25. Nie będziesz mi rozkazywać!

Zewsząd pojawiły się demony, które niszczyły i atakowały wszystko co stało na ich drodzę. Politycy ze Szczytu uciekali w towarzystwie prywatnych ochroniarzy, panował istny chaos. Regan, Brandon, Kevin, strażnicy i istoty z listy Potestatem (rozdział 21) byli przygotowani do walki z demonami, natomiast Aiden gdzieś zniknął. Nagle obok mnie pojawił się ochroniarz, który krzyknął:

- Uciekaj stąd!

- Nie zostawię przyjaciół - odparałam.

- Jesteś tylko człowiekiem, nie pomożesz w walce, będziesz jedynie sprawiać kłopoty - powiedział.

- Nigdzie się stąd nie ruszam - odpowiedziałam.

- Głupia - parsknął. Jednym ruchem ręki złapał mnie w pasie i zaczął ciągnąć do wyjścia, jak szmacianą lalkę.

Po co on chce mnie za wszelką cenę stąd wyprowadzić, przecież jako strażnik najpierw powinien się zająć politykami.

Chyba, że on nie jest z ochrony.

- Założę się, że nie jesteś strażnikiem - zaczęłam rozmowę złośliwym głosem, jednak mężczyzna nie odpowiedział.

Poczułam uścisk na przedramieniu, a następnie zostałam popchnięta na podłogę. Rozglądnęłam się, byłam w pokoju, w którym poza mną znajdowało się trzech mężczyzn oraz dwie kobiety, zapewne demony. Czułam się bardzo słabo, tak jakby coś mi odbierało siły.

- Witaj Morgan - usłyszałam znajomy głos i wstałam z ziemi. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził.

- James - powiedziałam cicho, ale wszyscy usłyszeli.

- Czyli nie upiłaś się aż tak - zaśmiał się - Twoje informacje bardzo mi pomogły, dlatego w ramach podziękowań nie zostaniesz dzisiaj zabita - przerwał na chwilę - Ale nie mogę pozwolić na to, żebyś ostrzegła młodą Tenebris - skończył, a wtedy zorientowałam się, że jesteśmy sami w pokoju. Nim zdążyłam zrozumieć co się dzieje, James zamknął mnie w pomieszczeniu, które tak jakby odbierało mi energię.

Podbiegłam do metalowych drzwi, i z całej siły próbowałam je otworzyć, jednak były to daremne próby. Zrezygnowana opadłam na podłogę, i oparłam się plecami o drzwi. Wtem usłyszałam głos, dobiegający z głośnika.

- Witam serdecznie wszystkich polityków i wielkich wojowników, jestem niezwykle zawiedziony, że daliście się tak łatwo podejść. Za pewnie wiecie, że wyjścia są zablokowane, ale nie martwcie się, nie będziecie długo cierpieć, daemonium się wami zajmą - transmisja głosu się urwała.

Muszę się szybko stąd wydostać. Teraz już nie chodzi o pozostanie nierozpoznaną, jeżeli ci politycy, zarządcy i Potestatem zginą, wszystkie królestwa będą osłabione. Tylko jak? Z każdą chwilą czułam się coraz słabiej.

Jak ja mam rozwalić te drzwi? Nie mam siły na potężne zaklęcia.

~Jak zawsze wpada w kłopoty, a potem nic sama nie umie zrobić.

~A było tak miło, gdy siedziałaś cicho. Poza tym, świetnie panuję nad wszystkim.

~Właśnie widzę. Siedzisz zamknięta w pokoju, który jest antymagiczny, stworzony specjalnie do osłabienia i więzienia magów. Nie masz pojęcia jak się wydostać, w dodatku słabniesz z każdą chwilą.

~Zgaduję, że ciebie ta sytuacja bawi?

~Odrobinę, jednak bardziej czuję zniesmaczenie. Masz dzięki mnie wielką moc, której nie umiesz używać.

~Umiem używać mocy.

~Powierzchownie, nigdy nie uwolniłaś mojej całej potęgi.

~Ty używałaś jej żeby zniewolić i rządzić światem, ja nie mam takiej potrzeby, oraz zamiaru tego robić.

~Nie masz wyboru, kiedyś przejmiesz moje dziedzictwo.

~To moje życie, i ja zdecyduję co będę robić.

