3. Myśl trzeźwo, zachowaj spokój.
Nagle usłyszałam wybuch, a następnie włączył się alarm w szkole.
- Proszę wszystkich o natychmiastowe opuszczenie terenu szkoły, w Akademii przebywają demony - odezwał się głos w glośniku. Jednak nie była to dyrektorka.
W sali zapanował chaos. Debilami są ci, którzy wychodzą z sali. Na korytarzach na pewno są demony, a oni wystawiają się na cel. Ja przeczekam w sali, może mnie nie znajdą, albo raczej znajdą później niż tych, którzy wybiegli na korytarze. Próbowałam zobaczyć któregoś z moich przyjaciół, ale zniknęli w tłumie Vessanów na korytarzu.
Ja jako jedyna schowałam się pod biurko nauczyciela, gratuluję, powinnam być trochę mądrzejsza. Nagle podłoga się zawaliła, a ja spadłam na trwade podłoże.
***
Obudziłam się na twardym, śmierdzącym łóżku, ale nie moim. Spojrzałam na ręce i nogi, podkład się trzyma bardzo dobrze. Zobaczyłam, że mam na prawej łydce bandaż. Powoli wstałam i opuściłam ciasne pomieszczenie, w którym były jedynie białe ściany i łóżko.
Korytarz prowadził tylko w jedną stronę, więc szłam przed siebie.
- Już się obudziłaś, wszystko porządku? - ktoś zapytał.
Odwróciłam się w stronę dźwięku.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- Miejska komeda policji, obecnie opanowana przez nas. Jestem Aleksy, rządzę tym miastem wybrańców - powiedział postawny brunet i wrócił przed biurko, chyba komendanta. Skinieniem głowy wskazał na fotel żebym usiadła.
Starałam się zachować spokój i wszystko zrozumieć.
- Przepraszam, ale nie pamiętam co się stało, jedynie to, że się podłoga zawaliła - powiedziałam.
- Oczywiście. Armia oświeconych opanowała miasto, Vessanie nazywają nas demonami. Uczniowie Akademii zostali przewiezieni do więzienia. Wszyscy poza tobą, ciebie osobiście znalazłem nieprzytomną. Ale nie miałaś tatuaży, dlaczego? - zapytał mnie.
Wdech, wydech. Muszę pomóc przyjaciołom, ale narazie sama nie mogę trafić za kratki.
- Jestem człowiekiem - powiedziałam.
- Niezwykłe, jesteś gatunkiem idealnym. Wy, ludzie, nie jesteście stworzeni przez Tenebris. Jesteście czyści, bez jej skazy. To naprawdę zaszczyt poznać kogoś z prawie wymarłego gatunku. Może mi się przedstawisz? - zapytał.
- Jestem Morgan Smith - przecież nie podam nazwiska Tenebris.
- Takie ludzkie nazwisko, cóż ja mam z tobą uczynić? Nie zamknę cię, nie mogę cię tak po prostu puścić. Mam dla ciebie ofertę, dostaniesz to czego pragniesz - powiedział.
- Skąd wiesz czego pragnę? - zapytałam.
- Wolności. Chcę żebyś została opiekunem grupy pięćdziesięciu zakładników w więzieniu. To będzie jakby twoja praca. Jako iż jesteś człowiekiem, myślę, że świetnie się sprawdzisz. Jedyne co będziesz musiała robić to rozkazywać im, w razie nieposłuszeństwa lub problemów po prostu zgłaszasz kandydata na śmierć lub tortury. - powiedział.
Chyba nie mam zbytnio wyboru.
- Po co im opiekun? - zapytałam.
- Opiekun, ma ich oświecić i sprawić by zrozumieli, że są posłuszni Tenebris. Następnie, aby dali się dobrowolnie od niej uwolnić - wytłumaczył.
- Zgoda, ale jeden warunek, ja wybieram grupę. Chcę tą, w której jest Cassidy Delarian - mówiłam, że kiedyś się zemszczę.
- Dlaczego akurat ta? - zapytał z podejrzeniami.
Musiałam szybko zareagować.
- Ta wredna suka dręczyła mnie i wyśmiewała, ja chcę zemsty - powiedziałam z złością, zawsze kiedy tylko wspominam o Cassie ciśnienie mi skacze.
Mam nadzieję, że Regan, Kevin, Brandon i Aiden uciekli.
- Rozumiem cię, zamieszkasz w specjalnej dzielnicy dla osób ważnych - powiedział z uśmiechem.
- A właśnie, na mnie nie chcecie żadnych rytuałów, rzeczy w tym typie? - zapytałam jak ostatnia idiotka.
- qLudzie nie mają w sobie Tenebris, dlatego jesteście piękną rasą - powiedział Aleksy. Mam w sobie więcej Tenebris niż wy wszyscy razem wzięci.
- Czy można robić zakupy w zwykłych sklepach? - zapytałam.
- Oczywiście. Jutro zaczynasz pracę, oto mundur z kartą identyfikacyjną, buty i klucz z numerem mieszkania, oraz instrukcja obsługi bloku dla więźni - podał mi wymienione rzeczy. - Do zobaczenie Morgan.
***
Po godzinnej wyprawie i wizycie w dwóch sklepach, dotarłam do "domu". Było to średniej wielkości mieszkanie: sypialnia, salon, łazienka, kuchnia, przedpokój i pokój gościnny. Wyładowałam zakupy: jedzenie i kosmetyki. Moje poprzednie zapasy zostały zniszczone. Poza tym myślałam jak znaleźć przyjaciół i jak zemścić się na Cassie. Lepiej pracować niż być w więzieniu, zwłaszcza jeżeli moja praca polega na "oświecaniu". Chociaż trochę mi głupio, że będę nakłaniać innych przeciwko sobie, i temu w co sama wierzę. Robię to wbrew sobie, żeby zachować wolność. Wyjęłam ubranie do pracy. Czarne średniej grubości, matowe rajstopy, buty na lekkim obcasie z dziwną ozdobą. Sukienka, która wygląda jak płaszcz, w kolorze granatowym z ozdobnymi, srebrnymi guzikami. Do tego plakietka z moim imieniem, stanowiskiem i kodem kreskowym. Następnie wyjęłam instrukcję otwierania trzech drzwi.
1. Pierwsze drzwi otworzysz jeżeli przyłożysz do nich identyfikator i wpiszesz czterocyfrowy pin, który zmienia się co tydzień. Będziesz dostawać informacje jaki jest kod, dzień przed nowym tygodniem.
2. Drugie drzwi otworzysz poprzez podejście do skanera i zeskanowanie siatkówki oka.
3. Żeby przejść przez ostatnie drzwi, musisz włożyć w dziurę brelok z buta. Na dole w drzwiach będzie otwór.
Wyjęłam małą karteczkę, na której pisało dwa, jeden, cztery, trzy. Niby proste, ale nikt by na to nie wpadł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top