Rozdział 32 - Szkoła się przydaje
- Majka, do cholery, skup się! - krzyczy na mnie Tomek. - Gdzie jest moja siostra?
- Nie wiem. - mówię płaczliwie. - Zgubiłam ją.
- Jak ty to, kurwa, zrobiłaś?
Kulę się na swoim niewielkim łóżku. Zaczynam szlochać i zawodzić.
- To nie moja wina! - upieram się. - Ona jest już prawie dorosła... I Luka się nią zajmuje.
- Właśnie to mnie martwi! - wściekły chłopak wyrzuca ręce w powietrze. - To chłopak. Nastolatek, kuźwa mać. Zostawiłaś z nim moją siostrę.
- Przestań na mnie krzyczeć! - żądam i owijam się kołdrą.
Chcę zniknąć.
Tomek otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale sobie daruje. Jego twarz łagodnieje. Siada obok mnie, przyciąga i opiera moją głowę na swojej klatce piersiowej.
- No już. Ćśśś - głaska mnie po głowie. - Co się stało.
- Wszystko się stało... - jęczę. - Patryk się stał. I ta piękna dziewczyna się stała...
- Ty też jesteś piękna. - zapewnia mnie brat.
- ... Ale ciebie to gówno obchodzi... - kontynuuję, nie zwracając najmniejszej uwagi na Tomka. - Tylko twój syndrom - pociągnięcie nosem - pustego gniazda.
Nie da się długo płakać w przytulnych, aczkolwiek niezbyt napakowanych ramionach starszego brata, dlatego wkrótce mój oddech się uspokaja, przestaję zawodzić.
- Wybacz. - przeprasza Tomek.
Burczę coś w odpowiedzi.
Jak zawsze, chłopak wyciąga ze mnie, dlaczego zostawiłam Karolinę samą w miasteczku. Pomrukuje, przytakuje i zachłystuje się zaskoczony powietrzem w odpowiednim momencie.
- Może to jakieś nieporozumienie? - sugeruje po wysłuchaniu całej historii.
- Gdyby było to nieporozumienie, czy dałabym mu w twarz? - pytam z przekąsem.
- Mój boże, znowu go pobiłaś? Dziewczyno, nie masz litości? - podśmiewa się.
- Ostatni raz był w podstawówce. - tłumaczę się, mgliście pamiętając tamten dzień.
Zanim się jeszcze zaprzyjaźniliśmy - zanim się zorientowałam, że to Patryk podrzucał mi te przeklęte cukierki - chłopak chyba przechodził moment uświadamiania różnicy między dziewczynką i chłopcem i tego, skąd się biorą dzieci... No więc mali chłopcy postanawiają czasami sprawdzić to organoleptycznie. Jaka jest lepsza metoda od macania koleżanki z ławki?
Problem w tym, że ja nie byłam pierwszą lepszą koleżanką z ławki. Już wtedy opiekuńczy rodzice posyłali mnie na lekcje sztuk walki. Wkrótce miałam rozpocząć naukę Krav Magi, do tej pory miałam styczność jedynie z szeroko pojętym Karate. To mi nie przeszkadzało w wykorzystaniu swoich umiejętności. Poradziłam sobie bez większego problemu z małym eksperymentatorem.
- Jesteś pewna? - ten ton głosu sugeruje, że Tomek coś wie.
- Noo dobra, może od ostatniego września parę razy oberwał. Ale już nie tak mocno.
- Mam ci przypomnieć tą lekcję taekwondo?
- To nie było taekwondo, młotku - chichoczę, nie mogąc dłużej wytrzymać. Tomek zna się na rzeczy.
- Tak czy inaczej... dlaczego go uderzyłaś?
- Bo tamta dziewczyna go pocałowała. - wyjaśniam, pewna swojego zdania.
- To nie powinnaś uderzyć dziewczyny?
- Ale jej już nie było.
- Dlatego oberwał ten, kto był najbliżej?
- No dokładnie.
- A ty przypadkiem nie chciałaś, żeby Patryk ułożył sobie życie bez ciebie?
Słowa Tomka bolą. Ma rację. Jak cholera.
- Nno.. - jąkam się.
- Tak myślałem. Musisz się wreszcie zdecydować, kochana. Albo o niego walczysz, albo pozwalasz odejść.
- Ale ja nie wiem...
- To kto ma wiedzieć? Chłopaki to nie medium, nie domyślą się i nie wywróżą z kart. - wymądrza się brat.
Marzę o tym, żeby trzepnąć go w łeb.
- Więc co powinnam zrobić?
