54. Nikt nie tyka mojej siostry
***
W pewnym momencie wszystko zaczęło się dziać w zwolnionym tempie. Zgromadziłam w sobie tyle energii, ile tylko byłam w stanie, a wokół mnie pojawiła się moc. Użyłam całej swojej siły i wystrzeliłam promień ciemności, który przebił sufit niczym naostrzona strzała, a następnie wzniósł się do nieba. Coś we mnie mówiło, że to jedyny ratunek. Widziałam urywki wspomnień, że kiedyś to mnie uratowało.
Niektórzy na sali zaczęli panikować, jednak inni, tak samo jak Brandon zdawali się być opanowani.
- Spokój! - wrzasnął ciemnooki, a panikujący ludzie spojrzeli na niego z przerażeniem w oczach. - Ten promień nic wam nie zrobi, to jedynie sztuczka! - krzyczał na członków sekty, a następnie przeniósł wzrok na mnie - Poddaj się, tej walki nie wygrasz! - przeraźliwie wrzasnął.
- Nie mam zamiaru się podporządkować Aidrenowi, a tym bardziej tobie, jesteś nic nie wartym, posłusznym ścierwem! - krzyknęłam do niego, czego natychmiast pożałowałam piekącym bólem gardła.
- Nazywasz mnie posłusznym ścierwem, a sama nie jesteś niczym więcej. Dopóki nie masz genu Tenebris, jesteś mniej warta od ścierwa, czy tego chcesz, czy nie - odparł przesyconym jadem głosem.
- Genu Tenebris? - zapytałam ciszej.
- Zapytaj się swoich przyjaciół! - odpowiedział wściekły, a jednocześnie zrobił w powietrzu cudzysłów.
Nagle jedna ze ścian wybuchła i rozsypała się w gruz, a cały budynek lekko się zatrząsł. W tym momencie mój promień zniknął.
- Mori! - usłyszałam krzyk, a następnie cała sala stanęła w płomieniach. Ludzie zaczęli płonąć żywcem, a Brandon rzucił się na przybysza. Znałam ten głos, ale nie umiałam dopasować go do konkretnej osoby. Nie teraz, gdy powietrze stawało się gęste, a płuca błagały o świeży tlen.
Skupiłam się na resztce energii, która mi została i wywołałam błyskawice, która przerwała łańcuchy. Jak przez mgłę słyszałam odgłosy walki.
- Cholera - poczułam jeszcze bardziej gęsty dym i zaczęłam kaszleć. Ogień palił wszystko na swojej drodze, tym samym pochłaniając powietrze. Wykończona podniosłam się z podłogi i wybiegłam z budynku przez rozwaloną ścianę. Gdy tylko znalazłam się na dworze zaczęłam głęboko oddychać, tym samym pozbywając się szkodliwego pyłu z płuc. Wtem centymetr obok mojej twarzy przeleciało ostre niczym sztylet srebrne pióro i wbiło się w gruz.
Spojrzałam w górę. Na niebie, tyłem do mnie unosił się anioł; widziałam jego majestatyczne, piękne, srebrne skrzydła, a od niego samego biła wielka siła. Nagle zaczął gwałtownie pikować w dół, a gdy był praktycznie przy ziemi pochwycił za szyję ciemnookiego mężczyznę i znów wzniósł się w powietrze, cały czas dusząc Brandona. Kiedy znajdował się już wiele metrów nad ziemią, cisnął demonem w dół, a ten z hukiem upadł na ziemię, tym samym robiąc wgniecenie w asfalcie.
- No ładnie - powiedział Brandon i podniósł się z sykiem bólu. Następnie stworzył z mocy wiatru tornado, które nakierował na unoszącego się w powietrzu przeciwnika.
Jak zahipnotyzowana oglądałam pojedynek, niezdolna mrugnąć w obawie, że czegoś nie ujrzę. Dopiero gdy poczułam, że ktoś mną trzęsie i pstryka przed oczami oderwałam się od walki.
- Kevin? Co ty tu robisz? - spojrzałam na białowłosego, który wciąż mną trząsł.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, musisz uciekać - powiedział pewnie i złapał mnie za nadgarstek. Wtem przed nami pojawiły się demoniczne sylwetki, na co Kevin momentalnie zareagował tworząc wokół siebie kulę światła, która oślepiła niedoszłych napastników.
