49. Co skrywają ziemskie kluby?
Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się w srebrną, dopasowaną sukienkę. Długie włosy związałam w wysokiego kucyka. Pomalowałam oczy srebrnym cieniem, natomiast usta czerwoną szminką.
Spakowałam do granatowej torebki portfel z dokumentami, oraz kartę.
Upewniwszy się, że zamknęłam pokój, zjechałam windą na parter i wyszłam z bundynku. Słońce już prawie zniknęło za widnokręgiem, a na niebie pojawiły się chmury.
Skręciłam w prawo, gdy zobaczyłam świecące napisy. Mimo nocy, wciąż wiele osób spacerowało.
- Morgan?! - usłyszałam za sobą krzyk.
Niepewnie się odwróciłam, a serce waliło mi niemiłosiernie.
- Niemożliwe - powiedziałam, gdy zobaczyłam znajomą postać. Momentalnie podbiegłam do mężczyzny. - Co ty tu robisz? Gdzie ty byłeś? - zaczęłam sypać pytaniami.
- Wszystko ci opowiem... - chłopak zlustrował mnie wzrokiem. - w drodze do klubu; patrząc na twój strój, zgaduje, że to tam się wybierasz - odpowiedział ciemnooki.
- Trafiłeś, znasz jakieś? - zapytałam podekscytowana.
- Za mną panno Tenebris - powiedział z udawaną powagą. Zaśmiałam się i podążyłam za chłopakiem.
- W takim razie, co ty tutaj robisz? - spytałam.
- Miałem wykonać zadanie, ale dałem dupy i wysłali grupę Christophera. Jesteś z nimi? - zapytał ciemnooki.
- Nie do końca. Odstawiono mnie od tej misji, dlatego przyleciałam tu na nielegalne wakacje - odparłam z uśmiechem na ustach.
- Mogłem się domyślić, że nie chcą cię wysyłać na misje dotyczące genu - odpowiedział z nietypowym uśmiechem.
- Genu? - zapytałam zmieszana.
- To nic ważnego. Swoją drogą, ponieważ nie wykonałem misji, postanowiłem jak narazie nie wracać - odpowiedział.
Spojrzałam na twarz chłopaka, jego oczy mocno pociemniały, albo tylko mi się wydawało z powodu nocy. Tak czy inaczej, miałam wrażenie, że stały się puste, bez blasku, który kiedyś miał, jednak prawdopodobnie jak zawsze przesadzałam.
- Czemu Kevin i Regan nie wspominali o tym, że wyjechałeś na misję? - spytałam, na co ciemnooki momentalnie się spiął i zacisnął pięści.
- Nie wiem - fuknął, lekko wyprowadzony z równowagi.
- Spokojnie, nie chciałam cię wkurzyć - od razu sprostowałam. Jego zachowanie było dziwne.
- Nieważne - powiedział, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. - To tutaj - wskazał na czarne drzwi, które były ozdobione żółtymi lampkami. Przed wejściem pokazaliśmy dokumenty ochroniarzowi, który bez zbędnych rozmów nas przepuścił. Chłopak otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja podążałam tuż za nim.
W środku było bardzo duszno. Pełny nastolatków parkiet świecił się na niebiesko, a po jego prawej stronie był bar, nad którym unosiła się loża vip.
- Gdzie idziemy!? - krzyknęłam, próbując zagłuszyć muzykę. Chłopak nie odpowiedział, tylko pociągnął mnie za rękę.
Poszliśmy w kierunku baru, a następnie skręciliśmy w stronę schodów do sekcji ekskluzywnej, jednak tuż przed wejściem ciemnooki pociągnął mnie do jakiegoś wąskiego, nieoświetlonego, bocznego korytarza, który miał z pięć metrów długości. Na jego końcu znajdowały się metalowe drzwi na szyfr.
Chłopak podszedł do nich i wpisał: dwa, dziewięć, dwa, zero. Wtedy zapaliła się zielona dioda, a ciemnooki pociągnął za klamkę.
Przeszliśmy tak jakby do drugiego klubu, jednak ten był mniejszy. Wszyscy szaleli, a bar był oblegany. Po lewej stronie od parkietu były stoliki, na których ludzie grali w pokera. Wszędzie migały fioletowo - czerowne lasery.
- Co to za miejsce? - spytałam chłopaka.
- Klub dla wyjątkowych - powiedział i podszedł do bramkarza, który stał dwa metry przed nami, a następnie podwinął lewy rękaw swojej błękitnej koszuli. Na jego przedramieniu widniała dwunastoramienna gwiazda z dziwnymi literami i znakami. Umięśniony bramkarz kiwnął głową i wskazał na mnie, na co chłopak powiedział - Ona jest ze mną, należy do zniewolonych - opowiedział, na co ochroniarz posłał mi badawcze spojrzenie.
