Rozdział 19- Idiota, z którym mieszkam
-Majka!- woła mnie Tomek. -Majka, zaczekaj!
-Czego chcesz? -warczę. Zatrzymuję się w połowie schodów. Chłopak podbiega do mnie. Oboje siadamy na jednym ze stopni, chociaż możliwie najdalej od siebie.
- Próbuję cię zrozumieć.
- To ja tu czegoś nie rozumiem. - warczę. - Dlaczego ciągle okłamujecie Karolinę? Ma prawo wiedzieć o tym, co się dzieje dookoła niej.
- Robimy to dla jej dobra.
- Dla jej dobra? -powtarzam z kpiną w głosie. - Zamykacie ją pod koloszem! Kiedyś się spod niego wydostanie i wtedy, w najlepszym wypadku, skończy tak, jak ja.
Czyżbym wychwyciła u siebie nutkę obawy? Zaczęłam się zastanawiać, od kiedy martwię się o przybrane rodzeństwo.
- Nie krzycz tak. - prosi Tomek. - Chodźmy stąd, to ci wszystko opowiem.
Nie podoba mi się ten warunek, ale ostatecznie wchodzę za chłopakiem do jego sypialni. Tonie w różnych odcieniach niebieskości, bieli i czerni. Z każdego kąta wystaje masa gadżetów elektronicznych. Łóżko jest równiutko posłane, szafki pozamykane. Mogę się założyć, że gdybym otworzyła garderobę, zobaczyłabym świeżo wyprasowane ciuchy, wiszące w rzędach prostych jak od linijki.
- Więc słucham- odzywam się ostrym głosem. Rzucam się na jego łóżko, burząc idealny porządek.
Chłopak zaciska zęby.
Irytowanie go, chociaż ostatnio straciło na znaczeniu, nadal sprawia mi niewysłowioną frajdę.
- Mała ma zaburzenia psychiczne. -oświadcza, nie patrząc mi w oczy.
- Oboje macie, wiem to od dawna. -prycham.
-Nie, ja mówię poważnie. Stany lękowe i coś jeszcze... Nie pamiętam tej drugiej nazwy... Jej psychika jest bardzo delikatna. Jakikolwiek większy wstrząs może zaburzyć kruchą równowagę.
- Dlatego nie pozwalacie jej używać słownika? - nawiązuję do wyjaśnień słowa "gangster" podczas kolacji. - Ani oglądać telewizji?
-Tak. -przyznaje Tomek. - Pomyśl,co by było, gdyby nagle usłyszała, że gdzieś tam na świecie trwa wojna, że ludzie zabijają siebie nawzajem... Mogłaby tego nie wytrzymać.
- Nie przesadzasz trochę? -upewniam się, wciąż trochę naburmuszona.
- Majka, wiem, że ty zawsze byłaś jedynaczką, ale spróbuj sobie wyobrazić, w jakiej jestem sytuacji. Nienawidzę jej okłamywać, ale jeszcze bardziej nienawidziłem jej widoku, jej stanu, gdy była w szpitalu psychiatrycznym.
-Wow. -wzdycham, trochę oszołomiona. Nagle dociera do mnie, jak mało wiem o ich życiu sprzed połączenia rodzin. - Aż tak źle?
- Nie masz pojęcia. Już wcześniej była podłamana rozwodem rodziców... -słucham? Od kiedy Andrzej i jego żona mieli brać rozwód?- Ale po wypadku mamy kompletnie jej odbiło. Obwiniała się o wszystko, wiecznie płakała... Później okazało się, że podbierała leki nasenne, uspokajające, przeciwbólowe i bóg wie jakie jeszcze. No i ojciec musiał zamknąć ją w klinice.
- Ale i tak miała wtedy jakieś jedenaście lat. -protestuję. - Wiesz, co ja robiłam w tym wieku?
- Może. Ale ona przeszła jakąś terapię. I te wszystkie leki... Nie jest tą samą dziewczynką, uwierz mi.
- Wierzę.-wyznaję cicho. Co jak co, ale działanie substancji psychoaktywnych na człowieka obserwuję od dawna. Gloria stoczyła się przeze mnie. Jest teraz zwykłą ćpunką, a ja muszę na to patrzeć. - Ale... przecież ona jest zawsze taka radosna, taka miła!
- Każdy z nas ma kilka twarzy. Ona stara się pokazać ludziom tą najlepszą.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście?
- A zainteresowałoby cię to chociaż?
Jakbym dostała w twarz. Ale chłopak ma rację. Przecież ja nigdy nie robiłam nic poza walką. Dzień w dzień ranię ich i odsuwam od siebie.
- Czy... - drży mi głos. - Małej pogorszyło się odkąd tu jestem?
Tomek zastanawia się nad odpowiedzią przez dłuższą chwilę. Nie wiem, co martwi mnie bardziej: że mogłam zrobić dziewczynce krzywdę czy to, że w ogóle się nią przejmuję.
- Nie. - odpowiada w końcu. - To znaczy... jest z nią kiepsko, ale mówi o tobie z pasją... Pamiętasz, jak przyprowadziłaś Patryka na pierwszą kolację?- potwierdzam. - No więc jeszcze przed posiłkiem przyleciała do mnie pochwalić się, że z nią rozmawiałaś, że byłaś miła i nawet się uśmiechnęłaś... - na jego twarzy też gości grymas rozczulenia. - Taka odpowiedź ci wystarczy?
Nie wystarcza.
Leżąc później w łóżku nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, kombinuję: to włączam muzykę, to znów ją uciszam. Idę pod prysznic, chociaż miałam wziąć go rano. Później schodzę cichcem do kuchni po herbatę. Muszę zdobyć własny czajnik, myślę.
Słyszę cichy dźwięk powiadomienia w telefonie:
Idiotazktórymmieszkam: Wszystko ok? Za chwilę wydrepczesz gdzieś na schodach dziurę.
Ja: Nie, nie jest ok.
Skasuj.
Ja: Taaa... chciałbyś...
Skasuj.
Ja: W cholerę i jeszcze trochę.
Nie, to też nie.
Ja: Lepiej być nie może.
Na więcej cię nie stać.
Ja: Nie.
Idiotazktórymmieszkam: Mam przyjść?
Ja: Trzymaj się z dala od mojej sypialni, zboczeńcu!
Idiotazktórymmieszkam: Aha. Ok. Daj znać, jak będziesz mnie potrzebowała.
Ja: Ok.
Idiotazktórymmnieszkam: Dobranoc, siostrzyczko.
Ja: Nazwij mnie tak jeszcze raz, a do ciebie też trzeba będzie mówić "siostrzyczko".
Idiotazktórymmieszkam: Auć. Ok. Słodkich koszmarów.
Ja: To nadal źle brzmi.
Idiotazktórymmieszkam: Nie brzmi tylko wygląda :p
Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale zaczynam chichotać. Przerywa mi dopiero gotująca się woda. Zalewam nią torebeczkę herbaty i z ukochanym kubkiem pełnym gorącego napoju maszeruję z powrotem do swojego łóżka. Muszę uważać na śpiącego gdzieś na puchatym dywanie Patryka. Na szczęście chłopak się nie budzi.
Zapach naparu miętowego mnie uspokaja. Po wypiciu go zasypiam z postanowieniem naprawienia stosunków rodzinnych.
Witam was ponownie! Nie wierzę, że tyle czasu zajęło mi napisanie tej części. Trudno było przez nią przebrnąć. Ale udało się i to jest ważne! Pracuję już nad kolejnym rozdziałem, spodziewajcie się go niedługo.
Do zobaczenia wkrótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top