Rozdział 20 - Zniszczyłeś mnie

- Patryk, obudź się. - potrząsam ramieniem przyjaciela. Nie reaguje. Tylko chrapie głośno. Nachylam się nad nim. - Patryk? Patryk! - Nadal nic.  - Kluczniku!

Zrywa się niemal natychmiast. Odskakuję w ostatniej chwili, bo inaczej uderzyłby swoim czołem o moje.

- Co się dzieje? - pyta zdenerwowany, rozglądając się dookoła.

- Dzień dobry. - odpowiadam z przyjaznym uśmiechem. Przysiadłam na swoich stopach obok jego posłania. - Jak ci się spało?

- Dooobrze? - stwierdza, przyglądając mi się podejrzliwie. - Co ty taka allegra?

- Ja? Wesoła? Coś ty. - chichoczę.

Przykłada dłoń do mojej skroni.

- Gorączki niby nie masz, jesteś trzeźwa, najwidoczniej wyspana... - wylicza.  - Ale wstałaś w sobotę przed... - sprawdza godzinę w telefonie. - ... ósmą rano... To co ci jest?

- Chcę się pogodzić z rodzeństwem. - wypalam. - I potrzebuję twojej pomocy.

- O mio Dio! - wykrzykuje chłopak przede mną. - Czego się nałykałaś?

- Przestań już. - fukam. - Niczego nie brałam. Rozmawiałam wczoraj z Tomkiem i podjęłam pewne decyzje...

- Mhm... - mruczy Patryk, nadal niespokojny.

- Wiem, że wczoraj o mnie rozmawialiście. Mój... - nie może mi to przejść przez gardło - braciszek też chce pojednania.

- A gdzie w tym moja rola?

- Już mówię. Chcę mieć tu wreszcie spokój, ale nie wyciągnę ręki jako pierwsza.

- To jak chcesz tego dokonać?

- Tomek ma poczucie winy, prawda? - pytam. Kiwa mi głową na potwierdzenie. - I ma jakąś dziwną manię prześladowczą, bo obserwuje mnie, gdy śpię. Zupełnie jak ty.

- Taką mam pracę! - protestuje blondyn.

- Nie wykręcaj się, wiem że to uwielbiasz. - śmieję się. Wywraca oczami. - Tak czy inaczej...

Wyjaśniam mu mój plan. Kiwa głową, zadaje pytania, kilka razy protestuje. Na koniec wzdycha teatralnie:

- Bambina, w co ty mnie pakujesz?

I już wszystko ustalone.

Przez większość dnia robimy to, na co mamy ochotę. Pod wieczór jednak przenosimy się na kanapę w salonie. Oglądamy seriale. Leżę z głową na kolanach Patryka. Gdyby Tomek wrócił niespodziewanie, mogę szybko zareagować i udawać, że śpię.

Na chłopaka nie trzeba długo czekać. Nie hałasował zbyt mocno, ale dało się słyszeć z holu odgłos zdejmowanych butów zimowych uderzających o kamienną podłogę. Pozbawiony także kurtki, zgodnie ze swoim zwyczajem zajrzał do salonu. Usiadł na jednej z kanap ustawionych pod kątem do tej, na której ja leżałam. Czułam jego mocne perfumy.

- Cześć. - przywitał się z Patrykiem.

- Cześć. - odpowiedział ten.

- Długo już śpi? - spytał Tomek.

Patryk poruszył się odrobinę.

- Chyba zasnęła niedawno. A co?

- Majka wiecznie śpi.

- Tak ci to przeszkadza? - głos Patryka staje się nagle ostry.

- Nie. Po prostu się o nią martwię. Sporo ostatnio przeszła.

- Nie tylko ostatnio. - mruczy mój przyjaciel. Wydaje się rozdrażniony. Nawet ja mam problem, żeby orzec, czy to jego prawdziwe emocje czy tylko fantastyczna gra aktorska.

- Wiesz, o co mi chodzi.

- Mhm.

- Jak ona się czuje?

- Sam zapytaj.

- Nie odzywa się do mnie, pamiętasz?

- Si.

Chwila milczenia.

- Obiecałeś mi pomóc. - upomina się Tomek.

- Co mam zrobić?

- Pogadać z nią.

- I co jej powiem? Ciao Majka, twój przybrany brat to bufon, ale pogódź się z nim, bo ma wyrzuty sumienia?

- Uważa mnie za bufona?

- Mam być szczery czy miły? - prycha mój Włoch.

- Zapomnij, że pytałem.

- Dobry wybór. To czego ode mnie oczekujesz?

- Sam nie wiem. - przyznaje starszy z chłopaków. - Znasz ją lepiej.

- Mówiłem, to tylko maska.

- Może. Ale ty wiesz, co się pod tą maską kryje.