- Bądź czujny bracie, nigdy nie wiadomo co zrobi zniewolona - odpowiedział człowiek.
Spojrzałam zaniepokojona na ciemnookiego, jednak on wszystko robił bez wahania, emanowała od niego mroczna pewność siebie. Bardzo się zmienił od ostatniego spotkania. Teraz jest bardziej tajemniczy i chłodny, kiedyś; wiecznie uśmiechnięty. Pamiętam jak razem z Kevinem rzucali żarty.
Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do środka w kierunku wolnych stolików obok baru.
- Brandon? O co wam chodziło z tą zniewoloną i co oznacza ten tatuaż? - zapytałam.
- Nic się nie przejmuj, to taki jakby bilet do klubu - odparł ciemnooki.
- Jasne... - odpuściłam.Miałam przeczucie, że chodzi tu o coś więcej, jednakże nie chciałam go o to męczyć. Dlatego chwilowo zaakceptowałam takie wytłumaczenie.
- Poczekaj, idę po drinki - powiedział, a ja usiadłam na jednym z czarnych krzeseł, przy stoliku. Czułam się nieswojo. Co chwilę ktoś na mnie spoglądał z niepokojem, lub pogardą, a następnie coś szeptał, na co zaciskałam pięści. Odruchowo zaczęłam jeździć paznokciem po czarnym pierścieniu. Po chwili przyszedł Brandon z czerwonymi drinkami. Podał mi jeden, a drugi opróżnił do połowy. Niepewnie powąchałam ciecz: miała lekki aromat wódki pomieszanej z pomidorami.
- Co to jest? - spytałam.
- Krwawa mery - odparł beznamiętnie. - Ludzie nie mają takich drinków jak Immortalitatis.
- Szkoda - wzięłam łyka napoju, który zgodnie z przypuszczeniami okazał się pomidorowy. - Ohyda - skwitowałam. - Jak ty możesz to pić? - spytałam na co ten wzruszył ramionami. - Teraz ja wybieram - powiedziałam i podeszłam do oświetlonego baru. Brandon odprowadził mnie wzrokiem. Spojrzałam na listę drinków, połowy z nich nie znałam, ale do odważnych świat należy - Dwa mojito - powiedziałam do barmana, który kiwnął głową i zaczął przygotowywać napoje. Zajęło mu to niecałą minutę.
- Dziesięć dolarów - powiedział, a ja wyciągnęłam z torebki pieniądze i podałam facetowi. Następnie zgarnęłam dwa przeźroczyste drinki, w których pływały listki mięty oraz plasterki limonki.
Wróciłam do stolika i postawiłam mojito przed ciemnookim.
- To powinno być lepsze - powiedziałam, nie mając nawet pojęcia jak smakuje.
Zgrywając pewną siebie wzięłam dużego łyka napoju, czego natychmiast pożałowałam. Zakrztusiłam się listkiem mięty. Natychmiast zaczęłam kaszleć, a rozbawiony chłopak mi się przyglądał. Kilkadziesiąt sekund zajęło mi opanowanie kaszlu.
- To było mocne - zaśmiałam się i tym razem powoli napiłam się drinka, który smakował o wiele lepiej niż krwawa mery.
- Dobra pani znawczyni, teraz ja wybieram - powiedział i dopił swoje mojito.
- Tylko nic z pomidorami! - krzyknęłam na odchodne.
Spojrzałam na parkiet; ludzie dosłownie szaleli. Moją uwagę przykuły tatuaże gości. Wszystkie identyczne jak ten Brandona. Jednakże tylko ja miałam odkryte Vessańskie. Nie ukrywałam swoich odkąd na Alarei mnie zdemaskowano.
Z zamyślenia wyrwał mnie Brandon i postawił na stole praktycznie białe drinki.
- Co to jest? - spytałam.
- Malibu, mój ulubiony drink. Powstaje z połączenia wyselekcjonowanych karaibskich rumów z naturalnym ekstraktem orzecha kokosowego - opowiedział.
- No ładnie, o alkoholu wiesz wszystko, ale daty podpisania traktatu pokojowego na Feros nie pamiętasz - skwitowałam i napiłam się trunku - Niezły, ale mojito lepsze.
- Masz jakieś plany na jutro? - spytał popijając malibu.
- Nie - odparłam zapatrzona na tańczących ludzi.
- Może byśmy skoczyli na basen - zaproponował.
- Nie mam stroju - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Obok basenu jest sklep - odparł Brandon, ale widząc moje niepewne spojrzenie dodał. - No chodź kobieto!
- Zgoda - odpowiedziałam i dopiłam drinka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top