30. A miało być tak pięknie.
Jak na niewielkie miasteczko, ci ludzie potrafią urządzić festiwal. Nie spodziewałam się takiej parady; scena dla odważnych, stragany z najróżniejszymi potrawami. Wszędzie byli uśmiechnięci mieszkańcy, dzieci tańczyły, a ja szukałam wzrokiem Blake'a. Nagle 'coś' zasłoniło mi oczy.
- Zgadnij kto to - usłyszałam znajomy głos.
- Na pewno nie Blake - odparłam, a chłopak zdjął ręce z moich oczu.
- Widzę, że dobrze się bawisz beze mnie - odpowiedział sarkastycznie.
- Wcale się nie bawię - odparłam.
- Powinnaś trochę odpuścić, cały czas chodzisz czujnie, jakby zaraz miały cię pożreć demony - zaczął się śmiać. Ja tam nie wiem co ma zamiar zrobić ze mną Aidren, jak mnie znajdzie i szczerze, naprawdę wolę się nie dowiedzieć. - Ziemia do Morgan - pstryknął mi przed oczami.
- Zamyśliłam się, to co chcesz robić? - zapytałam, zbiegając z tematu demonów.
- Jadłaś kiedyś owoce w czekoladzie? W Niemczech, w różnych parkach rozrywki można je kupić na patykach: jabłka, banany, truskawki* - zaczął opowiadać.
- W Niemczech? - zapytałam.
- Mam Niemieckie korzenie - odparł Blake. Wolałam nie drążyć tematu, gdyż nie mam pojęcia co to te całe Niemiecowie (błąd specjalny).
- No to co z tymi owocami? - spytałam.
- Czekaj chwilę - odpowiedział i zniknął w tłumie.
- Tak, zostaw mnie tu samą, na pewno będzie fajnie - zaczęłam mamrotać.
Po tym jak Blake odszedł, miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, zupełnie tak, jak przed Szczytem. Rozglądnęłam się nerwowo, ale nikogo nie dostrzegłam, cóż ciężko by było dostrzec kogoś w tłumie, zwłaszcza jedną osobę, która prawdopodobnie niczym się nie wyróżnia. Może jak zwykle przesadzam, zdecydowanie mam jakąś nienormalną obsesję, a może po prostu jakiś mieszkanieć na mnie patrzy.
- Cholera - parsknęłam, gdy z lewej strony przebiegł jakiś cień. No dobra, jednak nie przesadzam, coś tu jest zdrowo nie tak. Wokół tyle szczęścia i śmiechu, a dla mnie to tylko głosy w oddali. Jeżeli to 'coś' na mnie poluje, albo ten 'ktoś' to całe miasteczko jest w jednym miejscu, na paradzie, więc stanowi łatwy cel.
Aidren, nie wiem co planujesz, ale radzę ci się odczepić od tych ludzi.
- Morgan - z osłupienia wyrwał mnie Blake, trzymał dwa patyki z dzwinymi kulkami w mlecznej czekoladzie, ozdobione białą. Podał mi jeden i zachęcił do spróbowania. Ugryzłam jedną 'kulkę', która okazała się być czereśnią. - Chodźmy pod scenę, Keri pewnie czeka na wybór króla i królowej festynu.
- Zgłosiła się? - zapytałam.
- Ona co roku się zgłasza - zaczął się śmiać.
- A ty? - spytałam, posyłając mu niepewny uśmiech.
- To nie dla mnie - odpowiedział.
Wepchneliśmy się w tłum ludzi, którzy czekali na werdykt. Udało nam się dostać do trzeciego rzędu od sceny.
- Witam wszystkich na dorocznym festiwalu czerwonego smoka, mam nadzieję, że dobrze się bawicie - powiedział - Czas na wybór tegorocznych władców festynu.
Znowu to samo. To samo uczucie bycia obserwowaną, jestem w zatłoczonym miejscu, ale to dziwne wrażenie nie daje o sobie zapomnieć. Z prawej mignęła mi czarna, zamazana sylwteka. To jest chore, może moja psychika już odpada, przez Tenebris. Skupiłam się na prowadzącym, żeby nie myśleć o tym wrażeniu.
- A tegoroczną królową zostaje... nasza zeszłoroczna zwyciężczyni Keri! - mężczyzna ogłosił, a wszyscy bili brawo. Dziewczynka dostała sztuczną koronę i się uśmiechnęła. - Natomiast królem zostaje... o ktoś nowy... pan Aidren! - moje serce przestało bić na kilka sekund.
*Z tymi owocami w czekoladzie w parkach rozrywki w Niemczech np. Phantasiald to prawda, są przepyszne XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top