Rozdział II
Dziewczyna rozwarła szeroko oczy i skamieniała, a Joseph spoglądał na nią, niby twardym spojrzeniem, ale ona dostrzegła w nim zmartwienie.
- Klub piłkarski? Ja? - odparła, starając się uspokoić. Wiedziała, że wychodzi przed nim na histeryczkę, ale nie mogła do tego wrócić. Nie od tak. Brązowowłosy nachylił się nad swoimi kolanami i westchnął.
- Rey oglądał twoje stare mecze. Powiedział, że drzemie w tobie siła i gdy już ją opanuje, będzie władał światem piłki. - kontynuował, a ona zaczynała się coraz bardziej stresować. Jaka moc? Co to za szaleniec chciał ją dopaść?
- Nazwał Cię ,,Córką Światłości". Misty, ty nie znasz tego człowieka. On jest zdolny do wszystkiego - popatrzył na nią i tym razem jego oczy nie migotały, odbijając zachodzące słońce. Mówił w pełni poważnie, ale widząc minę przyjaciółki, westchnął.
- Przecież wypadki się zdarzają. Twój kuzyn rzucił piłkę, ale ty nie musisz. Wiem, że masz talent i Endou na pewno też to potwierdzi. - Ona wypuściła z ust powietrze. Zapanowała cisza, którą przerwała dźwięk SMS-a. Misty intuicyjnie sprawdziła telefon, ale wiadomość nie była do niej. Gdy podniosła wzrok, zauważyła zmarszczone czoło Josepha i jego zdeterminowane oczy wbite w ekran komórki.
- To Kidou. Kapitan mojej drużyny. Muszę wracać, nim Dark zorientuje się, że wyszedłem. - Wstał z kanapy, a ona sekundę po nim, jakby chciała go powstrzymać. Wiedziała jednak, że musiał. Nigdy nie sądziła, że poczuje się bardziej samotna, dopóki w ten sposób nie zapowiedział, że ją opuszcza. Poczuła chłód, który powoli ogarniał całe pomieszczenie. Chłód rozpaczy i samotności, a przecież tak pragnęła jego towarzystwa, jego niewielkiego, ale szczerego uśmiechu. Tonu głosu, który świadczył, że jego właściciel mocno i stabilnie stąpa po ziemi. Silnego ramienia do którego mogłaby się przytulić, na którym mogłaby zasnąć. Dotknął jej, łapiąc za chudy nadgarstek, a jej zaparło dech.
- Uważaj na szkło - powiedział cicho i przesunął ją. - Pomóc ci posprzątać? - zapytał, patrząc w jej zamglone oczy, przy czym uśmiechnął się mimowolnie. Była piękna. Ciemne włosy, brązowe tęczówki, blada cera, szczupła sylwetka i to spojrzenie, które wyrażało wszystkie jej pragnienia. Wszystkie uczucia. Zaklął w myśli, że nie odezwał się do niej wcześniej, ale sądził, że się wygłupi. Że dla niej to była przelotna znajomość, a teraz? Znów mógł mieć ją blisko siebie, choć nadal nie tak, jakby tego w rzeczywistości chciał.
- Nie - odpowiedziała po kilku minutach, podczas których tak intensywnie się w siebie wpatrywali. Te słowa przerwały całą magię, która rozpłynęła się w powietrzu. Puścił jej nadgarstek, ale jeszcze długo czuł mrowienie w palcach. Zabrała dłoń, a ich oczy nie odrywały się od siebie. Znowu przyszedł SMS. Chłopak gorączkowo podniósł telefon, spojrzał na wyświetlacz i schował go z powrotem. Nachylił się i złożył na jej czole krótki pocałunek. Nogi jej zmiękły, wzięła drżący oddech.
- Muszę iść. Będę pisał. Porozmawiaj proszę z Endou. - wyszeptał lekko zakłopotany, po czym wyminął szkło i poszedł do drzwi. Ona za nim, jakby przyciągał ją niczym magnes.
- Nie wiem do czego posunie się Dark, ale zrobi jutro wszystko, by Cię zdobyć. Bądź ostrożna... - Potaknęła mu. Stali jeszcze chwilę przy drzwiach, aż w końcu Genda wyszedł.