Po długim i jakże monotonnym wykładzie - no dobra, trwał pięć minut i to ja się kłóciłam, ale ćśś - zostaję w pokoju sama, a Tomek wyrusza na poszukiwanie Karoliny. Gdyby nie ta cała draka z Patrykiem, pewnie śmiałabym się z nadopiekuńczości mojego szurniętego braciszka. Teraz jednak nie jest mi do śmiechu. Rzucam się z powrotem na łóżko.
W książkach takie momenty opisuje się jako szaleńczą gonitwę myśli - głównej bohaterce/bohaterowi przelatują przed oczami wszystkie wspomnienia. Płacze przez chwilę, krzyczy, wścieka się, a później doznaje olśnienia, prawda?
Chciałabym, żeby to była prawda.
Choćbym nie wiem jak się starała, żadne sensowne rozwiązanie tej chorej sytuacji nie przychodzi. Jestem zła i zazdrosna jak diabli, ale nic mi te emocje nie dają. Żadnych pomysłów, żadnej weny. A szkoda, bo mogłabym stworzyć piękny poemat, który przetrwa wieki, tak jak pożegnalna przemowa Romea nad ciałem niby-umarłej Julii...
Skup się.
No, widzicie jak to wygląda? Myślę o wszystkim poza swoim problemem.
Gdzieś w tej beznadziejnej kłótni z samą sobą ledwo zauważam powrót rozanielonej Karoliny i jej mniej szczęśliwego, ale znacznie już spokojniejszego brata. Oboje pojawiają się w sypialni.
- Maju, musimy ci coś wyjaśnić. - oświadcza Karolina.
Ktoś jej przerywa.
- Majka! - dobiega wołanie z dołu. - MAJKA!
Dobry boże... Patryk nigdy jeszcze nie brzmiał na tak wkurzonego.
Rodzeństwo niemal wypycha mnie z pokoju - mojej pozornie bezpiecznej przystani - w ręce rozjuszonego Włocha. W teorii - ale tylko w teorii - mogłabym się pochylić i jakoś przemknąć na drugą stronę korytarza częściowo ukryta za balustradą. Niestety, odzyskuję równowagę tak późno i z takim rumorem, że możliwość ukrycia umyka, zanim w ogóle zdążę o niej pomyśleć.
Hotel zbudowany jest trochę jak klatka schodowa w blokach mieszkalnych - na środku pierwszego i drugiego piętra są kwadratowe otwory o wymiarach sześć na sześć metrów czy coś koło tego, zabezpieczone balustradami, a pomieszczenia znajdują się tylko po bokach, przy ścianach zewnętrznych budynku. Dzięki takiej konstrukcji z recepcji na parterze i tej wysepki kanap o której wspominałam, praktycznie da się obserwować, co się dzieje na wyższych korytarzach.
Dlatego nie ma mowy o ucieczce. Patryk od razu mnie zauważa i rozkazuje:
- Zejdź tu do mnie! Subito!
Zaskoczona tą stanowczością, wykonuję jego polecenie. Zbiegam po schodach i staję z nim twarzą w twarz.
- Co ty sobie wyobrażasz? - pyta mnie ostrym głosem. - Skompromitowałaś mnie. Al. pubblico!
- Prze-przepraszam. - jąkam się.
Wywraca oczami.
- Dowiem się chociaż, za co oberwałem tym razem? - żąda.
- Bbbooo... Tamta dziewczyna... Ta brunetka...
- Maria?- domyśla się.
- Chyba tak. - potakuję. - Pocałowała cię.
- No i co z tego. - prycha. - Momento... śledziłaś mnie?
- Nie ciebie! - wyrywa mi się. - Tylko moją siostrę! Była dzisiaj na swojej pierwszej randce, chciałam mieć na nią oko, w końcu nie wiedziałam, z kim szła...
- Martwisz się, że Luka mógł coś jej zrobić? - rechocze chłopak. - Jaka ty jesteś naiwna. Przejmujesz się dobrym chłopakiem, chociaż sama wlazłaś po szyję w mafijne gówno... - wytyka mi.
O jeden cios za dużo. Dotychczas miałam nadzieję na pojednanie, teraz przystępuję do ataku:
- A ty na to pozwoliłeś! Mogłeś mnie wyciągnąć. Mogłeś!
- Ile razy mam cię ratować? Mało mi problemów sprawiłaś?
- To po co to wszystko? - wrzeszczę. Łzy leją mi się z oczu, głos się załamuje. Nad niczym już nie panuję, ale brnę dalej. - Po co to wszystko?! Te starania... Te... Te wszystkie chwile? Po co to robiłeś?
- Bo cię kocham, kretynko! - krzyczy chłopak. Blednie. Chwieje się na nogach, jego wzrok robi się mętny. - Kocham cię. - powtarza.
Upada.
Uderza głową o ciemnozłotą podłogę z grubych desek.
