29. Pięknie.
***tydzień później***
- Morgan pomóż mi z tym koszem! - krzyknęła Keri z ogródka.
Wybiegłam na dwór z domku, I ujrzałam jak dziewczynka próbuje zdjąć kosz jabłek, który był postawiony na jednej z gałęzi jabłoni.
-Jak on się tam znalazł? - zapytałam patrząc na wysokie drzewo. Koszyk był na gałęzi, która znajdowała się conajmniej osiem metrów nad ziemią.
- Blake wczoraj zbierał jabłka, i wspiął się na drzewo, jednak zapomniał zdjąć kosza - odparła Keri.
- Gdzie jest teraz Blake? Może go zawołamy - powiedziałam.
- Niestety, mój brat pojechał pomagać sąsiadom - odparła. Na co westchnęłam.
- A my jesteśmy ubrane w długie, białe sukienki, czyli idealnie do wspinania się po drzewach - skwitowałam sarkastycznie.
- Ale ty umiesz się wspinać, w przeciwieństwie do mnie - odpowiedziała Keri.
- Jako tako, nigdy nie przepadałam za ćwiczeniami - odparłam.
- To co robimy? - zapytała.
- Mam pomysł. Ja zdejmę kosz, a ty nauczysz mnie pleść wianki z kwiatów - zaproponowałam.
- Zgoda, tylko pójdę po kwiaty. Zaraz wracam - powiedziała i poszła w stronę domu.
Gdy zniknęła za horyzontem, szybko się rozglądnęłam. Pusto.
Telekinezy nie trenowałam, ale musi być ten pierwszy raz.
Skupiłam swój wzrok na koszu, ale on ani drgnął. Kolejna próba. Nic.
Wlepiłam swój wzrok w przeklęty przedmiot, gdy w oddali zobaczyłam Keri.
Zdenerwowana spojrzałam na ziemię.
- Ty cholery koszu, złaź na dół! - rozkazałam, a on nawet się nie poruszył.
Zirytowana odwróciłam się tyłem do drzewa, ale pożałowałam tego, bo coś popchnęło mnie na ziemię. Wpadłam głową w trawę, a przed twarzą przeturlało mi się jabłko.
Rozgoryczona spojrzałam, że spadł na mnie kosz z owocami.
- Naprawdę? - zapytałam zirytowana.
Podniosłam się z ziemi i otrzepałam białą, zwiewną sukienkę z trawy.
- Jak ściągnęłaś koszyk? - zapytała Keri.
- Magia - odparłam z uśmiechem.
- Uważaj, bo jeszcze uwierzę - odpowiedziała. - No, w takim razie bierzemy się za plecienie wianków.
Usiadłyśmy pod wiśnią, która dawała cień. Dzisiejszy dzień był bardzo słoneczny, a niebo bezchmurne. Wzięliśmy kwiaty, a dziewczynka zaczęła mi pokazywać jak się robi wianki.
- Co myślisz o Blake'u? - wypaliła nagle.
- Wydaje się być fajny - odparłam wymijająco.
- Powinnaś zostać jego dziewczyną - powiedziała, a mi prawie oczy wypadły z orbit.
- Co?! - zapytałam, niepewna tego co słyszę.
- Blake od jakiegoś czasu w ogóle nie rozmawia z dziewczynami, nawet nie zwraca na nie uwagi, a teraz pojawiłaś się ty, i zachowuje się jak pod wpływem zaklęcia - odpowiedziała.
- Przesadzasz - o luju, nie mam czasu na romanse, psychopata na czarnym smoku mnie ściga.
Ale na naukę plecienia wianków, jakoś masz czas.
- Halo! Ziemia do Morgan - z zamyślenia wyrwała mnie Keri.
- Tak, jestem na ziemi cały czas - odparłam.
- To powiedz mi jak oplotłam różę? - zapytała podejrzliwie.
- Nie mam pojęcia - odparłam.
- Ach, pewnie myślałaś o festiwalu - odpowiedziała Keri.
- O jakim festiwalu? - zapytałam.
- O tym, dzisiaj, wieczorem, na który masz iść z Blake'iem - strzeliłam sobie w czoło, na śmierć zapomniałam o tym.
- Zapomniałaś - stwierdziła i zaczęła się śmiać. - Festiwal czerwonego smoka to największe co roczne wydarzenie w miasteczku, podczas którego wybierają smoczą parę. Nie chcę się chwalić, ale wygrałam trzy razy z rzędu i w tym roku też startuję - zaśmiała się.
Jednak mi czerwony smok przypominał coś smutnego. Aiden i jego ognisty, tyle przeżyć i podróży.
Przepraszam, że trochę krótszy niż zwykle, ale obecnie kończę jedną serię i mam sporo roboty. Ale mam dobre wieści, jako iż trzecie klasy Gimnazjum piszą sprawdzian po świętach mam wolne do 24.04.17 więc będę miała więcej czasu na pisanie. 😚😚😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top