Rozdział 3 - Czyja to wina?

- Jak było w szkole? - pyta matka, gdy tylko wchodzimy do domu. Ubrana w elegancką beżową sukienkę do połowy uda i szpilki w tym samym kolorze, z ułożonymi blond włosami i pełnym makijażem. Aż zaczynam się zastanawiać, co ta kobieta robi w ciągu dnia. Siedzi na sofie i podziwia paznokcie?

- Dobrze  - odpowiada Tomek.

- Źle. - stwierdzam. Zatrzymuję się na chwilę przy drzwiach, opieram jedną ręką o środek lustra na ścianie, zostawiając przy okazji piękny odcisk i zrzucam glany.

Jeden chyba trafił w stopę mamę, bo się krzywi.

Olewam to i idę w stronę schodów do swojego pokoju.

- Fantastycznie! - słyszę za plecami radosny głos Karoliny. - Widziałam się z Anią i ona też miała fajne wakacje i...

- To wspaniale, kochanie. - mama cieszy się razem z nią.

Zaciskam zęby tak mocno, że powinny już popękać.

Kiedyś mówiła "kochanie" tylko do mnie.

Wchodząc do pokoju, wypuszczam trzymane do tej pory w płucach powietrze. Nie zamierzam płakać. Skończyłam z tym dawno temu.

Sypialnia jest... cóż, po pierwsze ogromna. Cztery razy większa niż mój stary pokój. Stoi tu wielkie łóżko z masą poduszek. Już na początku przemalowałam jego ramę na ciemnobrązową, podobnie jak spore biurko z litego drewna. Całą masę poduszek obiłam czarnym materiałem. Leżący na środku puchaty dywan też przefarbowałam. Nie podobał mi się, tak samo jak wstrętne różowe ściany, które kilka godzin po przeprowadzce pokryłam białą farbą. Teraz stopniowo zapisywałam na niej markerem różne cytaty i aforyzmy.

W pokoju są tylko cztery dobre rzeczy : duża garderoba, w której mogę trzymać wszystkie SWOJE ciuchy - to co zastałam i nie było czarne, szare, granatowe, białe albo mi się nie podobało, od razu wyrzuciłam - i kolekcję glanów w każdym możliwym kroju i kolorze. Mam tam nawet te z łańcuchami, ćwiekami i na koturnie.

Oprócz tego mam własną łazienkę. Ta na szczęście od początku była czarno-fioletowa, więc nie musiałam wiele zmieniać. Najbardziej jednak kocham tą ścianę po lewo od drzwi - jest długa na jakieś sześć - siedem metrów, wysoka na trzy metry i cała w półkach, które regularnie zapełniam książkami. Mam nawet specjalną drabinę, taką jak w bibliotekach, żebym mogła sięgnąć po najwyżej ustawione egzemplarze.

Pod jednym z okien, obok drzwi na mój osobisty taras, stoi stary, skórzany fotel. Nie pasuje do reszty wnętrza, ale jest mój - wygodny, wysiedziany tam gdzie trzeba i bardzo miękki. Kiedyś należał do mojego ojca. To jedna z niewielu rzeczy, które pozwolono mi przywieźć z dawnego domu.

Rzucam plecak na podłogę u stóp fotela. Sięgam ręką na parapet za mną i biorę stamtąd książkę, którą czytałam rano. To "Duma i uprzedzenie" Jane Austen. Zabawne, że akurat ja, dziewczyna zupełnie antyromantyczna i twardo stąpająca po ziemi jest największą żyjącą fanką powieści, bądź co bądź, o małżeństwie.

Przewracam kartki, szukając miejsca, w którym skończyłam, ale mój brzuch przypomina mi o sobie głośnym burczeniem.

No tak, nie jadłam nic przez cały dzień. W szkole odmówiłam pójścia z Tomkiem i Karoliną na obiad.

