Rozdział 15 - Nigdy nie jest za późno
Następnego ranka budzę się z głową na klatce piersiowej Patryka. Chłopak najwyraźniej nie śpi już od jakiegoś czasu i mi się przygląda.
- Dzień dobry. - wita mnie.
Mruczę coś w odpowiedzi.
- Jak się czujesz? - pyta.
Na moje policzki wstępują rumieńce. A jak mam się czuć? Po tym wszystkim...
- Sporo wczoraj wypiłaś. - przerywa mi. - Pomyślałem, że może cię boleć głowa...
Sięga ręką za siebie i bierze z szafki nocnej szklankę z wodą i tabletki. Posłusznie połykam lekarstwo, dziękując cicho.
- Co chcesz dzisiaj robić?
- Chyba musimy iść do szkoły. - przypominam mu. Zerkam na wiszący tuż pod sufitem zegar. - O cholera, dziewiąta. Spóźniliśmy się!
Skopuję pościel, wyskakując z łóżka.
- Hej, spokojnie! - woła za mną przyjaciel. - Nigdzie się nie spóźniliśmy.
- Jak to? - nie rozumiem.
- Andrzej wszystko załatwił. - wyjaśnia krótko. - Mamy dzisiaj wolne.
- My? - powtarzam.
- Taa... Jakiś tam biegły psycholog z policji uznał, że potrzebujesz zaufanej osoby...
- Wtajemniczyli cię. - domyślam się.
- Mhm. - przyznaje. - Andrzej zauważył, jak bardzo cię ostatnio ta sytuacja męczyła i... teraz jestem tak jakby twoim opiekunem.
- Świetnie. - fukam. - Ale nie łazisz ze mną na te imprezy?
- Nie.
- I dobrze.
- W cale nie. - protestuje. - Wolałbym być przy tobie.
- Nie wiesz, o czym mówisz.
Czuję otaczające mnie ramiona.
- Dlaczego mnie przytulasz? - pytam zdziwiona.
- Bo jesteś smutna.
- Nie brzydzisz się mną? - głos mi się załamuje.
- Nie. - kręci głową.
- Przecież wiesz, co tam wczoraj robiłam... - łzy lecą z moich oczu. - Wiesz, że jestem zwykłą dziwką...
- Nie płacz, bambina. - prosi. - Wcale tak nie jest. Zastanawia mnie tylko, jak tam trafiłaś?
- To długa i przygnębiająca historia. - pociągam nosem.
- Mamy czas. - zapewnia mnie chłopak. Kołysze mną lekko, cały czas trzymając w ramionach. To uspokaja.
- Serio chcesz wiedzieć?
Potwierdza skinieniem głowy.
- No dobra... em... No więc... To było po śmierci mojego taty. - zaczynam. - ja... eh, załamałam się trochę. Wiesz, najpierw przez kilka dni mieszkałam u chrzestnej, a jak już wróciłam... jak wróciłam do domu, zaczęłam się strasznie kłócić z matką. Talerze latały non stop. Szukałam nowych sposobów na wychodzenie z domu... i tak trafiłyśmy z Glorią na jedną imprezę, później drugą... poznawałyśmy nowych ludzi... Jakoś po miesiącu od Dnia Zero wpadłyśmy na dziewczynę o imieniu Kat. Wiesz, jak kocica czy coś... miała takie tatuaże, jak wzór na sierści tygrysa... Kat była pierwszą z nas, królową ciemności, a my jej księżniczkami. Stopniowo przerabiała nas na swoje klony i jakoś pod koniec marca zadebiutowałyśmy w jej towarzystwie... - zerkam ma Patryka, żeby ocenić jego reakcję. Siedzi spokojnie i słucha, więc kontynuuję. - Polubiłam te klimaty. Ta muzyka, te ciuchy, do których Kat zdążyła nas przyzwyczaić... No i tam nikt mi nie współczuł, tylko lał alkohol i nie pytał o wiek. Wreszcie mogłam wyluzować...
- Nadal nie rozumiem, jak trafiłaś na Flądrę i jego chłoptasiów.
- Ta... i tu sprawa robi się trochę przyciężka. Bo to było trochę tak, jak z ćpunem. Zaczyna od miękkich narkotyków, ale z upływem czasu potrzebuje coraz mocniejszych, żeby cokolwiek poczuć... Zaczęło nam się nudzić na imprezach dla zwykłych psychopatów... Szukałyśmy mocniejszych wrażeń.