- Cześć - powiedziała ochrypłym głosem, po czym odetchnęła z ulgą. Nagle powietrze przerzedziło się, nie było już tak gęste, by utrudniało jej oddychanie. Uderzyła się lekko w głowę, jakby chcąc sprawdzić czy kontaktuje ze światem. Miała wrażenie, że się rozpływa i nie była w stanie uwierzyć, jak bardzo Joseph zamieszał jej w głowie, a przecież widzieli się pierwszy raz od tak dawna. Nie łączyło ich praktycznie nic, a przez tę rozmowę, te spojrzenia i oddechy wydawało jej się, że znają się całe życie. Wróciła do kuchni, wzięła zmiotkę i ścierkę, po czym posprzątała rozbite szkło i cały powstały bałagan. Usiadła z powrotem na kanapę i rzuciła okiem na obraz wiszący na ścianie, przedstawiający jej rodzinę. Ona, jej kuzyni, rodzice, ciotka i wujek. Zawsze byli blisko, póki ten nie rzucił gry w piłkę i przestał przyjeżdżać w odwiedziny. Był z Japonii i ani razu się do niej nie odezwał, choć informowała go o swoim miejscu zamieszkania. Ba, właściwie błagała go o jakiś odzew, ale zawsze na próżno. Po jego bracie słuch zaginął, pod tym względem, że przestał w pewnym momencie dzwonić. Wspominał, że ma coś ważnego do zrobienia i musi się teraz na tym skupić, ale ile lat można załatwiać ,,cos ważnego"?. Westchnęła i rozpoczęła rozmyślania. Endou i klub piłkarski Raimona. Chyba nie miała wyboru, prawda?
***
Następnego dnia przyszła do szkoły wcześniej, wiedząc, że drużyna o tej porze rozpoczyna trening. Dziś miał odbyć się festyn na cześć rozpoczynającej się jesieni. Liście opadały, wesoło tańcząc w powietrzu niesione przez ciepły wiatr, a towarzyszyła temu kojąca cisza. Tylko ptaki, które pozostawały na zimę gwizdały radośnie, jakby najbliższe godziny były przedsionkiem raju. Misty mimowolnie uśmiechnęła się, poprawiając kucyka i zakasała spódnicę, przyspieszając kroku. Słyszała z oddali okrzyki kapitana i reszty grupy. Jakaś jej część rozbłysła przyjemną ekscytacją, co sprawiło, że chód szybko przeszedł w bieg. Wpadła przez bramę i rzuciła się w stronę boiska, zupełnie zapominając o schodach. Zachwiała się i niemal upadła, ale utrzymała równowagę. Nikt nie zwrócił na niej szczególnej odwagi. Wszyscy chłopcy skupieni byli na rozgrywanej akcji. W jej oczach zatańczyły wesołe ogniki. Stojąc tam musiała przyznać sama przed sobą, że tęskniła z grą, za grą z Kyosuke i Yuuchim, gdy ci byli jeszcze dziećmi. Tak dawno ich obu nie widziała. Ciotki i wuja z resztą też. Westchnęła, rozmyślając, jak pechowo się to wszystko potoczyło.
- Ej! Ty na górze! - ocknęła się, gdy usłyszała wrzask. Machał do niej bramkarz, a drugą dłoń trzymał przy ustach, chcąc, by dźwięk jego głosu był donośniejszy. Gdy spojrzała na niego, wskazał na piłkę, która zatrzymała się przy jej nodze. Popatrzyła na nią, unosząc brew. Przygarnęła ją do siebie i podbiła, po czym podała mu, a ta trafiła w jego ręce. Kątem oka zobaczyła, jak cofnął krok, gdy skonfrontował się z jej strzałem. Z podziwu chłopak wypuścił z ust powietrze, a po chwili wyszczerzył się w ogromnym uśmiechu.
- TO BYŁO SUPER! - zaczął wykrzykiwać entuzjastycznie chyba wszystkie pochwały, w jakie wyposażony był jego słownik. Podbiegł do niej i wyciągnął dłoń na powitanie, nadal niebywale rozjuszony.
- NAZYWAM SIĘ ENDOU MAMORU, A TY JESTEŚ NIESAMOWITA! - Gdy tylko ją uścisnął, zaczął machać jej przedramieniem tak energicznie, że Misty aż się wystraszyła. Po chwili podążyła za nim reszta drużyny, wyraźnie rozbawiona reakcją kapitana.
- Mark, uspokój się, daj jej odsapnąć - rzucił niebieskowłosy, kładąc mu dłoń na ramieniu, ale tamten zupełnie go zignorował. Dalej nadawał jak natchniony.