~Jesteś moim wytworem, drugą mną. Ja cię stworzyłam, żebyś dokonała zemsty i zniewoliła świat. Dopóki ty żyjesz, ciemność nie zniknie.

~Nie martw się, za jakiś czas umrę ze starości.

~Tutaj się mylisz. Ty nigdy nie umrzesz, nawet gdy ktoś cię zabije, powstaniesz z cienia. Wszechświat nie ucieknie od mojej zemsty, ty nie uciekniesz od tego, po co cię stworzyłam. Mówią, że każdy jest panem swojego losu, ale twój jest wyznaczony od początku.

~Przestań! Powiesz mi jak się wydostać, czy koniec rozmowy?

~Stwórz wielką kulę ciemności i zniszcz drzwi.

Powoli podniosłam się z podłogi, i odeszłam kilka kroków od drzwi.

Skup się, skup się Morgan.
Spojrzałam na drzwi, i uniosłam przed siebie ręce.

-Kula ciemności. - szepnęłam, a wokół moich dłoni pojawiła się czarno-fioletowa energia, która rosła z każdą chwilą. Gdy jej średnica wynosiła już ponad metr, strzeliłam nią prosto w drzwi, które pod wpływem mocy, wyleciały z zawiasów i roztrzaskały się na kawałki. Czym prędzej opuściłam pokój.

Kiedy znalazłam się na korytarzu, poczułam wyraźną ulgę, i odzyskałam siły. Zaczęłam biec w nieznanym mi kierunku, jednocześnie starałam się unikać demonów. Jednak po drodze wpadłam na kilku, których załatwiłam mocą.

W pewnym momencie usłyszałam ciche krzyki, które zapewne dochodziły z daleka. Zaczęłam biec w ich kierunku, jednak po chwili stanęłam.

- Będę mieć cholerne odciski - parsknęłam. Schyliłam się, rozpięłam klamerki na butach, i ściągnęłam szpilki, które wzięłam do rąk, a następnie wróciłam do biegu. - Od razu lepiej.

Z każdym przebiegniętym metrem, krzyki stawały się coraz głośniejsze. Były niczym wrzaski torturowanych, potępionych dusz, które błagały o pomoc.

Nagle, w oddali dostrzegłam znajome wrota do sali, w której był Szczyt. To stamtąd dobiegały krzyki.

Przecież wszyscy uciekli z sali, strażnicy ich wyprowadzili! Chyba, że demony spowrotem ich tam przyprowadzili.

Wrota były lekko uchylone, a że środka dobiegały okropne krzyki, oraz zapach krwi. Powoli uchyliłam drzwi, i zaczęłam przemieszczać się w stronę głównej sali. Już z oddali dostrzegłam, że w pokoju odbywa się zbiorowa egzekucja. Wszyscy tam obecni byli schwytani i ustawieni w kolejkę do egzekucji. Obok kolejki, również spętani, stali Kevin, Regan i Brandon.

Czyli to jest ten moment, w którym muszę się ujawnić?

- Morgan, co ty robisz? - zapytał głos za mną.

Przestraszona odwróciłam się gotowa do walki.

- Aiden - wzięłam oddech - Nie strasz mnie tak, gdzie byłeś? - zapytałam, chowając się do wnęki w ścianie.

- Walczyłem. Dlaczego tu jesteś? Powinnaś uciec - odpowiedział pustym głosem.

- Muszę ochronić chociaż część polityków, oraz pokonać demony. Nie mogę wiecznie się chować, teraz czas się ujawnić - powiedziałam pewna siebie.

- Nie rób tego, nie wolno ci - rozkazał Aiden i ścisnął mój nadgarstek.

- Nie będziesz mi rozkazywał - parsknęłam i w tym momencie poczułam, że obraz się rozmywa, a moje nogi robią się miękkie. Przed upadkiem na ziemię, ochorniły mnie męskie.

- Za dużo z tobą kłopotów - powiedział zanim całkowicie straciłam przytomność.

No i jest. Dzisiaj. Kolejny. Rozdział. Znowu. Lubię. Kropki.

I to by było na tyle szaleństwa.
Przepraszam, za błędy, nie chciało mi się sprawdzać rozdziału, teraz marzę jedynie o wannie z cieplutką wodą 😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top