- I tak trafiłyście na domówki con mafia?
- Mniej więcej. Najpierw Glorii wpadł w oko Flądra. Musiałam z nią łazić i tak poznałam Mareczka. Kilka razy dałam mu kosza, to go jeszcze bardziej nakręciło... uznał mnie za kolejne trofeum.
- A ta akcja z policją?
Wyjaśniam szybko, że po ostatnim wyjściu wpadłam i postawili mi ultimatum.
- Teraz już rozumiesz? - pytam na koniec.
Kiwa głową.
Jeśli mam być szczera, to jest mi lżej, gdy już zrzuciłam ten ciężar. Obserwuję teraz drobne zmiany w oczach Patryka. Coś jeszcze próbuje rozgryźć.
- To dlatego wtedy w hotelu... - domyśla się.
- Mieliśmy nie wracać do tego tematu. - burczę, niezadowolona.
- Zasługuję na odpowiedź. - upiera się.
- Tak. Masz rację. Wtedy już wiedziałam o planie aspiranta jakiegoś tam. Wiedziałam, co mnie czeka i... chciałam ten pierwszy raz przeżyć z kimś, na kim mi chociaż trochę zależy...
- Czyli jednak ci zależy! - triumfuje chłopak. Jak on się może cieszyć w takiej chwili.
- Nie w tym sensie.
- Rozumiem. - całuje mnie w głowę. - Ale mogłaś mi od razu powiedzieć.
- Mhm. Przepraszam. Nie za późno, żeby to powiedzieć?
- Nigdy nie jest za późno, bambina.
***
Następne tygodnie są dla mnie już łatwiejsze, bo mam wsparcie przyjaciela. Bez problemu wychodzę z domu, zaciskam zęby i wypełniam swoje obowiązki, wciąż przy boku gangstera. Udaję zakochaną. Szczęśliwą, że w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Chyba jak do tej pory Mareczek to kupuje. Zostaję tak długo, jak muszę, wyłapując największą możliwą ilość informacji, a gdy wykończona wracam do siebie, czeka na mnie Patryk.
Te powroty zazwyczaj wyglądają tak samo. Zastaję czasami chłopaka drzemiącego w fotelu, częściej jednak czuwa, gotów pomóc mi, jak tylko się pojawiam. Bywa tak, że ledwo powłóczę nogami. Wtedy przebiera mnie tylko w piżamę i kładzie obok siebie na łóżku. Następny dzień zawsze mamy wolny, oboje. Kończy się to tak, że pojawiamy się w szkole może dwa razy w tygodniu, nie więcej, mimo tego nikt nie robi problemów. Obstawiam, że dyrektor został wtajemniczony, przynajmniej w najmniejszym stopniu.
Mówię o tym tak lekko, spokojnie. Prawda?
Nie do końca.
Po pierwszych dwóch czy trzech "spotkaniach" z Mareczkiem byłam kompletnie rozbita. Odmawiałam jedzenia, nie chciałam rozmawiać nawet z Patrykiem, a tym bardziej ze wspomnianym psychologiem, którego Aspirancik oddelegował do mojej sprawy. Nie zdawałam raportów. Policjantów zaczął trafiać szlag. Wtedy Andrzej przypomniał sobie, jak on radził sobie z moim oporem.
Taa, znowu dałam się przekupić.
Zaczęłam traktować te "misje" jako swoją pracę. Nie, nie mówię tu o puszczaniu się. Ale zawsze na drugi dzień po uzyskaniu informacji przekazywałam je ludziom, którzy kierowali tą całą operacją, jak się okazało, zakrojoną na dość dużą skalę. Im cenniejsze były wiadomości, które zdobyłam, tym więcej kasy dostawałam. Usługi seksualne stanowiły tylko część moich obowiązków.
Sprzedajna suka.
Ale ta metoda na mnie działała. Pozbywając się emocji, byłam skuteczniejsza. A pod koniec drugiego miesiąca, czyli jakoś w listopadzie, było mnie już stać na miesięczną wycieczkę do Japonii.
Spieprzoną psychiką zajmę się później.
Piosenka w mediach to "Never too late" zespołu Three Days Grace.
Kochani, witam was ponownie. Rozdział dość pokrętny, sama nie jestem z niego zadowolona. Jeśli zauważyliście jakieś nieścisłości, piszcie śmiało ( prośba kierowana szczególnie do marakonikowa ). Mimo wszystko mam nadzieję, że podoba wam się to, co piszę.
Do zobaczenia wkrótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top