10. Bez problemów.
Wigzza To z Twojego powodu rozdział ten jest dziś XD
Moje modlitwy zostały wysłuchane, byli w pokoju Brandona.
- Nie mamy czasu, uciekamy teraz, albo nigdy - powiedziałam.
- Morgan? Wybacz, nie widzę gdzie jesteś - powiedziała Regan machając rękami w powietrzu.
- Muszę rozkręcić siatkę klimatyzajcyjną - powiedziałam.
- Jakim cudem ty cokolwiek widzisz? - spytał Kevin.
- Ludzie mają bardzo dobry wzrok, lepszy od Vessanów - powinnam dostać order kłamcy roku. Istoty z Vessy miały dużo lepszy wzrok.
- Na szczęście - powiedziała Regan.
Zaczęłam szukać odpowiedniego śrubokrętu. Spojrzałam na swoją otwartą pudernicę.
- Ajj! - zapiszczałam.
- Co się stało? - zapytał Aiden.
- Pająk - powiedziałam, które to już kłamstwo? Nie wiem.
Zapiszczałam, bo moje oczy były czarne, a w nich mieniły się fioletowe iskierki. Na początku myślałam, że to nie moje oczy, tylko ktoś stoi za mną. Zresztą przyznajcie, zobaczyć takie oczy w nieprzeniknionych ciemnościach, powoduje lekki dyskomfort i niweluje resztki poczucia bezpieczeństwa.
Wzięłam oddech i złapałam kilka krzyżaków. Szybko zaczęłam próbować każdym przekręcić śruby. Dopiero przedostatni okazał się być wybrańcem losu.
Jak najszybciej umiałam odkręciłam śruby. W każdej chwili mogli włączyć światło.
- Gotowe, idziemy - powiedziałam - Idźcie za mną i nie zabijcie się po drodze.
- Nic nie widzę, ale jestem prawie pewny, że ona się uśmiecha - powiedział Brandon.
Weszłam do klimatyzacji, i zaczęłam się czołgać. Nie czułam strachu, znałam te tunele. Po przeczołganiu się kilka metrów, zatrzymałam się.
- Żyjecie? - zapytałam.
- Taa - odparła Regan - Poza tym, że boję się ciemności.
- Nie jest tak źle - odparł Brandon.
- Mów za siebie, jestem magiem światła i nie przepadam za ciemnością - odpowiedział Kevin.
- Mógłbym zrobić kulę ognia, ale mam bransoletkę - powiedział Aiden.
- Później wam je zdejmę! Narazie skupmy się na pokonaniu tunelu wentylacji! - krzyknęłam na nich. Od razu zamilki.
Czołgałam się dalej, nic nie sprawiało mi kłopotu. No może, delikatnie torebka, ale to nie było bardzo uciążliwe. Nasłuchiwałam odgłosów, które mogłby oznaczać, że ktoś jest w pobliżu.
- Ej! Mam nadzieję, że nie jedliście dużego śniadania, bo nie chcę żeby wam się to pod tyłkiem zawaliło, mówię o tobie Regan - powiedziałam z uśmiechem.
Chłopcy również się zaśmiali. Zawsze lubiłam nasze wyzywanie się, ponieważ ani ja, ani Regan nie brałyśmy tego na serio.
- A ciebie te kości nie gniotą, powinnaś zostać w domu, bo jeszcze się połamiesz - jestem pewna, że wystawiła język!
Naszą "kłótnie" przerwał dobrze znany mi widok, koniec tunelu. Teraz środek.
- Wychodzimy środkowym wyjściem - powiedziałam.
- Morgan zapomniałaś, że my kurna nic nie widzimy - odpowiedział Kevin.
- Idźcie za moim głosem - odparłam.
Odkręciłam śruby i wyrzuciłam kratę. Całkiem spory hałas, ale mam nadzieję, że nikt się nie zorientuje.
- Szybko! - pośpieszyłam przyjaciół.
Powoli wygramolili się z tunelu.
- A podobno to ja nie mam kondycji - powiedziałam i poprawiłam włosy.
Gdy wszyscy wyszli (lub wypadli) z klimatyzacji, wyjęłam klucz i delikatnie przekręciłam w drzwiach. Byłam zestresowana, ktoś ma teraz dyżur, bo wystartowaliśmy wcześniej. Najciszej jak się dało otworzyłam drzwi i rozglądnęłam się.
Czysto.
Kamień spadł mi z serca, dosłownie.
- Prosta droga, biegniemy do drzwi wyjściowych - powiedziałam i wybiegłam z pomieszczenia. Nie wiem jakim cudem, biegłam najszybciej. Adrenalina robi swoje. W kilka sekund znalazłam się przy drzwiach, przyjaciele o dziwo, ani razu się nie przewrócili.
- Czekaj Morgan! Wyłącz bransolety, jak wyjdziemy w nich z budynku to wybuchnął nam nadgarstki - powiedział Aiden.
Wyciągnęłam pilot i wyłączyłam nim ich bransolety. Niestety nie mogłam wyłączyć całemu więzieniu, gdyż pilot działał z odległości maksymalnie pięciu metrów.
Wszyscy zerwali swoje bransolety.
- Okej? - zapytałam.
Aiden stworzył mały płomień i kiwną głową.
- Są osłabione, ale działają - powiedziała Regan.
- Teraz do drzwi - powiedziałam i wyjęłam ostatni klucz.
