Rozdział IV
Rozległ się pierwszy gwizdek. Piłkę rozgrywał Fubuki, dryblując przez boisko i wymijając przeciwników. Podał do Axela, ale odebrał jeden z obrońców Królewskich. Blaze warknął pod nosem i biegiem udał się na środek boiska. Misty wykonała wślizg, wybijając futbolówkę na aut. Część drużyny odetchnęła z ulgą, wracając na pozycje. Zza linii wyrzucił pomocnik, prosto w stronę Sakumy. Ten uśmiechnął się chytrze, a jego oczy wypełniały spirale szaleństwa. Jack przełknął śline, gdy tylko napastnik się do niego zbliżył. Bez większych problemów go ominął, po czym przymierzył się do strzału. Zdesperowana Vane biegła w jego stronę, ale nie zdążyła w porę. Chłopak wykrzyknął - Królewski Pingwin Numer Jeden! - i posłał piłkę prosto w światło bramki. Emanowała od niej potężna moc, z która nigdy nie przyszło im się mierzyć. Mark wykonał rękę Majina, ale po chwili siłowania się ze strzałem, ten wpadł do siatki i rozległ się gwizdek. Akademia przejęła prowadzenie. Obrońcy Raimona zebrali się wokół Evansa, który w starciu z tak wielką siłą poniósł nietypowe obrażenia. Dziewczyna już miała dołączyć do chłopaków, gdy tuż przed nią osunął się na kolana strzelec o oczach w odcieniu idealnie przygotowanej herbaty. Oparł się rękami o murawę i dyszał ciężko, jakby zaraz miał zemdlec ze zmęczenia. Misty szybko ukucnęła koło niego, chcąc objąć go w pasie i pomóc wstać, ale ten strzepnął jej rękę ze swoich pleców. Zdziwiona jego reakcją patrzyła, jak podnosi się do pozycji stojącej.
- Obiecuję, że Cię zdobędziemy... - wycharczał pewnym siebie głosem, ale dostrzegła na jego twarzy grymas bólu. Co to była za technika? Odprowadziła go wzrokiem na odpowiednią połowę. Odwróciła się, chcąc podejść do Marka, ale sędzia zarządziła powrót do gry. Bramkarz skinął głową do Erika, a ten wrócił na pozycję. Piłka trafiła do Axela, a ten nie myśląc wiele, wybił piłkę w górę i wyskoczył za nią.
- Ogniste tornado! - zawołał, uderzając futbolówkę z całej siły, jaką miał. Vane śledziła tor jej lotu i była pewna, że się uda, ale w porę zareagował bramkarz Królewskich, Joseph. Jej Joseph.
- Kieł Bestii! - zawołał King i pierwszorzędnie wybronił. Misty spojrzała na niego z dumą, ale i on po chwili upadł, zwijając się z bólu. Poczuła ukłucie przerażenia. Nie zorientowała się nawet, kiedy zaczęła biegiem przepychać się pod bramkę przeciwnika. To było niczym impuls, który nie pozwalał jej patrzeć się obojętnie na jego drżącą postać. Wślizgiem znalazła się tuż przy nim. Ujęła jego głowę w dłonie i podniosła ją, patrząc mu w oczy.
- Joe? W porządku? - zapytała, a on zacisnął zęby.
- Zrobię wszystko... by wygrać... - wycedził z trudem, a ona potrząsnęła gorączkowo głową.
- Co to za technika, co on wam zrobił? Dlaczego to tak Cię boli?- pytała, mając nadzieję na szczerą odpowiedź, ale on tylko dźwignął się z kolan i popatrzył na nią. Podał piłkę do przodu, prosto pod nogi Sakumy. Vane popatrzyła na to przerażona, zrywając się do biegu, ale na całe szczęście w porę zareagował Bobby, wykonując zabójczy wslizg i przejmując inicjatywę. Ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się. Axel.
