7. Podróż bez ciała.


Cały wieczór spędziłam na planowaniu ucieczki, która miała się odbyć następnej nocy. Nie ma na co czekać. Najmniejszy błąd oznaczał porażkę i zamknięcie w więzieniu. Wszystko musiało być obliczone co do sekundy. Nie mogli uciekać głównym wejściem, którym ja wchodziłam. Tam jest wiecznie ochrona. Jedyną drogą była wentylacja. Jednak nie wiedziałam co się kryje na końcu kanału, nie znałam planów budynku. Ale teoretycznie mogę go poznać. Będzie to cholernie ryzykowne.

Zamknęłam się w łazience.
Usiadłam na dywaniku i zamknęłam oczy.
Skup się na ciemności, na mocy, jestem cieniem, nikt mnie nie widzi.

~W taki sposób w życiu nie opuścisz ciała

~Tenebris.

~Ciebie również miło słyszeć, dawno nie używałaś mocy, co? Słabo ci idzie.

~Słabo mi idzie, bo mi przeszkadzasz.

~Czyżby? Zapomniałaś, że żeby użyć zaawansowanej magii, musisz mieć odkryty tatuaż na ręce?

Strzeliłam sobie mentalną piątkę w czoło. Tenebris bywa pomocna. Szybko zmyłam podkład z ręki i znów usiadłam.

~Powinnaś w końcu zabić tych swoich pseudo przyjaciół.

~Silentium - nakazałam Tenebris (silentium - cisza)

Opuść ciało, stań się cieniem. Nie daj się znaleźć, bądź ciemnością.

Poczułam wokół siebie czarno-fioletową mgłę. Wtem zakręciło mi się w głowie, i nagle zobaczyłam siebie? Swoje ciało, jak siedzę w łazience. Otaczała je czarno-fioletowa mgła, moje oczy były otworzone, całe czarne. Wyglądałam dość strasznie.

Podelciałam do lustra, żeby sprawdzić jak wyglądam, zauważyłam, że jestem mgłą (w wiadomych kolorach). Szybko przeleciałam przez drzwi, i w błyskawicznym tempie znalazłam się pod więzieniem. Ochrona była cały czas czujna. Reflektory oświetlały plac, jakiejś nieznanej mi sekcji. Wzniosłam się nad więzienie i zaczęłam szukać 7A.

***

Po chwili byłam na placu, nie fizycznie, ale jako cień. Podleciałam do pokoju dwudziestego, bo właśnie tam była wielka klimatyzacja, 80x70 centymetrów. W pokoju zastałam śpiącego Kevina.

Teraz mogłam wejść mu do snu, albo do głowy. Gdyż jako cień nie miałam ciała fizycznego. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, nie po to tu przyszłam. Szybko przemknęłam do włazu. Pierwsze co muszę przynieść, śrubokręt. "Weszłam" do włazu i pomknęłam środkowym korytarzem. Był długi na około czterdzieści metrów. Na końcu były trzy kraty. Przeszłam przez tą po lewej.

Była tuż nad recepcją. Odpada.

Następnie przeszłam przez środkową. Było tam małe pomieszczenie, z o dziwo, zwykłymi drzwiami.

Następnie sprawdziłam wyjście na prawo.

Łańcuchy, stoły, i narzędzia tortur. Gdybym była teraz w ciele, przeszedłby mnie dreszcz.
Okropne miejsce.

Zawróciłam do środkowego pokoju. Przeszłam przez drzwi, następne co muszę znaleźć klucz, a raczej dwa klucze, bo jeszcze do bransolet.

Za drzwiami było zbawienie, prosty korytarz, prowadzący do tylnych drzwi wyjściowych. Na jednej ze ścian wisiał plan wartowników. Zapamiętałam potrzebne godziny i nazwiska.

Następnie udałam się do recepcji. Było pusto, poza dwójką ochroniarzy, ale oni stali dziesięć metrów dalej. Spojrzałam pod biurko. Bingo! Klucze do drzwi, jednak nie ma kluczy do bransolet. To komplikuje sprawę. Muszę jutro o to zapytać.

Wróciłam do domu i wleciałam do łazienki. Czyli teraz mam wejść do ciała? Zamknęłam oczy i wleciałam na "siebie". Znów zakręciło mi się w głowie.

***

Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. Uszczypnęłam się w rękę, aby być pewną, że jestem w swoim ciele.

Udało się.

Spojrzałam na zegarek pierwsza trzydzieści siedem. Jutro będę potrzebowała budzika. Wzięłam szybki prysznic, i ubrałam piżamę. Szybko weszłam do łóżka, a już po chwili odpłynełam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top