Pasował idealnie, szybko otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Pobiegłam w kierunku bramy wyjściowej, która zawsze była otwarta.
Teraz to był czysty sprint i walka z czasem. Gdy już zbliżaliśmy się do bramy, drzwi nagle się zamknęły.
- Stąd nie ma ucieczki - usłyszałam męski głos.
- Aleksy - odwróciłam się.
Stałam ramię w ramię z przyjaciółmi, a na przeciwko nas było dziesięć demonów. Mogło być gorzej.
- Wracajcie do cel, zanim zrobi się nieprzyjemnie, a ty Morgan Smith, zobaczysz czym się kończy zdrada - powiedział Aleksy.
- Jaka Morgan Smith? - zapytał mnie Aiden.
- Moje wymyślone nazwisko... No co? Wiesz, może porozmawiamy o tym kiedy indziej - powiedziałam.
Mimo iż było ciemno, a na niebie były chmury, można było zobaczyć sylwetki postaci, no chyba, że jesteś mną, to możesz zobaczyć wszystko.
-To jak? Po dobroci czy siłą? - zapytał.
- Zawsze lubiłam wyzwania - powiedziała Regan. Stworzyła kolec lodowy z wody i rzuciła nim w Aleksego, który zrobił unik. Tak rozpoczęła się walka.
Całą drużyną rzuciliśmy się na demony. Regan używała magii wody, co sprawiało jej duży kłopot. Ich magia była osłabiona, nie mieli czasu na regenerację mocy. Kevin strzelał promieniami światła, a Brandon wezwał atrybut (katana).
Oczywiście cudowna panna Morgan nie umie walczyć wręcz, więc ciągle obrywała. Omijanie zajęć sportowych było błędem. Nagle ktoś rzucił mną o beton
Ciemna materia.
Wokół naszych wrogów pojawił się dym. Strasznie kręciło mi się w głowie, dlatego niestety nie patrzyłam na ich ostatnie tchnienie. Odnoszę wrażenie, że reszta była zdezorientowana całą tą sytuacją.
- Morgan! Nic ci nie jest? - zapytał Aiden i momentalnie znalazł się przy mnie.
- Oprócz tego, że rąbnęłam głową w beton? Zarąbiście się czuję - powiedziałam z głupawym uśmiechem.
- Nie wyrażaj się Morgan - odparł. - Dasz radę wstać? - zapytał.
- No jasne - odpowiedziałam i wstałam na nogi, lekko się chwiałam gdyż zawroty głowy nie minęły - Chodźmy do mojego starego domu, jest na skraju miasta, w lesie, nikt nas nie znajdzie - zaproponowałam.
- Polecimy na moim smoku - powiedział Aiden i przywołał Ognistego.
- Hej Ognisty! Pamiętasz mnie? - zapytałam tuląc się do jego atrybutu. Smok wrzucił mnie na swój grzbiet, zaraz za mną usiadł Aiden, a potem reszta.
- Mogę prowadzić? - zapytałam Aidena.
- Zgoda, ale z moją pomocą - powiedział. Chwyciłam coś na kształt lejcy, a Aiden złapał moje ręce. Bogowie mnie wysłuchali!
Wzbiliśmy się w powietrze, a ja delikatnie przytuliłam się do chłopaka, który o dziwo się nie odsunął. Może on też coś do mnie czuje?
Nie rób sobie nadzieji.
Zasnęłam tuląc się do jego ręki.
***
Obudziłam się w swoim starym łóżku. Chwila? Co ja robię w moim starym łóżku? Poczułam tępy ból głowy. Pamiątka po spotkaniu z betonem. Byłam we wczorajszych ubraniach. Szybko weszłam do łazienki. Wyglądałam źle, wzięłam prysznic i umyłam włosy.
Następnie ubrałam czarne legginsy, oraz białą bluzkę z baskinką, natomiast włosy zostawiłam rozpuszczone.
Zeszłam do salonu, w którym byli wszyscy. Aiden i Kevin ubrani w normalne ciuchy, a Regan i Brandon paradowali w piżamie.
- Jak się dostałam do pokoju? - zapytałam.
- Aiden cię zaniósł gdy spałaś, powiedział Kevin nawet na mnie nie patrząc.
- Co ty masz z oczami?! - krzyknęła Regan, a wszyscy momentalnie na mnie spojrzeli.
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam.
- One są czarne - odparła Regan.
Pobiegłam do łazienki. Jak ja mogłam nie zauważyć?! Są takie jak wczoraj.
~Teni, Tene, powiedz mi jak się tego gówna pozbyć!
~Jesteś taka młoda, taka głupia. Czarna materia zmienia kolor oczu, trwa to dziesięć godzin po użyciu mocy. Z tego co widzę zostało ci kilka minut.
Dobra wiadomość, mogę te kilka minut tutaj posiedzieć.
***
Spojrzałam w lustro, nareszcie. Myślałam, że zostaną czarne na zawsze. Zeszłam na dół i szykowałam wymówkę.
Wszyscy na mnie spojrzeli.
- Co to było? - zapytał Brandon.
- Soczewki kontaktowe, takie dla ludzi. Żeby wzmocnić efekt lepszego widzenia w ciemności - powiedziałam z uśmiechem. Naprawdę? Nie mogłam wymyślić nic lepszego.
- Kłamiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top