- Sakuma i Genda używają zakazanych technik. Jeśli tak dalej pójdzie, nie będą w stanie się nawet poruszyć. Musimy to przerwać. - Pokiwała głową, machajac do Todda, by jej podał. Akcja rozwinęła się szybko. Musiała strzelać tak, by bramkarz nie zdążył zareagować. Wymieniała podania z ace strikerem Ramion w zawrotnym tempie, aż w końcu oddał on strzał, prosto w róg. Joe nie miał wyjścia, musiał piąstkować, lecz nie zdążył, a gimnazjum z Inazumy doprowadziło do remisu. Brązowowłosa i Blaze zbili piątkę, a ona gdzieś z tyłu głowy słyszała ciężkie dyszenie obu chłopaków. Zastanawiała się czy zdołają uchronić ich przed samounicestwieniem. Rozpoczęli od środka, grali zawzięcie i z niezwykłym zgraniem. Raimon podwoili krycie, by uniemożliwić Davidowi powtórzenie strzału. Erik przejął piłkę i zatrzymał się, obserwując przeciwników.
Cholera, pomyślał. Nie mogę użyć żadnej techniki, jeśli nie chcę zaszkodzić Gendzie. Zagryzł wargi i rozejrzał się.
- Misty! Twoja! - zawołał i wyprowadził podanie. Dziewczyna przyjęła i rozpoczęła drybling, po chwili dzieląc się piłką z Kevinem. Odbiegla w stronę rogu boiska, by być na dogodnej pozycji do strzału lub asysty. Nie znała jeszcze zbyt dobrze stylu gry swojej drużyny, ale miała nadzieję, że nie zamierzają doprowadzić do tego, by któryś z Królewskich przypłacił ten mecz zdrowiem. Kątem oka spojrzała na Josepha. Jego ramiona unosily się wysoko i równomiernie, po twarzy spływał mu pot. Zmarszczyła czoło, czując, jak jest wobec tego bezradna.
Dragonfly wyprowadził strzał.
- Smoczy Cios! - wykrzyknął i kopnął piłkę, a wokół niej rozbłysła niebieska poświata. Misty w jednej chwili pękło serce, ale zorientowała się, że Kevin nie strzelał, a podawał. Wykorzystała to i sprintem dobiegła do futbolówki, wykonując swój popisowy ruch.
- Niebiańska Ścieżka! - Była przekonana, że Joe nie zdąży nawet się obejrzeć, a piłka będzie w siatce. Myliła się, bowiem mimo prędkości z jaką wykonali swoją robotę, chłopak użył techniki ,,Kieł Bestii". Nie zdołał obronić. Dziewczyna poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, a chwilę ciszy przerwał przejmujący, pełen bólu wrzask bramkarza. Leżał na ziemi, wbijając paznokcie w murawę. Źrenice mu się zwężyły, kurczowo napinał wszystkie mięśnie. Nie mogła na to patrzeć. Odwróciła się, ledwie wstrzymując słony potok, który za moment miał zagościć na jej jasnych policzkach. Silvia zagwizdała, informując o zakończeniu pierwszej połowy meczu.
- Musimy to przerwać. - odezwał się Kevin, a reszta chłopaków skinela głowami. Misty stała z boku, obejmując swoje ramiona. Obserwowała, jak Jirou pomaga zejść Kingowi z boiska. Oboje dyszeli, a ich postacie trzęsły się, byli wycieńczeni. Zastanawiała się, co może na to poradzić. Robiła wszystko tak szybko, jak mogła, ale to nie wystarczyło. Musiała odnaleźć przyczynę ich zachowania, coś, czego unicestwienie przywróciłoby piłkarzy Królewskich do normalnego stanu. I wtedy to dostrzegła. Naszyjnik na szyi Josepha. Joe nie nosił żadnych błyskotek, był człowiekiem, który unikał takich rzeczy, a mimo to na wysokości jego klatki połyskiwał fioletowy kamień zawieszony na srebrnym łańcuszku. Przeniosła wzrok na Davida i wtedy była już pewna. Mieli takie same ozdóbki. Vane nie traciła więcej czasu.
- Chłopaki, mam pomysł - wepchnęła się mało subtelnie w grupę i przedstawiła im swoje domysły. Erik poklepał ją po plecach i uśmiechnął się.
- Czyli powinniśmy najpierw pozbyć się tych błyskotek? - dopytał Nathan, drapiąc się po brodzie, jakby rozpatrywał wszelkie minusy takiego działania. Wymienił spojrzenia z Axelem. Blondyn westchnął.
