Rozdział 8
Otworzyłam oczy. Poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam głowę. Zobaczyłam Marionetkę i Golden Freddy'ego siadzących przy mnie.
- Jezu! W końcu się obudziłaś! - usłyszałam głos dziewczyny.
- Co się stało ze mną, że tutaj leżę? - spojrzałam w stronę Golda.
- Nic poważnego. Bonnie mówił, że to było tylko zwarcie. Musiał Cię naprawić i wyłączył żeby Cię nie bolało. Włączył Ci zasilanie jakąś godzinę temu.
- Golden, ale zanudzasz. - Mari spojrzała na chłopaka, a ten tylko spuścił wzrok. Dziwne...
Przekręciłam głowę i spojrzałam pusto w sufit. Co się stało przed zwarciem? Chwila... Rozwalone ucho Mangle, Bonnie, gazeta...
- Gazeta... Mamo! - zerwałam się z łóżka, a Golden i Mari tylko mnie złapali.
- Sara posłuchaj... Bardzo mi przykro z powodu śmierci Twojej mamy, ale musisz się uspokoić i dalej leżeć. Jeśli będziesz się przemęczać teraz to zwarcie może znowu nadejść. - usłyszałam głos Goldiego, uspokoiłam się i położyłam z powrotem na łóżku.
- Może i będzie jej lepiej w niebie, niż tutaj z ojcem...
- Na pewno. A teraz odpoczywaj. Golden zostaniesz tutaj z nią? Ja muszę iść coś załatwić. - Marianna spojrzała na Golda.
- Mhm... - misiek mruknął tylko pod nosem, nawet się na nią nie popatrzył.
- Jak zwykle... Do później Sara! - dziewczyna wyszła z pomieszczenia.
Zapadła niezręczna cisza. Czemu Golden jest taki... Szorstki dla Mari? Może coś się stało pomiędzy nimi? Lepiej nie wnikam, nie będę wtykać nosa w nie swoje sprawy.
- Dobrze się czujesz? - z namysłu wyrwał mnie głos chłopaka.
- Raczej tak. Mogę wstać? - powiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Nie mam mowy! Musisz leżeć!
- Ojj Goldy... Kaleką to ja nie jestem chyyyba, że tańczę jak ona.
- Dobra, wygrałaś. Tylko podaj rękę.
Misiek wyciągnął swoją dłoń w moją stronę, a ja ją złapałam. Postawiłam jedną stopę na ziemi, drugą i wstałam. Chwiejnym krokiem z pomocą Golden Freddy'ego zaczęłam iść. Po chwili puściłam jego rękę. Już normalnie chodzę! Normalnie jak małe dziecko, które uczy się chodzić.
- Dobra, a teraz idź leżeć.
- Nie, do póki mi nie odpowiesz na jedno pytanie. - jednak się to spytam.
- Jaka z Ciebie szantażystka... Słucham?
- Czemu jesteś taki niemiły dla Mari?
Golden na mnie popatrzył smutno. Usiadł na krawędzi łóżka, a ja się dosiadłam.
- Kiedyś mnie i Mari połączyła pizzeria, byliśmy parą. Jednego dnia zobaczyłem jak Mari tuli się i całuje z Shadow Freddy'm. Shadowy były jeszcze wtedy materialne, Marionetka je później zmieniła w cienie. Ten widok złamał mi serce. Przepraszała mnie i błagała o drugą szansę, ale jej nie wybaczyłem. Wkurzyłem się na nią, nie kocham już jej. Teraz próbuje się znowu do mnie podlizać, lecz ją ignoruję.
- Ojj... Współczuję...
- E tam... I tak inna mi się pod... Yyy... Połóż się już. - wykonałam polecenie złotego.
Czyli podoba mu się jakaś dziewczyna! Trochę tak fajnie... Lecz z drugiej strony czuję się zazdrosna... Ejejej! Sara! Chamuj się!
- Która to? - nastawiłam uszy w stronę Golda.
- Może się dowiesz, może nie.
- Ale Ty jesteś. - skrzyżowałam ręce.
- Zależy co ta osoba na to powie.
- No to idź do niej i powiedz co do niej czujesz.
- Nie teraz. Czekam na odpowiedni moment.
- Niech Ci będzie...
Spojrzałam na zegarek. Jest 12. Pizzeria jest otwarta, ale fajnie, ja mam wolne. Nie chcę tutaj leżeć cały dzień i nic nie robić. Podniosłam się, wstałam i podeszłam do drzwi.
- A Ty gdzie znowu?
- Coś zjeść. Głodna jestem.
- To czekaj! Ja Ci przyniosę! - Golden zerwał się z krzesła i podbiegł do mnie.
- Dziękuję Ci za chęci, ale sama sobie zrobię. Nie mam zamiaru tutaj gnić do wieczora.
- Okej, jak chcesz. Ja idę do pokoju, jak coś. - misiek puścił mi oczko, wyszliśmy i poszliśmy w swoje strony.
***
Co by tu sobie uszykować... Wiem!