Wydaję z siebie cichy pisk zaskoczenia. Natychmiast klękam przy chłopaku. Potrząsam go za ramiona. Krzyczę, pytam czy mnie słyszy.
Nie reaguje.
- Pomocy! - wrzeszczę. - Tomek! Pomóż mi!
Pewna, że ktoś mnie usłyszał, zaczynam robić to, czego uczyli nas kiedyś w szkole.
Reanimacja to temat, który każdy najchętniej by pominął. Na lekcjach korzysta się z fantomów i tak naprawdę każdy uczeń brzydzi się albo wstydzi wyjść na środek i wykonać swoje zadanie tak, jak należy. A szkoda, bo to przydatna umiejętność.
Teraz ledwo sobie przypominam procedury.
Najpierw oddech czy uciskanie?
Tupot stóp na schodach.
Boże, on nie oddycha!
Przybliżam swoją twarz do twarzy nieprzytomnego Patryka.
Kroki są coraz bliżej.
Pięć oddechów już jest. Teraz uciśnięcia. Piętnaście, według nowych procedur. Kilka centymetrów poniżej mostka.
- Co się dzieje? - pyta zziajany Tomek.
Kolejne dwa oddechy wtłoczone siłą do płuc nieprzytomnego.
- Stracił przytomność! - odpowiadam, ponownie uciskając klatkę piersiową. Potrzeba do tego dużo siły, wkrótce nie dam sobie z tym rady... - dzwoń po pogotowie!
Brat szybko wybiera numer alarmowy. Przełącza telefon na tryb głośnomówiący. Jednocześnie prowadzi poprawnym włoskim rozmowę z ratownikami i przejmuje ode mnie masaż serca Patryka. Mi pozostaje tylko dbać o oddech nieprzytomnego.
Na karetkę czekamy kilka minut. W tym czasie cały czas prowadzimy reanimację. Jestem przerażona, bo po zaledwie kilku sekundach od ostatniej komendy dyspozytora z pogotowia, przy kolejnym uciśnięciu, pięść Tomka wbija się za mocno w klatkę piersiową nieprzytomnego Włocha. Słychać nieprzyjemny, mokry dźwięk. Nie wiem do końca, co się stało, ale później jest już chyba łatwiej. Co prawda przed przyjazdem ratowników muszę zastąpić brata, bo ten całkiem traci siły, ale teraz uciskanie wymaga ode mnie znacznie mniej siły.
Następne, co pamiętam, to kłótnia z jednym z ratowników, przy której Tomek musi być tłumaczem, bo ja, z powodu emocji, kompletnie zapominam, co powinnam powiedzieć. Wykłócam się jednak o możliwość zajęcia miejsca w karetce, obok przeniesionego właśnie na nosze chłopaka.
Nie pozwalają mi na to. Dowiadujemy się jedynie, gdzie go zabierają. Przekazuję tę informację rodzicom chłopaka, gdy tylko wracają. Muszę być w fatalnym stanie, bo bez słowa zabierają mnie i Tomka ze sobą, jadąc do syna. Karolinę zostawiamy pod opieką jednej z kucharek - starszej i bardzo przyjaznej kobiety, najczęściej odpowiedzialnej za tą wspaniałą gorącą czekoladę.
Na miejscu wciąż niewiele rozumiem. Brat szepcze mi do ucha skrócone tłumaczenia rozmów, ale nie we wszystkich nasza dwójka może uczestniczyć. W zasadzie dowiadujemy się tylko tyle, że moja szybka reakcja pomogła uratować chłopaka.
Więc jednak to, czego uczą w szkołach, czasami się przydaje.
Wciąż jednak nie pozwalają mi go zobaczyć. Siedzę więc z Tomkiem w poczekalni. Nie zamierzam się stąd ruszać.
Witajcie ponownie! Na wstępie zapytam: czy jest ktoś, kto chce mnie zamordować za wtrącenie Patryka z powrotem do szpitala? Jeśli tak, niech zrobi to teraz lub zamilknie na wieki, bo, jak już mówiłam, mam wielki plan i nie zamierzam go rujnować.
Kolejna sprawa: u mnie sytuacja się trochę rozluźniła, więc mam więcej wolnego, a co za tym idzie? Otóż mogę poświęcić więcej czasu i energii Wattpadowi! Hurra. Dlatego też moje drogie/drodzy :Carmellaa15, MarihuAnne, SoCold_18, KarolinaKarolka, malinowakrolowa777 i wszyscy inni, którzy teraz to czytają, a obiecałam Wam zajrzeć, już niedługo nadrobię swoje braki w waszych cudownych pracach.
To na razie chyba wszystko, więc...
Do zobaczenia wkrótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top