- Z Sakumą nie byłoby takiego problemu, ale jak zbliżyć się do bramkarza, by nie ryzykować żółtą kartką? - I w ten sposób pojawiła się następna zagwozdka. Faktycznie, napastnik miał słuszność, ale chyba nie mieli wyboru. Mark wziął głęboki wdech i zaklaskał w dłonie.
- Na razie zajmijmy się Davidem! - zawołał pewnie, by dodać drużynie otuchy. Wszyscy, jak jeden Bóg wznieśli wraz z kapitanem radosny okrzyk, a gdy rozległ się gwizdek, wbiegli na boisko. Do Misty podszedł Kevin i nachylił się, by coś jej powiedzieć.
- Gdy już pozbędziemy się tego wisiorka z szyi Jirou, ja zajmę się Gendą. Jeśli zdejmą mnie z boiska, to ty, Axel, Fubuki i Erik będziecie musieli zdobyć bramkę, jasne? - uśmiechnął się. Skinęła głową z wdzięcznością. Była tu zaledwie kilka godzin, a już czuła tę wspaniałą atmosferę, jaką budował Endou i jego przyjaciele. Tę, której zawsze im zazdrościła, gdy obserwowała męczące treningi. W ciągu tak krótkiego czasu miała wrażenie, że przyjęli ją do tej rodziny z otwartymi ramionami, że była jej częścią. To było w nich niesamowite. Oni sami byli niesamowici.
Sędzia zasygnalizowała rozpoczęcie drugiej połowy. Rozpoczęli Królewscy, ale prędko utracili piłkę, którą odebrał im Nathan. Były lekkoatleta biegł ramię w ramię z Ichinose, uciekając przed pomocnikami Akademii. Podał do kompana i podążył kawałek za nim, by w razie potrzeby mógł dopomóc. Erik nie trzymał futbolówki długo, musiał stoczyć ciężki bój jeden na jeden z obrońcą przeciwnika, gdy z drugiej strony nadbiegł kolejny osobnik i przejął piłkę. Brunet obejrzał się za chłopakiem zdenerwowany, ale po chwili zobaczył Misty, która już dryblowała w kierunku bramki. Uspokojony, ruszył szybko za nią, gdy weszli w pole karne podała mu, by uniknąć straty na rzecz defensywnego zawodnika, który niebezpiecznie się do niej zbliżył. Czarodziej Boiska przymierzał się już do strzału, ale dziewczyna posłała mu spojrzenie i potrząsnęła głową, jakby chciała powiedzieć - Jeszcze nie teraz.
Zrozumiał i wycofał piłkę do Axela, który znajdował się mniej więcej w na środku połowy podopiecznych Rey'a Darka. Obrońcy, jak i bramkarz byli w szoku, iż Raimon nie zdecydowali się na strzał, mając niemalże stuprocentową sytuację. Niemalże, bowiem nie mieli wątpliwości, że zakazana technika powstrzyma próbę zdobycia punktu. Joe popatrzył pytająco na Vane, nadal ciężko oddychając, a ona podeszła do niego. Wzrokiem badała jego niebieskie oczy, a on spoglądał na nią bez krzty zrozumienia. Nie mógł pojąć jej zachowania. Przecież liczyła się tylko wygrana. Trener pragnął jej w drużynie i wydał rozkazy, a on musiał je wypełnić. Bez żadnych oporów i dyskusji. Liczyło się tylko zwycięstwo. Tylko siła. Tylko potęga.
Zakrztusił się i zaczął kasłać. Jedynie to był w stanie zrobić, gdy brunetka zagarnęła łańcuszek między chude palce i zerwała go z takim impetem, że chłopak aż padł na kolana. Wyrzucił z płuc powietrze i zastygł w bezruchu, jakby był w szoku. Podniósł lekko brodę i rozwarł szeroko oczy, gdy ją ujrzał. Z rozwalonym kucykiem, lekko spocona i z tą ikrą entuzjazmu. Usłyszał gdzieś z tyłu głowy, jak odetchnęła z ulgą, bo na pierwszym planie pojawił się dźwięk gwizdka. Niepewny dźwięk. Misty przeniosła wzrok na sędziującą Silvię i widząc czerwoną kartkę potaknęła z pokorą. Schodząc z boiska spotkała się z wściekłym wzrokiem Kevina.
- Zajmij się Sakumą - uśmiechnęła się, a on westchnął, kładąc ręce na biodrach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top