardziej kontrolować dyskusję.

Teraz muszę iść znaleźć ekipę.

***

Znalazłam ich w pokoju Kevina.

- Hej - powiedziałam.

- Co to było? Ta sytuacja na placu? - zapytał Brandon.

- Dbam o twoje mięśnie, poza tym i tak nie zrobiłeś wszystkich pompek - odparłam z sztucznym uśmiechem. - No nieważne. Mam plan, dzisiaj uciekamy - ściszyłam głos - Pomiędzy dwudziestą drugą dwanaście, a dwudziestą drugą czterdzieści trzy nie ma wartowników na korytarzu, więc będzie czysto. Mam śrubokręty, żeby rozkręcić kratę wentylacyjną w pokoju Brandona. Musimy się przeczołgać tunelem, a następnie wyskoczyć w pokoju z drzwiami. Będę pierwsza, bo znam drogę. Muszę jeszcze wymyślić jak zostać tu na noc, i wziąć dwie rzeczy z recepcji. Spotykamy się w pokoju Brandona o dwudziestej pierwszej czterdzieści. Ogarniacie? - zapytałam.

Wszyscy pokiwali głowami, wyszłam z celi i nagle za sobą usłyszałam głos.

- Wiele dla nas ryzykujesz - powiedział Aiden.

- Wiem, ale to przeze mnie tu jesteśmy - odparłam.

- Co się stanie gdy już uciekniemy? Będziemy zwykłymi szarymi ogniwami na wojnie. Przecież nikt z nas nie gra głównych skrzypiec na wojnie - powiedziała Regan.

- Aiden gra - odparłam.

- Czyli jesteśmy drużyną Aidena? - zapytał z uśmiechem Kevin.

- Możliwe - odparłam, i posłałam mu uśmiech.

Koniec rozmów, czas do roboty. Muszę ukraść dwie rzeczy z recepcji i zostać na noc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top