- Ale Nathan! Czułem energię w tym strzale! Kochasz piłkę, prawda!? - Spojrzał na Misty z nadzieją, a ona uśmiechnęła się mimowolnie. Ten chłopak roztrząsał wokół siebie taką energię, że człowiek bez mrugnięcia okiem stawał się zmotywowany. Brązowooka skinęła głową, a on zacisnął pięści zadowolony. Ogniki zatańczyły mu na źrenicach, a jego towarzysze chichotali litościwie.
- Zagraj z nami! Jack, zaprowadź do szatni...! - Znów zaczął wrzeszczeć, ale chwilę potem obejrzał się przez ramię, spoglądając na nią pytająco. Pewien blondyn i Nathan roześmiali się pod nosem.
- Jak masz na imię? - wycharczał Endou, chyba starając się być dyskretnym.
- Misty, Misty Vane - odparła trochę zmieszana. Wszyscy niemal byli wyżsi od niej, przez co czuła się zgnieciona ich towarzystwem. Ogromnej postury chłopak z zielonymi włosami pomachał do niej, gestem wskazując kierunek w którym mieli się udać.
Dostała koszulkę z numerem 22, buty na całe szczęście miała swoje i jeszcze się w nie mieściła. Drużyna Raimona miała wielu zawodników, a chwilę później poznała wszystkie ich imiona. Rozpoczęli sparing, dzieląc się na dwie grupy. Misty grała w Nathanem, Shawnem, Stevem, Harley'em i Darrenem. Przeciwko nim stanęli Mark, Kevin, Axel, Jack, Max i Erik.
Dziewczyna pierwszy raz od dawna czuła radość czerpaną ze sportu. Dostała piłkę od Kazemaru, przyjęła ją i zaczęła drybling, ale na jej drodze stanął Kevin. Misty początkowo była spłoszona jego zaciętą miną, ale szybko przekonała się, że jest bardzo miły, co nie zmieniało faktu, że z pewnością nie miał zamiaru dać jej się przedostać w ich pole karne. Siłowali się chwilę, aż w końcu udało się jej podać piłkę między nogami Dragonfly'a prosto do kostki Fubukiego. Ten uśmiechnął się, pokazując jej kciuka w górę i zaczął biec prosto na bramkę przeciwnika.
- Nieźle - rzucił Someoka i udał się z powrotem na swoją pozycję, czekając na sępa. Vane zamyśliła się, ale nie minął moment, a znalazła się przy Shirou, by w razie czego mu asystować. Chłopak miał niemałe problemy, by przejść Jacka, ale gdy zobaczył wystawiającą się Misty, posłał piłkę w powietrze. Nie musiał nic mówić, a dziewczyna wyskoczyła w powietrze i wykonując salto uderzyła w nią piętą. Wokół jej postaci rozbłysło światło, a biało czarna kula niesiona po paśmie blasku leciała z ogromną siłą prosto w róg bramki.
- Niebiańska ścieżka! - zawołała, gdy jej stopa dotknęła piłki, po czym wykonując kolejne salto wylądowała stabilnie na ziemi. Mark wyszczerzył się, na chwile odwracając wzrok. Światło wyraźnie go oślepiało, ale chyba nie o to chodziło. Położył pięść na sercu i napiął się, po czym odwrócił się, a za jego plecami pojawił się ogromny potwór z pomarańczowej poświaty.
- Ręka Majina! - monstrum osłoniło Endou i stanęło na przeciw piłki. Siłowali się z nią dobrą chwilę, ale ta zaczęła lśnić jeszcze mocniej. Chłopak zasłonił oczy i tym samym otworzył drogę do celu. Rozległ się gwizdek, oświadczający zdobyty punkt. Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc, że piłka faktycznie leży za linią bramkową, a po chwili rzuciła się na nią cała jej drużyna. Przytulali, gratulowali, rozmawiali głośno o odbywającym się kilka minut temu strzale. Rozprawiali donośnie, jak idealna była asysta Fubukiego i cieszyli się wspólnie z objętego prowadzenia. Nawet przeciwnicy byli uradowani tym, co zobaczyli. Axel poklepał ją po plecach, co było dla niej ogromnym wyróżnieniem. Mark klęczał, wpatrzony w swoje dłonie. Nie był zawiedziony czy załamany. Był w szoku, ale zdecydowanie pozytywnym. Już rozumiał o czym mówił mu Jude. Już rozumiał, dlaczego ,,Córka Światłości"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top