57. Limit pecha
***
- Cholera. Musisz za mną łazić wredna pijawko? - spytałam mocno zirytowana i zazgrzytałam zębami, żeby nie krzyknąć. Cały czas miałam dłonie zaciśnięte w pięści, a paznokcie wbijały mi się w skórę. Wszystko po to by nie stracić nad sobą kontroli.
Odkąd wyszliśmy z podziemi ten wredny wampir uczepił się mnie jak upierdliwy rzep. Pierwsze kilkanaście minut mogłam wytrzymać, bo w końcu mógł mieszkać w okolicach domu Chrisa, jednak ten wredny krwiopijca sam przyznał, że mieszka na drugim końcu miasta, a idzie ze mną by mnie wkurwić. Oczywiście sama jego obecność działa na mnie jak płachta na byka, ale dodatkowo on cały czas rzuca do mnie głupie teksty i się gapi, normalnie zaraz mu te kły wyrwę i zaplącze w ustawione na tonach żelu włosy!
- Robaczku uspokój się, zmarszczki ci się zrobią i będziesz jedyną brzydką Boginią, a tego byśmy nie chcieli - powiedział z chamskim uśmiechem, a jednocześnie poklepał mnie po głowie. No zaraz mu tą rękę wyrwę i przykleję do dupy!
- Ja ci dam robaczka, ty wredna pijawko! - warknęłam wkurzona, miałam tak wielką ochotę mu przywalić, ale chronił go pieprzony immunitet. W ruchu oporu najlepszym żołnierzom i zarządzającym nadaje się immunitet, każdy kto uderzy taką osobę, będąc jednocześnie członkiem ruchu oporu zostanie surowo ukarany. Jeśli go walnę, ta zołza znając życie da mi z bicza pięćset razy, albo i więcej.
- Jesteś niziutka, więc będę nazywał cię robaczkiem - spojrzał na mnie z góry, oczywiście nie mogło na jego twarzy zabraknąć tego uśmieszku. Wzięłam głęboki oddech i przyspieszyłam. Chcę jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim, chociaż plecy nadal cholernie bolą.
- Nie jestem niska, mam trochę poniżej metr siedemdziesiąt. To ty po tych sterydach tak urosłeś - odparłam ostrym tonem. Najwyraźniej go to ruszyło, bo od razu lekko uderzył mnie w plecy, jednak to wystarczyło bym zasyczała z bólu i wzięła gwałtowny oddech. Powstrzymałam wiązankę przekleństw, która sama pchała się na usta. - Kurwa, zemszczę się za to - syknęłam głosem pełnym jadu i posłałam mu mordercze spojrzenie. Pech chciał, że potknęłam się o kamień, którego nie zauważyłam i prawie poleciałam na twarz.
- Uważaj na drogę robaczku, bo jeszcze się przewrócisz - odparł ze złośliwym uśmiechem. Naprawdę, chęć wybicia mu tych ząbków rośnie z każdą chwilą. Na usta cisnęła mi się złośliwa odpowiedź, którą starałam się za wszelką cenę zahamować, w obawie przed kolejnym uderzeniem w plecy.
- Robaczki to ty masz gdzie indziej od tych wszystkich panienek, które zaliczyłeś - wymamrotałam pod nosem nie umiejąc się powstrzymać przed komentarzem. Miałam nadzieję, że nie usłyszał, jednak nadzieja matką głupich. Znów uderzył mnie w plecy, jednak tym razem mocniej. - Cholera! - warknęłam w bólu i mocno zacisnęłam zęby, natomiast paznokcie przebiły moją skórę na dłoniach do krwi. Znowu obrywam przez swój niewyparzony język, powinnam sobie zakleić usta taśmą izolacyjną.
- Jeszcze coś chcesz powiedzieć? - zapytał wyraźnie zadowolony i rozbawiony moją reakcją, a następnie przejechał ręką po moich plecach. Ponownie poczułam nieprzyjemne mrowienie oraz ból, jednakże na szczęście był mały w porównaniu z tym, gdy wampir mnie lekko uderzył. Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie oraz, żeby zahamować kolejny tekst, za który bym oberwała od Dariusa.