Schodzę więc na dół, do kuchni. Jest pusta. Dopiero co minęła piętnasta, a dziwnie wczesną kolację podaje się w tym domu dopiero o siedemnastej. Wyjmuję z lodówki składniki potrzebne do zrobienia makaronu z warzywami.

- Co jemy? - pyta nonszalancko mój przyrodni brat, zbliżając się do mnie. - No nie, znowu zielsko? - marudzi, widząc produkty leżące na blacie. - I jeszcze tofu?

- Jak ci się nie podoba, to idź stąd, barbarzyńco. - odpowiadam zirytowana.

- Nie ma mowy. - protestuje. - Po tofu zazwyczaj robisz ciasteczka czekoladowe. Są za dobre, żebym je przegapił.

- Czy ty mnie właśnie pochwaliłeś?

- Nie jestem taki zły, jak ci się wydaje. - zapewnia mnie.

- Niee - przyznaję, przesadnie akcentując sylaby. - Ty tylko jesteś zboczeńcem z kazirodczymi skłonnościami.

Bierze mnie na mdłości, gdy przypominam sobie popisy chłopaka z początku wakacji.

- Nie wybaczysz mi tego? - pyta.

- Pomyślmy... - udaję, że się zastanawiam. - Nie!

- Przecież obiecałem ci, że się uspokoję i się uspokoiłem.

- Jakiś ty tępy... - wzdycham. - Tu nie chodzi o to, że się do mnie dobierałeś, dupku.

- To o co? - wzdryga się, słysząc wulgaryzmy z moich ust.

- Zastąpiłeś mnie swoją siostrą. Teraz to ona jest kochaną córeczką mamusi.

- Maja, mówiłem ci, że mała miała trudne dzieciństwo. - przypomina mi chłopak.

- Gówno mnie to obchodzi! - krzyczę, wbijając nóż w deskę do krojenia. - Moje też nie było usłane różami.

- Ale miałaś pełną rodzinę. - odparowuje szubko.

Trafił w mój czuły punkt. Zamachał płachtą przed nosem byka.

- A wy wszystko zniszczyliście!

- Nie możesz obwiniać nas o śmierć swojego ojca! - broni się chłopak.

- Jesteś pewien? - pytam sykliwie. - Przecież to ta wasza pojebana mamuśka spowodowała wypadek!

Chłopak cofa się jak poparzony.

- Więcej tak o niej nie mów. - prosi mnie cicho. Słyszę złamaną nutę w jego głosie. Postanawiam zaatakować i ciąć jeszcze głębiej.

- O tej wariatce? - upewniam się. - Psychopatka zabiła mi ojca! Bo co? Bo się uchlała! Bo była naprana jak patefon! Gdybyście ją trzymali na smyczy, do niczego by nie doszło!

- Odpierdol się od mojej matki! - rozkazuje mi, wreszcie wybuchając. Na to czekałam. Rozkoszuję się tą rozpaczą, gniewem buchającym od niego. Emocje są niemal namacalne.

- Najpierw ty odpierdol się od mojego ojca! - wrzeszczę. Rzucam mu w twarz ścierkę, którą chwilę wcześniej wycierałam ręce i wybiegam z pomieszczenia. Przeskakując po dwa stopnie na raz, pędzę po schodach, docieram do swojego pokoju i zamykam drzwi na klucz, bo wiem, że matka słyszała kłótnię i zaraz przyjdzie prawić mi kazania.

Nie mylę się. Już po chwili kobieta szarpie za klamkę i krzyczy, żebym ją wpuściła.

Nic z tego.

Włączam muzykę. Wiem, że nikt poza mną nie przepada za zespołem Rammstein, dlatego ich utwory idą na pierwszy ogień. Z początku dźwięki cicho sączą się z potężnych głośników, które dostałam w prezencie od gospodarza domu - sam jest sobie winien - ale w miarę, jak matka woła, podkręcam i podkręcam głośność, aż wszystko inne znika, zastąpione ostrym śpiewem Tilla Lindemanna.

