Rozdział 33 - Wspomnienia i teraźniejszość

- Maja?

W cichym szpitalnym pomieszczeniu zaspany głos chłopaka brzmi prawie jak wystrzał z karabinu. Nawet jeśli powoli już przysypiałam w zadziwiająco wygodnym fotelu przystawionym do łóżka Patryka, teraz natychmiast się podrywam i biorę go za rękę.

Natychmiast się uspokaja, przestaje uporczywie przeszukiwać pomieszczenie, a jego nie do końca przytomny wzrok spoczywa na mnie.

- Jesteś. - wzdycha z ulgą.

- Jestem.  - potwierdzam. - Jak się czujesz? Pamiętasz cokolwiek? - ja sama przy omdleniach zapominam, co się działo chwilę wcześniej.

- Si. - krzywi się chłopak. - Przepraszam za...

-Nie masz za co przepraszać! - uprzedzam go. - To ja namieszałam.

- Nie, to moja wina... Mogłem się nie obrażać.

- To normalne. - zapewniam go. - Miałeś rację, sporo ci w życiu namieszałam... Ale powinieneś mi powiedzieć, że czeka tu na ciebie dziewczyna.

- Tak... zaraz co? - umysł chłopaka wyrywa się z farmakologicznego zamroczenia. - Jaka dziewczyna?

- Maria.

Włoch wybucha śmiechem.

Nic z tego nie rozumiem.

- Przecież prosiłem Tomka... - mruczy. - Mamma mia, nie spotykam się z Marią.

- Więc kim ona jest? - pytam zirytowana. Nie lubię nic nie wiedzieć.

- Moją kuzynką.

Przyznaję, nie tego się spodziewałam. Maria kuzynką? Ale jak? To dlaczego zachowywali się jak para? Przecież ona go pocałowała i... Moment, to co z Luką?

- Nie wszystkie pytania na raz! - upomina mnie Patryk. Patrzę się na niego tępo. - Znowu myślisz na głos. - wyjaśnia.

Rumienię się.

- Sorki. - mamroczę. - Nie chciałam sprawiać problemu.

Zbieram się do wyjścia, ale chłopak mnie za- trzymuje. Niemalże zmusza mnie do pozostania w sali.

- Mam dość tych nieporozumień. - argumentuje.

Więc siadamy naprzeciwko siebie - on nadal pod kołdrą, ja w odległym końcu łóżka, tam gdzie powinny być nogi. Ta odrobina dystansu dobrze działa - i wyjaśniamy sobie wszystko od początku do końca. Ten numer z ciasteczkami, których w końcu nie zjadł, więc muszę zrobić dla niego kolejną porcję. I wreszcie, dlaczego od niego uciekam. Pod wpływem jakiegoś impulsu opowiadam Patrykowi o wszystkim, co widziałam i co przeżyłam, będąc z Mareczkiem. Dosłownie wszystko, każdy piekielny szczególik. Leją się łzy, wchodzimy sobie w słowo, krzyczymy na siebie przez dłuższy czas. Co dziwne, nikt z personelu nie reaguje na te nasze wrzaski - może wcześniej zostali uprzedzeni.

Albo Tomek siedzi wciąż w poczekalni i powstrzymuje pielęgniarki mające dobre chęci.

Tak, czy inaczej, wreszcie wiemy na czym stoimy.

Pozostaje tylko jeden temat:

- Co z Marią? - pytam schrypniętym głosem. Ponad godzina gadania dała o sobie znać, a dookoła ani śladu herbaty, która załagodziłaby sytuację.

- A co ma być? - zielonooki wzrusza ramionami. - Jest moją kuzynką.

- Nie wyglądało na to. - marudzę.

Moja reakcja spotyka się ze śmiechem chłopaka.

- Tutaj ludzie okazują sobie uczucia trochę inaczej niż na wschodzie, bambina. - przypomina mi. Aż mam ciarki, gdy słyszę to określenie. "Bambina". Dawno już tak do mnie nie mówił. - Nie jesteśmy tak oziębli.

- Wy się całowaliście! - wykrzykuję.

- W policzki. Stare ciotki w Polsce robią to samo.

