Rozdział 44 -
- Zamówimy firmę sprzątającą. - pociesza mnie Tomek, patrząc na bałagan w salonie. I kuchni. W ogóle na całym parterze.
Jest sobotnie popołudnie, a my zdążyliśmy jedynie obudzić się i doprowadzić do stanu używalności. Ostatnich gości poprzedniego wieczoru pożegnaliśmy grubo po północy, a później padliśmy ze zmęczenia. Tradycyjnie, wszyscy razem. Nie wiem kto był na tyle przezorny, by w sypialni Tomka uformować jedno wielkie legowisko na sześć osób, ale należy mu się medal, bo po skończonej imprezie każde z nas resztkami sił zmieniło ubrania na wygodniejsze. Spotkaliśmy się ponownie w nadziei, że zdołamy coś jeszcze zrobić, ale po mniej niż dziesięciu minutach każde z nas już spało.
- Cholera, nigdy więcej takiego spania. - wzdycha Patryk, rozcierając sobie zesztywniały kark. Poprawia się, gdy rzucam mu piorunujące spojrzenie. - Oczywiście nie ma nic lepszego niż budzenie się obok ciebie, kochanie.
Parskam śmiechem. Wybronił się.
Tomek wytrzasnął skądś numer do firmy, której ekipa przyjechała po mniej-więcej godzinie i bez szemrania wzięła się do roboty. Co prawda trzy panie w średnim wieku rzucały nam nieprzychylne spojrzenia w stylu "ah, te bogate dzieciaki!" , gdy snuliśmy się na wpół przytomni po domu, ale głośno nic nie powiedziały.
Trzy i pół godziny później było po wszystkim. Postanowiłam nie pytać, ile brat zapłacił za tą usługę, ale sądzę, że była warta każdych pieniędzy. Większość powierzchni płaskich lśni czystością, a stos nierozpakowanych dotąd prezentów stoi dumnie i stabilnie, wreszcie nie grożąc zawaleniem.
Z trudem podnoszę się z kanapy. Czuję, że w kolanach mi strzyka.
- Starość nie radość, prawda siostrzyczko? - kpi Tomek, słysząc te dźwięki zwiastujące reumatyzm.
Żałuję, że nie mam śmiercionośnego lasera w oczach.
- Czas to rozpakować. - oznajmiam.
W odpowiedzi słyszę przeciągły jęk Karoliny.
Przygotowujemy się do otwierania prezentów bardzo profesjonalnie. Wyciągamy z szafki na środki czystości ogromne worki na śmieci i rozsiadamy się wygodnie na świeżo wyczyszczonym dywanie. Patryk i Luka wstają co jakiś czas i przynoszą nam kolejne paczki do otworzenia.
Nie sposób zliczyć, ile flakonów perfum, oryginalnych ramek na zdjęcia i sztuk biżuterii znajdujemy. Są też książki. Patrząc na tytuły wiem, że Patryk maczał w tym ręce, przynajmniej w mojej części. Chyba nikt z zaproszonych nie zna mnie dość dobrze, by samemu tak trafnie wybrać.
- Hej, zobacz! - woła moja podekscytowana siostra, obracając w moją stronę ramkę do formatu A3. Moim oczom ukazuje się rysunek, portret nas dwóch. Uśmiechamy się, chyba przytulamy do siebie.
- Ej, to mój patent! - oburzam się.
Wynalazłam tą metodę jakiś czas temu. Jeśli nie wiedziałam, co kupić osobie, której byłam zobowiązana dać prezent, prosiłam jej bliskich o jakieś ładne zdjęcie i kopiowałam je, a później wręczałam jako najbardziej oryginalny podarunek z możliwych.
- To co teraz robimy? - pyta Luka, wrzucając do worka (trzeciego z kolei) ostatni skrawek papieru do pakowania. Co ładniejsze torby i pudełka postanowiliśmy zatrzymać i do czegoś wykorzystać.
W odpowiedzi zostaje obrzucony spojrzeniami godnymi wariata.
Drogą głosowania decydujemy, by zostać przed telewizorem i żywić się resztkami z zamówionego na przyjęcie jedzenia - którego swoją drogą jest znacznie więcej, niż termin "resztki" mógłby wskazywać - dopóki nie wrócą matka i Andrzej. A oni mają się pojawić za dwa dni.
Niezły plan.
Oczywiście, odbywa się też wojna o wybór filmu. Maria nalega na jakąś komedię romantyczną, chłopcy natomiast domagają się obejrzenia powtórki meczu, który przegapili poprzedniego wieczoru. Ostatecznie Tomek ulega Włoszce i cała sportowa opozycja się wali. Oglądamy komedię.
Ze smutkiem zauważam, że Gloria jako jedyna przytula się do poduszki zamiast do żywej osoby i ze smutkiem popatruje na Tomka.
No tak. Luka jest za młody na jej obiekt westchnień, Patryka nie ruszyłaby za żadne skarby świata, więc, odcięta od świata zewnętrznego uznała, że czas ulokować swe uczucia w moim przybranym bracie. Wiem, że już wcześniej wpadł jej w oko, ale hormony musiały dodatkowo spotęgować to zauroczenie, tym bardziej, że w swojej sytuacji dziewczyna musiała podświadomie szukać stabilizacji.
Postanawiam porozmawiać o tym z Tomkiem, ostrzec go jakoś.
Ale później. Najpierw odpocznę w objęciach swojego chłopaka.
