Rozdział 5
*Nico*
Cholera. Serio La Rue? Serio? Ja pierdziele! Help me! ... Jaki ja głupi. Lekko ugiołem nogi, kiedy demonica znalazła się blisko mnie skoczyłem pionowo w górę. Na tyle aby nie dotknąć sufitu i uniknąć rozwcieczonej chłopczycy. Znowu adrenalina mi się podnosła.
- Spokój!
Piper użyła swojego głosu? Chyba tak. Puls mi zwolnił, a oddech unormował.
- Możecie przestać się wygłupiać? To nie jest dobry czas na kłótnie. Należy wybrać osoby, które wyruszą na misję. 'Burzy syn' - Jason, 'Woda i ogień' - Percy i Leo, 'Zmienny słoń' - Frank, 'Panie piękna, karatów i mądrości' - Piper, Hazel i Anabeth. Ah i Nico oczywiście.
- A gdzie w przepowiedni jest wzmianka o di Angelo?
Annabeth nie dała za wygraną. Czemu ona się mie tak czepia? Może wciąż jest zła za tego pająka nad łóżkiem. Ale nie moja wina, że ta czarna wdowa była niezwykle chętna do ucieczek.
-
Ekchem. Przepraszam?
Teraz to Furia znalazła się w centrum uwagi.
- Gdzie jest toaleta?
Co za tchórz. Wybrała najbardziej niewinną opcje ucieczki z zamieszania.
- Schodami na parter, niebieskie drzwi po lewej.
- Dziękuję.
- Wracając do tematu...
Chase przypomniała o swoim istnieniu.
- Ach, tak. Jak wcześniej zauważyła młoda dama, która poszła za potrzebą. Nico jest w przepowiedni jako "Czarny rycerz na mechanicznym koniu".
- Wiedziałem! / Miałem rację!
Szczęśliwe głosy moich przyjaciół, oczywiście mam na myśli Will'a i Jasona, zabrzmiały w pomieszczeniu.
- Nico o co chodzi z "mechanicznym koniem"?
- Nie ważne.
- Noooo weeeeź, pokaż im.
Jason ty porąbańcu nie namawiaj mnie do tego.
- Ja także jestem za, przykro mi Neeks, zostałeś przegłosowany.
Kiedy powiedział do mnie po przezwiaku przeszłyło mnie miłe ciepło. Przyjemne uczucie.
- Yhh, chodźcie na dwór to wam pokażę.
Obróciłem się na pięcie i bez słowa ruszyłem w stronę drzwi nie czekając na reakcję herosów. Będąc na parterze chwyciłem za kołnierz Furię, która akurat wracała do toalety, i zawróciłem ją w stronę wyjścia. Na zewnątrz w cieniu wernandy stał mój motor.
- Ale cacko! Ile za to dałeś?
Leo zaczął skakać wokół maszyny. Gdy wyciągnął rękę aby go dotknąć, z torby leżącej na siedzisku wyskoczyli Czacha i Kostka. Moje dwa kocie szkielety. Valdez pisnął niemęsko i odskoczył jak najdalej od moich chowańców.
- Awwwwww!
Will złapał szkielety w ręce i zaczął się obracać.
- Znalazłeś Czaszcze partnerkę! Planujesz młode?
- To one mogą się mnożyć?
Solace zatrzymał się gwałtownie słysząc moją odpowiedź. Jego mina z szczęśliwej zmieniła się na zamyśloną.
- Jeśli patrzeć na to z anatomiczenego punktu widzenia to raczej nie. Ale są to koty z Hadesu. Nie podlegają naszym prawom.
- Mam nadzieję, że nie, dwa mi w zupełności wystarczą.
- Jak możesz! A co będzie jak Czaszka zapłodni Kostkę? Wątpię aby aborcja zadziałała. Co powiesz na kastrację?
Czaszka słysząc magiczne słowo wyrwał się z rąk Solace'a i wylądował na mojej czuprynie moszcząc się wygodnie. Oczywiście w akompaniamencie miałknięć i prychnięć okazujących jego niezadowolenie.
- Widzisz? Obraziłeś koci szkielet. Do tego trzeba mieć talent.
Jason przejął Kostkę od blondyna komentując sarkastycznie sytuację.
- Sie wie.
Will podszedł do mnie chcąc wziąść ponownie zwierzę w obięcia. Jego dłonie niebezpiecznie się zbliżyły, już prawie złapał szkielet, kiedy ten po prostu rozpłynął się w mroku. Palce Solace'a trafiły na moje włosy przeczesując je delikatnie, jeszcze raz i jeszcze. Kątem oka spojrzałem na wykonawcę czynności czując jak rumieniec powoli wpływa na moje policzki. Patrzył na mnie jak córka Afrodyty na przeceny w sklepie... skąd ja znam takie porównania? Ciągle głaszcząc mnie po głowie podszedł jeszcze bliżej przytulając mnie. Poczułem metaliczny zapacz krwi. Wiedziałem że tak się stanie.
- Furia?
- Tak?
- Jak mocno leci ci krew?
- Raczej się nie wykrwawię. Nie przerywajcie sobie.
- Czyli jest źle. Will puść mnie. Znowu złapałeś zawiechę? Pomóż Furii, dostała krwotoku z nosa.