- Zrobię co w mojej mocy. Ale musisz zrozumieć, że Maja jest testardo. Uparta. Nie wyciągnie ręki pierwsza.

- Wiem to. Zrobię pierwszy krok, ale nie chcę, żeby mi tą rękę odgryzła, gdy już ją do niej wyciągnę.

Ledwo mogę opanować wyrywający się na wolność chichot. Patryk nie ma takich problemów. Śmieje się w najlepsze.

- Cicho! - syczy Tomek. - Nie budź jej!

- Tranquillamente. - uspokaja go Patryk. - Śpi jak suseł.

- Patrzysz na nią z takim rozczuleniem... - zauważa mój brat. - Musisz ją bardzo lubić.

- Uwielbiam. - potwierdza Patryk.

- To widać. Ale pamiętaj, jak ją skrzywdzisz, dopadnę cię.

- Wiesz, że poradziłaby sobie sama? Zostałoby ze mnie punto bagnato.

- Wiem. Ale zawsze chciałem to powiedzieć. - znowu obaj się śmieją. - Opiekuj się moją siostrą.

Tomek podnosi się ze swojego miejsca i wchodzi po schodach do swojego pokoju.

- Już poszedł. - szepcze Patryk, zabierając kosmyk z mojej twarzy.

Podnoszę się powoli, żeby nie dostać zawrotów głowy. Ostatnio często mi się to zdarza.

- To było dziwne.  - przyznaję.

- Seriamente? - prycha chłopak. - To co ja mam powiedzieć?

- Nie musisz nic mówić.

- Zaryzykuję. Sama słyszałaś, że on wcale nie jest taki straszny.

- Może tylko udaje? Albo to mnie uważa za potwora...

- Bambina...- przerywa mi przyjaciel. - Koniec tej buffonate. Pogodzicie się i to jeszcze w tym tygodniu.

- Przecież został tylko jeden dzień. A jutro jedziemy do ciebie, więc musielibyśmy to załatwić jeszcze dzisiaj...

- No właśnie. - przyznaje mi rację z triumfującym uśmieszkiem.

Zaczynam się bać. Słusznie, jak się później okazuje. Mój przyjaciel odmierza dokładnie trzydzieści trzy minuty i każe mi wstać. Gdy protestuję, bierze mnie na ręce i niesie na górę. Zamyka w jednym z pokoi gościnnych. Czekając na powrót chłopaka zauważam, że zniknęły wszystkie ozdoby i szklane przedmioty. Była to specjalna sypialnia dla dzieci ludzi, których zapraszał Andrzej. Podobnie wyglądała łazienka: żadnych ostrych krawędzi, żadnych kabli na wierzchu. Nic, czym możnaby było zrobić sobie krzywdę. Nawet mydło leżało w lekkiej, plastikowej mydelniczce, szampon przelano do obłej butelki -na tyle dużej, by nie dało się jej połknąć- a lustro przyklejono na stałe do ściany i zabezpieczono. Gdyby jakimś niesłychanym cudem się stłukło, najmniejszy odłamek nie miał prawa się wydostać.

- Młody, co ty wyprawiasz? - słyszę za plecami oburzone krzyki brata.
- Nie marudź, tylko właź tam!- rozkazuje mu Patryk.
Drzwi się otwierają. Zostaje przez nie wepchnięty Tomek. Potyka się, z trudem odzyskuje równowagę. Kierowana jakimś pierwotnym odruchem łapię go, nie pozwalając upaść.

W szczelinie między futryną a więżącym nas kawałkiem drewna pojawia się twarz mojego najlepszego przyjaciela.

- Uroczo. - wzdycha. - A teraz porozmawiajcie. I pogódźcie się wreszcie.

Zatrzaskuje drzwi. Słyszymy szczęk przekręcanego w zamku klucza i ciche plaśnięcie, gdy chłopak zajmuje miejsce na podłodze po drugiej stronie. Pewnie celowo został, żeby móc szybko interweniować, gdybyśmy chcieli się pozabijać...

Dociera do mnie, dlaczego kwadrans wcześniej pozbawił mnie glanów. I dlaczego wybrał sypialnię dziecięcą. Tu są najmniejsze szanse na zamordowanie kogoś - musiałabym podnieść łóżko albo -przytwierdzoną i tak do ściany - komodę. Ostatecznie mogłabym udusić Tomka poduszką, ale to trwa za długo, zdążyłby mi się wyrwać.

Taa, Włoch planował to od dawna.

- Odbiło mu. - warczę, krążąc wściekła po pokoju.

- Co ten kretyn sobie wyobraża? - brat wali w drzwi pięściami. - Wypuść nas stąd!

- Nie ma mowy! - odkrzykuje Patryk zza ściany.

Przeklinamy jeszcze przez kilka minut, wymyślając Patrykowi tak, że aż uszy więdną. On natomiast się nie odzywa.