Wreszcie mogę się uspokoić.

Zaczynam rozpamiętywać słowa, które do siebie wykrzyczeliśmy i dopadają mnie wyrzuty sumienia. Nie cierpię mojego przyrodniego brata, ale wiem że postąpiłam nie fair. W końcu on też stracił matkę. Co z tego, że kiepską?

Po wypadku tata przez kilka dni odpoczywał w domu. Prosiłam, błagałam, tłumaczyłam, że powinien jechać do szpitala na badania, ale mnie nie słuchał. Uważał, że czuje się dobrze... Wiedziałam, że coś poważnego mu się stało, ale nie chciał wydawać pieniędzy. Tak bardzo się uparł, że zbierze pieniądze na wyjazd dla mnie... to miała być nagroda za dobre wyniki w nauce... Tak, czy inaczej, trzeciego wieczora od zdarzenia ktoś zapukał do drzwi naszego domu. Był to prawnik wynajęty przez rodzinę poszkodowanej w tamtym zderzeniu. Okazało się, że kobieta zginęła na miejscu, a jej mąż, chcąc uniknąć rozgłosu, proponował załatwienie sprawy pod stołem, bez udziału policji i firm ubezpieczeniowych. Nie tylko mi pachniało tu przekrętem, bo tata grzecznie odrzucił taką możliwość. Nie chciał przyjąć oferowanych w zamian za milczenie pieniędzy.

Pieniędzy, za które mógłby mnie wysłać na wymarzony obóz.

Pieniędzy, które pozwoliłyby mu zrobić te przeklęte badania.

Ivan Moody śpiewa refren, prosząc ojca o wybaczenie* a po moim policzku spływa pojedyncza łza, pierwsza od wielu tygodni.


Można by pomyśleć, że o śmierć ojca obwiniam moją matkę. Albo nowe rodzeństwo. Albo ich matkę, bo to ona w rzeczywistości prowadziła swój samochód po pijaku. Ale prawda jest inna. Tak jak Ivan, błagam swojego ojca o wybaczenie, bo to wszystko moja wina. Gdybym nie miała tak wielkich zachcianek, gdybym nie zażyczyła sobie tego wyjazdu, nie musiałby brać dodatkowej pracy jako taksówkarz. Nie znalazłby się tam wtedy. A nawet jeśli, to gdyby nie ja, miałby pieniądze na zrobienie tomografii.  Gdyby nie ja, mój tata nadal by żył.

Leci kolejna łza, a za nią następne. W końcu nie jestem już w stanie się powstrzymać, męczy mnie ciągłe ocieranie policzków, a szloch wyrywa się z gardła. Jeszcze mocniej podkręcam głośność, tak że mi samej zaczyna ona sprawiać ból i na przemian śpiewam razem z zespołem albo wyję z bólu. Przestaję się przejmować, i tak nikt w tym jazgocie mnie nie słyszy. Nikt się nie przejmie.

Nie wiem kiedy i jak, ale zmęczenie jest silniejsze ode mnie. Nie zwracając uwagi na hałas, zasypiam.


* Ivan (Ghost) Moody - wokalista zespołu Five Finger Death Punch, chodziło mi tu o fragment piosenki "Remember everything" :

I'm sorry, I wasn't good enough
Dear Father, forgive me
Cause in your eyes, I just never added up
In my heart I know I failed you, but you left me here alone


W przekładzie na polski:


Przepraszam, że nie byłem wystarczająco dobry
Drogi ojcze, wybacz mi
Bo w twoich oczach nigdy nie byłem dobry
W głębi serca wiem, że was zawiodłem, ale wy zostawiliście mnie tutaj samego.


W mediach macie teledysk do tej piosenki. Proszę, obejrzyjcie go w całości. Polecam wam ten i inne utwory zespołu, na mnie działają... w niesamowity sposób.

Do zobaczenia wkrótce :)






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top