Doktorek puścił mnie niechętnie, a ja mogłem zobaczyć jak wygląda sytuacja. Jason patrzy się na mnie jak oczarowany, Chejron uśmiecha się pod nosem, Leo ignoruje świat oglądając z odległości mój motor. Pewnie obawia się, że mam tam jeszcze kilka "potworów". Colin nadal nie dotarł na powierzchnię pewnie pochrapując w piwnicy. Furia starała się nie pobrudzić swojej koszulki jeszcze bardziej.
- Nico, czy wszystko w porządku?
To słodkie Percy, że się o mnie martwisz, ale Hybris będzie o wiele bardziej szczęśliwy jeśli skierujesz swoje uczucia na niego. Ach, wy go dpoiero poznacie.
- Tak, czemu pytasz?
- Dałeś się pogłaskać po głowie, i twoje wargi podniosły się w imitacji uśmiechu.
- No i...
- Ty dałeś się pogłaskać po głowie! I prawie się uśmiechnąłeś!
Jason włączył się do rozmowy w dość efektywny sposób. Oni serio myślą, że nadal jestem takim ponurakiem jak kiedyś?
- Tak Jason, co w tym dziwnego?
- Nico, szkieleciku ty mój, trzymaj czekoladę, chyba jesteś chory.
-Nie jesteś moją matką!
-Ale synku!
- Chłopaki uspokójcie się. Robicie niepotzrebny szum.
Anabeth nie omieszkała postawić nas do pionu. Spoważniała przez ten czas kiedy mnie nie było w obozie...
- Powinniście się cieszyć, że Nico jest bardziej towarzyski.
... kłamałem. Zdurniała jeszcze bardziej. Ja, towarzyski? Jak? Skoro nadal wolę towarzystwo zmarłych. Znaczy się... Lubię Furię i Jasona. No i Willa oczywiście. Percy jest spoko... ale nic poza tym. Ach, i jeszcze Hybris jest spoko gościem. ...Nie było tematu.
- Ugh.
Z przemyśleń wyrwało mnie uderzenie w głowę, Furiaaaaa.
- Angel odpłynąłeś.Rozmyślałeś nad sensem życia?
- Przerwałaś mi w momencie, kiedy zrozumiałem jak dawno się nie widziałem z Hybrisem.
Koło mnie rozległ się kolejny plask. Jednak tym razem to moja towarzyszka zrobiła sobie porządnaego facepalma.
- Zapomniałam, że mam dla niego paczkę od Apolla!
Za nią pojawiły się dwa cienie. Nie minęła chwila, a Furia została obiętaprzez braci Hood.
- A czemu...
- ...taki bóg jak Apollo...
- ...daje korespkndencję...
- ...jakiejś dziewczynie...
- ...zamiast Hermesowi?
- Który nawiasem mówiąc...
- ...jest naszym ojcem.
Z każdym słowem ich twarze zbliżały się ku Furii, a ta oddalała się z twarzą żądną mordu.
- Czy wy nazwaliście mnie "jakąś dziewczyną"? Pragnę wam uświadomić, że jestem waszą siostrą, a także, że posiadam licencję listonosza.
Ostatnie stwierdzenie zakończyła z uśmiechem na ustach.
W progu Wielkiego Domu pojawił się Clovis, mamrocząc pod nosem i zataczając się naprawo i lewo próbował podejść do naszej grupki.
- Czeeeeemu mnie tam zostaaaaawiliście? Kiedy poooooszliście? I czeeeeeemu miałem ołówki w nosie? Znowuuuuuu...
Ziewając obrzucał nas oskarżeniami. Skończyło się na tym, że i mnie ogarnęła senność i odpłynąłem na chwilę. Dopiero Will łapiący mnie w ramiona, ocucił mnie na tyle, abym zrozumiał, że tylko u mnie nastąpiła taka reakcja.
- Od jak dawna nie sypiasz?
Jego smutne oczy napotkały mój zmęczony wzrok. To miłe uczucie kiedy ktoś się o ciebie martwi. Znaczy... wiele osób się o mnie martwi, ale uwaga Will'a jest dla mnie cenna. Odwróciłem wzrok nie chcąc aby odgadł moje uczucia.
- Od dwóch dni.
- Nico...
- Znam ograniczenia mojego ciała, nie musisz mi mamkować.
- Cichaj. Jestem twoim lekarzem, a przede wszystkim przyjacielem. Znam twoje humorki i zachowania lepiej niż myślisz, nie krzyw mi się tu, więc nie nastraszysz mnie swoim zachowaniem. A po ognisku pójdziesz bez sprzeciwów do domku Hadesa spać.
Nikt nie zwrócił a jego tyradę uwagi, wszyscy skupili się na uspokojeniu Clovisa i jego napadu ziewania. Jedynie Furia, Jason i o dziwo Percy słuchali naszej eymiany zdań, albo raczej monologu Solace'a. Jackson zaczął na mnie zerkać, od kiedy za pierwszym razem wspomniałem o Hybrisie. Zwęszyłem zauroczenie. No, może mam paranoję. Właśnie miałem o to spytać Will'a kiedy zabrzmiał gong na kolację.
- No panienki, czas na kolację, dalszy ciąg naszego kółka wzajemnej adoracji po napełnieniu żołądków.
---
Napisałam to! Nie wierze! Juhuuuu! Wesołego Alleluja... świąt znaczy się. W tym rozdziale pojawia się postać 13Nightmares a mianowicie Hybris. To piękne dziecko będzie miało własną historię która ukarze się kiedyś na jej profilu. Dziękuję za gwiazdki i słowa wsparcia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top