- Skąd możesz wiedzieć? - prycham. - Nie wychowałeś się w takim środowisku.

Dociera do mnie, że mogłam go tym komentarzem zranić. Ale chyba nie dzisiaj, prawda? Nie po tych relacjach, jak to pieprzyłam się mafiozami.

- Pamiętam że kiedyś matka zabrała mnie na takie rodzinne przyjęcie. Chyba czyjeś imieniny.

Matka?

- Miałem trzy, może cztery lata. - ciągnie chłopak. Musi mówić o swojej biologicznej mamie. - Matka ubrała mnie w jakieś odświętne ciuchy, sama też była w niezłym stanie, bo przynajmniej nie śmierdziała piwem ani niczym takim. Na imieninach... jak to bywa na imieninach. Tradycyjne jedzenie, wódka leje się litrami. W końcu matka się schlała, a ja zostałem pod opieką przemiłych moherów. I tak aż do końca imprezy. A jak ktoś wychodził, to żegnał się z tymi ciotkami właśnie tak, całusami w policzki... Przez lata myślałem, że właśnie tak to powinno prawidłowo wyglądać.

Nie słychać żalu, gdy Patryk wspomina swoje dzieciństwo. Raczej obopólne zaskoczenie. Niewiele wiem o jego życiu sprzed bidula i do tej pory myślałam, że on po prostu niczego nie pamięta, a tu proszę, takie coś.

- Tak czy inaczej... - kontynuuje. - Maria i Luka są dziećmi siostry mojej mamy. Patricia jako studentka wyjechała do Polski, tam poznała swojego męża. Później, gdy urodziła się Maria, wrócili tutaj. To oni namówili rodziców, żeby szukali szczęścia w polskim bidulu. Wychowałem się ich dziećmi i tyle. Nie masz o co być zazdrosna.

- Nie jestem zazdrosna. - protestuję.

Patryk patrzy na mnie z ironią.

- Bambina, kogo ty oszukujesz? - pyta. - Zależy nam na sobie. Ja to wiem i ty to wiesz... Więc po co to wymigiwanie się?

- Bo zasługujesz na coś lepszego.

- Może właśnie ty jesteś tym czymś lepszym? -sugeruje, tracąc do mnie cierpliwość.

Już mam znowu się kłócić, ale mnie ucisza. Pocałunkiem. To jego najskuteczniejsza broń. Nachyla się nade mną. Rama metalowego łóżka wbija mi się w plecy, ale to nic. Trwamy tak i trwamy, dopóki ktoś nam nie przeszkodzi.

W drzwiach stoi zaskoczona pielęgniarka, za nią Tomek, który na zmianę tłumaczy nam, że próbował ją powstrzymać i kłóci się o coś z siostrą oddziałową. Ja, zawstydzona do granic możliwości, nic nie robię, natomiast Patryk rzuca tekst, który na nasz język można przetłumaczyć jako bardzo brzydka forma "idź sobie" i tak zostajemy sami.

Wybuchamy śmiechem.

- Powinieneś leżeć. - chichoczę.

- Wcale nie. - ponawia pocałunek.

- Ktoś może wejść.  - odsuwam się bez przekonania.

- Nic nowego nie zobaczy.

- Powinieneś leżeć. - powtarzam.

-To połóż się ze mną. - proponuje.

Zgadzam się. Robię to dla jego dobra. Przecież z chorym nie należy się kłócić, prawda?

Łóżka szpitalne, nawet w krajach wysoko rozwiniętych, są po prostu niewygodne, więc zostaje mi modlić się, żeby Patryk szybko wyszedł do domu, bo długo tak nie wytrzymam.


Witam was ponownie! Nie, spokojnie, pod waszą nieobecność u bohaterów nie dzieje się nic, czego nie należałoby przegapić, jeśli wiecie o czym mówię <tu poruszenie brwiami>. A tak na poważnie, to zamierzałam trochę bardziej rozwinąć ten wątek, tylko że tu praktycznie nie ma o czym mówić - jeśli się nie zgadzacie, piszcie w komentarzach własne zakończenia dzisiejszego rozdziału, będę wdzięczna jak nie wiadomo co :D

Na teraz to tyle.

Do zobaczenia wkrótce :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top