- Pijawki są wredne - odpowiedziałam krótko nie chcąc znowu oberwać od brutalnego wampira, który po moich słowach uśmiechnął się triumfalnie. Miałam dość przebywania z nim, dlatego cholernie się ucieszyłam kiedy zobaczyłam w oddali dom Chrisa. Natychmiast kilkukrotnie przyspieszyłam.
- A ty robaczku, gdzie tak pędzisz? - spytał widocznie rozbawiony moim zachowaniem Darius i uniósł pytająco brew, a jednocześnie sam przyspieszył tym samym doganiając mnie w sekundę. - Robaczek próbuje uciec? - zadał pytanie, strzelił mi pstryczka w nos, a następnie zagrodził drogę swoim ciałem.
- Pójdę wszędzie, byle by być jak najdalej od ciebie - odpowiedziałam zirytowana, jednocześnie wymijając krwiopijcę, który zignorował drugą część zdania i uparcie szedł za mną. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Czy w ogóle jest jakiś dzienny limit pecha, bo mam wrażenie, że go przekroczyłam. - Możesz już sobie iść, nie potrzebuję eskorty - powiedziałam nawet nie odwracając głowy w jego stronę.
- Odprowadzę cię pod same drzwi domu robaczku, a dopiero potem może sobie pójdę - parsknął śmiechem widząc moją kwaśną minę. Byłam na skraju wytrzymałości i kolejne teksty, za które oberwałabym w plecy dosłownie pchały mi się na usta, jednakże walczyłam sama ze sobą by nie wybuchnąć. Darius cały czas się na mnie patrzył z wrednym uśmiechem, dla niego to musiała być wielka przyjemność widząc mnie na skraju wytrzymałości.
Postanowiłam już więcej się nie odzywać, by nie narazić się na ponowne usłyszenie jego wkurzającego głosu. Nie cierpię wampirów, znaczy nie wszystkich, bardzo bardzo rzadko zdarzy się taki jeden, który jest w miarę normalny.
Ostatnie metry do domu Chrisa pokonałam niemalże truchtem. Wszystko, żeby jak najszybciej uwolnić się od irytującego kretyna, który szedł obok mnie. Cały czas miałam wielką ochotę go zabić, ale się powstrzymałam zmotywowana myślą, że może już nigdy więcej go nie zobaczę. Nie raczyłam odezwać się nawet słowem, jednak jemu chyba wystarczał mój krzywy wyraz twarzy, bo cały czas się złośliwie uśmiechał.
- Żegnaj. Do niezobaczenia nigdy! - pomachałam mu z wrednym uśmiechem na twarzy i weszłam do domu, a następnie trzasnęłam drzwiami przed nim, zamykając je,nawet nie czekając na odpowiedź. Od razu zaczęłam chodzić po domu i szukać Chrisa. Ma mi sporo rzeczy do wyjaśnienia, odnośnie dzieciństwa oraz Genu Tenebris. Ciekawi mnie tylko, czemu nie powiedział od razu, że jest moim bratem. Fakt, faktem mogłabym mu na początku nie wierzyć. Jednakże po kilku dniach miałabym pewność. - Christopher?! Chris?! - wołałam go i zaglądałam do każdego z pomieszczenia po kilka razy, jednakże za każdym razem odpowiadała mi głucha cisza. Tak samo jak rano, jednakże wtedy był u rady. Gdzie on się podział teraz? Może poszedł do miasta, albo na zakupy? Albo po prostu jak zawsze trenuje. - ciarki mnie przeszły po plecach, gdy przypomniałam sobie skakanie z klifu. Nigdy więcej. Teraz mam lęki przed dużymi zbiornikami wodnymi, całe szczęście, że tutaj jest prysznic.
Weszłam po schodach na piętro i postanowiłam poczekać kiedy wróci, a ja w tym czasie zajmę się swoimi plecami oraz ugryzieniami na szyi. Chociaż musiałam szczerze przyznać, że naprawdę nie mam ochoty patrzeć na swoje plecy w takim stanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top