- Chwila! - wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i rozejrzałam się. Przez zniszczoną ścianę budynku dostrzegłam w środku walczącą mieczem Paige, a tuż obok niej Regan, która zamrażała przeciwników. - Wyjaśnij mi co tu się dzieje! - podniosłam głos na białowłosego.
- Nie mogę ci powiedzieć. To tajne sprawy! Chodź już! - niemal krzyknął, nerwowo się rozglądając. Ponownie złapał mój nadgarstek i zaczął mnie za niego ciągnąć. Uparcie cały czas wypatrywał czegoś, albo raczej kogoś.
- Nie rusze się stąd! - odparłam pewnie i kopnęłam białowłosego prądem. - Skoro ty i dziewczyny tutaj jesteście, to gdzie jest Chris? - spytałam, po raz kolejny lekko rażąc go prądem.
- Christopher walczy gdzieś w pobliżu - odparł wymijająco. - Teraz możemy już iść?! - spytał niecierpliwie i lekko mnie oślepił, w ramach odwetu za kopanie prądem.
- Nie, nie możemy - szybko ucięłam. - O co tutaj chodzi, dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?! - żałośnie podniosłam na niego głos w nadziei, że to coś pomoże i chłopak coś wyzna, jednakże ten nadal uparcie milczał.
- Oni ci nie powiedzą... - tuż obok nas, po raz kolejny Brandon upadł na beton, a następnie powoli podniósł się do pozycji siedzącej, czemu towarzyszył odgłos łamanych kości. - Gen Tenebris, cukiereczku.
- Co to ten cały gen?! - wyrwałam się Kevinowi i podbiegłam do ciemnookiego. - Mów co wiesz, Brandon! - nakazałam mu głosem nie znoszącym sprzeciwu i złapałam za ramiona, na co ten syknął z bólu.
- Morgan nie słuchaj go! To demon! Właśnie dlatego nic z Regan o nim nie mówiliśmy! On łże! - zaczął krzyczeć Kevin, a jego moc światła uderzyła w Brandona, przez co ten ponownie zasyczał z bólu.
- Jeśli kłamie to czemu go atakujesz? Wy wszyscy coś ukrywacie! - krzyknęłam, a następnie stworzyłam ochronne pole z błyskawic. Jednak nie było ono silne z powodu mojego wycieńczenia - Brandon mów co to jest ten cały gen! - spojrzałam na niego ostro i podniosłam głos.
Nagle coś gwałtownie mnie od niego odciągnęło do tyłu, tym samym przełamując moją słabą barierę. Brandon odleciał kilka metrów do przodu, a ja byłam trzymana w pasie, przez co nie mogłam podbiec do ciemnookiego.
- Kevin, ja cię zaraz... - zaczęłam groźbę, jednak gdy odwróciłam wzrok spostrzegłam, że białowłosy walczył z demonami i nie miał jak mnie trzymać. Podniosłam zdezorientowana głowę i zobaczyłam Leandera. - Puszczaj mnie! - rozkazałam.
Wtem usłyszałam trzask i gwałtownie odwróciłam głowę. Brandon klęczał na ziemi otoczony przez płomienie, natomiast anioł stał tuż przed nim, a następnie położył swoją dłoń na jego twarzy.
- Nikt nie zaatakuje i nie skrzywdzi mojej siostry, kiedy ja jestem przy niej - powiedział znajomy głos anioła.
- Teraz rozumiem... Nobilitatis - powiedział cicho Brandon, jednak dość głośno, że każdy w pobliżu słyszał.
,, - Czyli, że on przeżył?! Jak ma na imię i nazwisko?! - naskoczyłam na blondyna.
- Nie znam imienia, jego nazwisko to Nobilitatis - odparł Aidren. "
- Płoń - powiedział anioł, a jego ręka, którą trzymał na twarzy Brandona zaczęła się jarzyć.
- Nie! - krzyknęłam i zaczęłam się szarpać z całych sił, on wiedział tyle rzeczy, o których nie miałam pojęcia, a ten anioł tak po prostu go pali.
- Uspokój się - powiedział opanowanym głosem Leander, jednak zignorowałam go i zaczęłam się bardziej szarpać. Nagle poczułam ukłucie w szyję, a wszystko zaczęło się rozmazywać. Widziałam jak ciało Brandona zmienia się w popiół.
- Nic jej nie będzie Chris... - ostatnie co słyszałam to głos Leandera, skierowany do anioła.
***
Wiem, chwilę mnie nie było, ale spokojnie już wracam. W prawdzie mam problemy z weną, ale pracuje nad tym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top