Dwie godziny później nie jestem już taka pewna, czy decyzja o czekaniu była właściwa. Zapomniałam, a może raczej nie chciałam pamiętać, że Gloria nie należy do osób nieśmiałych. Jeśli czegoś bardzo chce i czuje się wystarczająco pewnie, sięga po to. A ja przecież kazałam jej czuć się jak u siebie w domu.
Musiałam zapaść w drzemkę, bo drgam niespokojnie, kiedy dobiegają mnie włoskie okrzyki i łamane odpowiedzi. Jednocześnie zbliża się tupiący odgłos. Chwilę później mija mnie Glo. Porywa ogromną poduchę spod moich stóp, sadowi się na podłodze z plecami opartymi o kanapę i przyciska do siebie element dekoracyjny. Wygląda jak dziecko z chorobą sierocą. Zanim zdążę zapytać ją, co się stało, krzyki przenoszą się bliżej.
To Maria robi awanturę Tomkowi. Chłopak chyba próbuje się bronić, gestykuluje w charakterystyczny sposób i... dostaje z plaskacza w twarz. Słyszę wyraźnie ten mokry dźwięk, gdy dłoń dziewczyny odbija się od jego policzka.
- Traditore - brunetka niemal opluwa go tym słowem. Glorii posyła spojrzenie, od którego ta kuli się jeszcze bardziej, po czym wychodzi, z gracją odrzucając swoje długie lśniące włosy na plecy. Jak ona to robi, że zawsze wygląda tak zniewalająco?
- Co tu się stało, do cholery? - Patryk ubiega mnie z pytaniem. Porusza się niespokojnie, wysuwając udo spod mojej głowy. Ten gest oznacza u niego wzburzenie, potrzebę swobody w gestykulowaniu. Gwałtownym, włoskim gestykulowaniu.
Tomek porusza ustami, jakby próbował coś powiedzieć, ale nie mógł.
- Pocałowałam go. - odzywa się cichym głosikiem Gloria, na którą przestaliśmy zwracać uwagę.
- Co zrobiłaś? - krzyczę.
- Pocałowała mnie. - powtarza mój starszy brat. - A Maria to widziała...
- Przepraszam. - piszczy czarnowłosa dziewczyna.
- Co mi po twoim przepraszam? - chłopaka opuszcza zdziwienie, jego miejsce zajmuje wściekłość. - Maria...
- Się na ciebie wkurzyła. Łapię. Ale to nic takiego. - próbuję bronić przyjaciółki.
Patryk odchrząka.
- A kto dał mi w twarz, bo zobaczył jak żegnam się z kuzynką?
- Ale ja cię biję cały czas, to coś innego. - zbywam go.
Pozostawia moją wypowiedź bez komentarza.
- Mogę z nią porozmawiać. - proponuje zamiast tego. - Ale nie wiem czy to pomoże. Ta dziewczyna ma temperament.
Oj tak, wiemy. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto trzaskałby drzwiami na tyle różnych sposobów.
Więc Patryk został oddelegowany do uspokojenia swojej kuzynki. Po cichu zaczęłam planować jego pogrzeb, bo nie byłam pewna, czy wróci z tej misji w jednym kawałku. Maria potrafi być diabłem wcielonym. Ja natomiast dostałam za zadanie odciągnięcie Glo w drugi koniec domu.
Mój wybór pada na pralnię. To małe pomieszczenie na poddaszu. Mieści się tu pralka, suszarka, dwa kosze na brudne ubrania, kilka dużych misek, szafka z proszkami i płynami do prania oraz jeden stołek. Pod sufitem wisi kilka drążków od staromodnej suszarki. Zdecydowanie nie jest do pokoik, w którym możnaby przebywać trochę dłużej. Nawet gdyby było tu więcej miejsca, zapach chemikaliów natychmiast powoduje chęć kichania.
- Glo... - odzywam się spokojnym głosem. - Coś ty zrobiła?
- Kazałaś mi uregulować wszystkie relacje...
- Myślisz, że to pomogło cokolwiek uregulować? Wywołałaś jeszcze większy chaos.
- Nic na to nie poradzę. - wzrusza ramionami. - To nie ja.
- To niby kto?
- Moje hormony.
- Że co? - dziwię się.
Ponownie wzrusza ramionami, tym razem na dodatek się rumieni.
- U niektórych kobiet tak jest. Hormony szaleją i... no wiesz... ma się pewne potrzeby...
Zgłupiałam. Że niby ciężarne kobiety zamieniają się w opętane seksem istoty?
- Nie wszystkie. - poprawia mnie Glo, a ja zdaję sobie sprawę, że jednak wypowiedziałam to pytanie na głos. - Ale to się zdarza częściej niż myślisz.
- Co z tym zrobić? - brnę dalej.
- Według niektórych blogerek o macierzyństwie to powinno niedługo ustąpić.
- A według reszty?
- Mogę mieć tak aż do rozwiązania.
O jasna cholera.
- Proszę, nie mów o tym nikomu. - błaga mnie dziewczyna. - Jakoś dam sobie z tym radę.
- A jak nie?
- Zamkniesz mnie w jakimś karcerze, żebym nie zdeprawowała twojego braciszka.
Śmieję się, słysząc tą propozycję.
Godzinę później Gloria przeprasza Marię w obecności nas wszystkich i obiecuje, że będzie się od Tomka trzymała z daleka.
Modlę się, żeby tej obietnicy dotrzymała.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top