47. Beze mnie.
Kiedy szłam przez miasto, przechodnie posyłali mi badawcze, oraz zaniepokojone spojrzenia. Ignorowałam ich za każdym razem, mimo to ucieszyłam się gdy zobaczyłam mój dom.
Chodem godnym zombie weszłam do miejsca zamieszkania i poszłam na górę, nie zwracając przy okazji zbędnej uwagi na przyglądającego mi się Chrisa.
- Widzę, że spacer się udał - powiedział zielonooki.
- Odpuść - odparłam i zamknęłam się w pokoju.
***
Dwa dni minęły, ale ich śmierć to wciąż świeża rana. Zastanawiam się, czy gdyby mnie nigdy nie spotkali, przeżyliby. Prawdopodobnie tak. Umarli przeze mnie.
- Morgan! - krzyknął Chris zza drzwi.
- Wejdź - odparłam, nawet nie podnosząc się z łóżka.
- Słuchaj, wiem że to nie najlepszy czas, ale wyjeżdżam na misję - oznajmił.
- Gdzie? Z kim? - spytałam.
- Na Ziemię, lecę z Kevinem, Regan, Paige i Leanderem. Z powodu na twój trudny czas, dowództwo nie uznało twojego udziału - opowiedział jasnowłosy.
- Czego dotyczy misja? - zapytałam.
- Wybacz, nie mogę za dużo powiedzieć, ma ona związek z pewną sektą - odpowiedział. - Wrócę za około dwa tygodnie - dodał.
- Śmiało, baw się dobrze - odparłam beznamiętnie, na co jasnowłosy zmierzył mnie badawczo wzrokiem, teatralnie westchnął i wyszedł.
Świetnie, lećcie sobie na Ziemię beze mnie. Co z tego, że znam kulturę ludzi i trzy ludzkie języki: angielski, rosyjski i hiszpański!
Skoro dowództwo, odstawia mnie od misji na jakiś czas, zrobię sobie wakacje na Ziemi! Zawsze chciałam tam polecieć, zobaczyć te miejsca, o których się uczyłam. Wystarczy, że znajdę jakiegoś wymieńca, żeby zamienić pieniądze, znajdę jakiś pensjonat, gdzie wynajmę pokój na dwa tygodnie, dopóki Chris nie wróci. Przydadzą mi się wakacje, zdala od śmierci i tego całego szaleństwa. A niech oni się bawią w jakieś sekty. Pytanie brzmi gdzie pojechać? Może Rosja, albo Hiszpania. Jednak najlepiej mówię w języku angielskim, więc może Wielka Brytania, Stany Zjednoczone albo Kanada? Podobno w USA, można mieć broń. Ciekawe ile osób chodzi tam z mieczami po ulicach?
Najlepiej spytam jakiegoś wymieńca.
Podniosłam się z łóżka zmotywowana możliwością nielegalnego wyjazdu. Mimo iż wyglądałam zapewne jak siedem nieszczęść, oszczędziłam sobie makijażu, czy jakichkolwiek czynności, które mogłyby poprawić mój wygląd.
Niemal zbiegłam po schodach i wyszłam z domu. Od razu podeszłam do byle jakiego przechodnia, którym okazała się być pani około trzydziestki.
- Wie pani, gdzie są jacyś wymieńcy? - spytałam siląc się na uprzejmość.
- Nie ma ich wielu, ale jest sklep wymienniczy z usługami w pobliżu fontanny, tą drogą prosto -wskazała kobieta, na co jej podziękowałam i poszłam wskazaną trasą.
Może Brandon by poleciał ze mną? Przecież nie pojechał na misję razem z innymi, co jest dość dziwne, bo zazwyczaj wysyła się duety, tria, lub grupę sześciu osób. Zresztą odkąd tu jestem, ani razu go nie spotkałam. Chociaż możliwe, że jest na jakiejś misji.
Z zamyślenia wyrwał mnie napis ,,Wymieńcy" który znajdował się nad drzwiami po lewej.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do niewielkiego mieszkania. Jego ściany były pomalowane w różnych odcieniach błękitu, a na podłodze leżał krwistoczerwony dywan. W lewym rogu pokoju stał drewniany stolik, a przy nim dwa białe krzesła, na jednym z nich siedział mężczyzna około trzydziestki i palił fajkę wodną.
- Dzień dobry - powiedziałam niepewnie, na co facet niechętnie podniósł wzrok i westchnął teatralnie.
- Na jaką planetę lecisz? - spytał.
- Ziemia, może pan polecić jakiś kraj? - zapytałam.
- Stany Zjednoczone, najlepiej. Las Vegas. W nocy zamienia się w miasto grzechu, pełno klubów, gangi, narkotyki - zaczął wymieniać i wziął do ust fajkę.
Miałam się trzymać z daleka od kłopotów, ale ten tydzień był masakryczny, przyda mi się odskocznia i spora porcja alkoholu.
- Dobra. Czy na dwa tygodnie wystarczy dziesięć tysięcy dukatów? - spytałam.
- To w przeliczeniu trzydzieści tysięcy dolarów, definitywnie powinno ci wystarczyć, a w razie czego, masz tutaj namiary na mojego przyjaciela, który ci wymieni, zadzwoń do niego przez telefon, a on również wynajmie pokój w hotelu. Za całą usługę należy się tysiąc dukatów - podał mi karteczkę z adresem jakiegoś mężczyzny, a następnie urządzenie zwane telefonem. Cały czas towarzyszył mi zapach tytoniu pomieszanego z tropikalnymi owocami.
Mężczyzna wziął do ust fajkę i wymienił mi pieniądze, a ja cały czas przyglądałam się nietypowej walucie. Podobno na Ziemi jest dużo różnych rodzajów pieniędzy. U nas jest prościej, we wszystkich światach płaci się tą samą walutą, jaką są dukaty.
Po wymianie wróciłam do domu, żeby spakować się na wyjazd. Wyjęłam z szafy granatowy neseser i wrzuciłam do niego letnie ubrania. Potem zadzwoniłam do mężczyzny, który przedstawił się jako Mike, a następnie przekazał mi adres hotelu. Byłam praktycznie gotowa na podróż.
Jednak najpierw musiałam wziąć prysznic i ogarnąć mój wygląd.
***
Upewniwszy się, że wszystko spakowałam, zamknęłam dom i z walizeczką weszłam do jakiejś pobocznej ulicy bez świadków.
- Portal ciemności - gdy tylko wypowiedziałam zaklęcie i wyobraziłam sobie adres, teleportacją przeniosłam się na inną, ciemną uliczkę. Jednak to już nie była Alarei, znajdowałam się na Ziemi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top