- To nic nie da. - stwierdzam zrezygnowana.

Siadam na środku pokoju, krzyżuję nogi w łydkach, opieram dłonie na kolanach, wnętrzem do góry.

- Co ty odwalasz?

- Nie widać? - otwieram jedno oko. - Próbuję przetrwać tą farsę... Ommm...

- A może on ma rację i powinniś...

- Ommmmm...

- Powinniśmy por...

- Ommmm...

- Porozma...

- Ommmm...! - mruczę coraz głośniej. Nie chce mi się go słuchać.

- Majka, do diabła! - krzyczy sfrustrowany chłopak. - Daj mi skończyć...

- Chciałbyś, zboku. - szydzę.

- ... zdanie. - dopowiada.

- To zmienia postać rzeczy. - wywracam oczami. - Mów.

- Ta nasza wojna jest bezcelowa. - oświadcza. - Nie wiem, co dokładnie ci zrobiłem...

- No błagam, sam w to nie wierzysz!

- ... Ale nie chciałem cię skrzywdzić. Ani ja, ani Karolina.

- A ja tak! - wyrywam się. - Od początku marzyłam, żeby wyłupić wam oczy, podmienić wodę na wybielacz, zamordować we śnie...

- Do kurwy nędzy, możesz się wreszcie zamknąć, ty mała, wstrętna małpo?

- Ja jestem małpą?! Ty kutafonie! Nie moja wina że nie umiałeś utrzymać pały przy sobie!

- Podobało ci się to! - wypomina mi.

- Bo nie wiedziałam wtedy, że jesteś kurewskim snobem!

- Przede wszystkim, jestem starszy! Należy mi się szacunek!

- Chyba śnisz, dupku! - wypluwam z siebie. - Każdy dostaje tyle szacunku, na ile zasługuje.

- Jestem twoim bratem! Twoją cholerną rodziną!

- Nigdy tej rodziny nie chciałam! Nie dociera to do ciebie?! Nigdy was nie chciałam!

- A dla nas to było takie łatwe?!

- Nic się w waszym życiu nie zmieniło!

- Majka, histeryzujesz!

- Histeryzuję?! - aż piszczę z wściekłości. Rzucam się na niego. Okładam pięściami po całym ciele. Przewraca się. Siadam na jego nogach i dalej biję. Na oślep. Nie ważne gdzie, ważne, żeby bolało. Przez cały ten czas chłopak prawie się nie broni. Osłania tylko gardło, żebym go nie zabiła mocniejszym ciosem.- Ty sukinsynu! Zniszczyłeś mi życie! Zniszczyłeś! Mi! Życie! Zabiliście mi ojca! Zabraliście mi dom! Zamordowaliście mojego psa! Odebraliście mi matkę! Rozumiesz? Moją matkę! MOJĄ! - wrzeszczę przez łzy. - Przez ciebie tak skończyłam! Przez ciebie straciłam przyjaciółkę! Ona jest ćpunką, umiera! Umiera, rozumiesz?! Umiera, bo przez ciebie ją tam zaprowadziłam... - zachłystuję się powietrzem. - Przez ciebie... przez ciebie jestem zwykłą dziwką... zniszczyłeś mnie... - szepczę.

Nie mam siły dłużej walczyć. Odrywam się od niego, spadam na podłogę. Przetaczam się przez prawe ramię tak, by znaleźć się najdalej od chłopaka. Zatrzymuję się dopiero, gdy zahaczam nogą o komodę. Ból przeszywa moje ciało. Kulę się na tej zimnej podłodze, podciągając bolącą kończynę do klatki piersiowej. Zanoszę się głośnym szlochem.

Nie ważne, kto to słyszy.

Dotarłam do kresu swojej wytrzymałości.

Dłużej nie dam rady się ukrywać.



W mediach piosenka "Destroyed" zespołu Within Temptation.

Kochani, przepraszam was za taką ilość szkaradnych wulgaryzmów. Staram się ich nie używać, jeśli nie muszę, ale sami rozumiecie, że nie da się napisać prawdziwej kłótni bez tak ostrych słów. Czy uwierzylibyście w taki dialog:

On: Ty zła kobieto!

Ona: Nie masz racji! To ty jesteś zły!

On: Oh! Jak możesz się tak zwracać do brata?

Ona: Mogę! Bo jest wolność słowa. Zapewnia mi to konstytucja, rozdział... blah, blah, blah...

Właśnie. Ja też bym nie uwierzyła. Dlatego jeszcze raz przepraszam, jeśli wśród czytelników znajduje się ktoś o wrażliwych nerwach. Jednocześnie chciałabym podziękować tym, którzy wytrwali w czytaniu do tego momentu. Uwielbiam was!

Na teraz to już chyba wszystko...

Do zobaczenia wkrótce :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top