Chlebek z dżemem! Mniam.
Wyjęłam z lodówki masło i dżem, a z szafki na pieczywo wzięłam dwie kromki chleba. Podeszłam do jednej z szafek.
- Gdzie tu są noże? - pomyślałam.
Otworzyłam jedną szafkę, talerze...
Drugą, miski... Trzecią... Oczy mi się zaświeciły. W tej szafce leżał przedmiot, którego tak bardzo uwielbiałam używać. Żyletka.
Podniosłam ostry przedmiot i schowałam w ręce. Pobiegłam w stronę łazienki. To jest silniejsze ode mnie. Podwinęłam rękaw swetra. Przyłożyłam sobie do ręki ostry kawałek metalu i mocno przycisnęłam. Zobaczyłam mały strumyk szkarłatnej cieczy, który spływa po mojej ręce wprost do kranu.
Zaczęłam robić tych nacięć coraz więcej, coraz głębszych...
Chyba się rozpędziłam. Mam całą rękę w czerwonych kreskach, z których płynie mnóstwo krwi. Odkręciłam kran i zaczęłam spłukiwać krew.
- Uwierz mi, robienie tego nic Ci nie pomoże. - usłyszałam dobrze znany mi głos, przez który zdrętwiałam.
Zakręciłam kran i obróciłam się powoli, zobaczyłam sylwetkę dziewczyny, opierającej się o kafelki, widniejących na ścianie.
- Mari to nie tak! Ja... To jest silniejsze ode mnie... - spuściłam głowę, zasłaniając ręką rany.
- Nie musisz tego zakrywać przy mnie. - dziewczyna podeszła do mnie i złapała za swój rękaw od sukienki, podwinęła go. - też to robię.
Spojrzałam na jej rękę. Znajdowały się tam stare, jak i świeże rany.
Spojrzałam na "maskę" Marionetki. Widniał na niej smutny uśmiech.
- Czemu Ty to robisz? - zasłoniłam swoją rękę, chowając ją za siebie.
- Karze siebie za to, że oszpeciłam sobie twarz przez Goldena.
- To, że Ciebie odrzucił to już Twoja wina! - stanęłam w obronie miśka.
- Ah tak? Teraz to jego bronisz? Zapamiętaj to sobie dziewczyno... - złapała mnie za gardło i przygwoździła do ściany, rozbijając przy tym lustro moją głową. - Golden jestem mój!
Marionetka puściła mnie i uciekła z łazienki. Co jej się stało? Czemu to zrobiła? To przecież moja przyjaciółka! Skuliłam się pod kranem i zaczęłam płakać. Nie dość, że straciłam mamę, to teraz straciłam przyjaciółkę za nic! Czemu moje życie jest takie pojebane za przeproszeniem?
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Sara? Co się tu stało?! - zobaczyłam rudowłosego chłopaka podbiegającego do mnie.
- Ja... Się potknęłam i rozbiłam lustro.
Nie chce mówić o tym, co się tutaj stało... A szczególnie, że się samookaleczyłam.
Zasłoniłam rany swetrem i spojrzałam na Foxy'ego klękającego przede mną.
- Chodź, obejrzę.
Chłopak pomógł mi wstać. Oboje skierowaliśmy się w stronę kuchni.
Usiadłam na krześle a lisiasty stanął nade mną.
Złapał za głowę i zaczął oglądać.
- Na szczęście nic Ci się nie stało, nawet małego zadrapania nie masz.
Westchnęłam z ulgą. Gdybym coś miała to by zaczęli mnie oglądać jeszcze całą i by zobaczyli moje rany.
- Dziękuję za pomoc. - odwróciłam się i posłałam uśmiech chłopakowi.
- Jesteś głodna?
- Jak wilk. - podniosłam ręce i warknęłam. Foxy się zaśmiał.
- Ja też. Czekaj, uszykuję coś nam. - chłopak podszedł do blatu. - naleśniki?
- Tak! - zerwałam się z krzesła i pobiegłam do blatu.
Foxy wyciągnął z szafki wszystkie potrzebe rzeczy: jajka, mleko, mąkę...
Wsypaliśmy składniki do miski. Ja zaczęłam mieszać, a lisiasty poszedł po patelnie. Gdy już skończyłam, włączyłam radio, bo trochę sztywno tutaj. Zaczęła lecieć piosenka "Lost on You". Kocham ją. Zaczęłam się kołysać w rytm piosenki.
- Widzę, że humor Cię nie opusza. - spojrzałam na Foxy'ego, kładącego patelnię na kuchence.
- Dokładnie.
Foxy nalał dużą łyżką ciasto na rozgrzaną patelnię.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka. Złapałam go za ręce i wyciągnęłam na środek kuchni.
Jak to było... Tak!
Dałam ręce na jego szyję, a lisiasty położył je na mojej talii. Zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki.
Z tego transu wyrwał mnie nieprzyjemny zapach.
- Jezu! Naleśnika spaliliśmy! - pobiegłam do kuchenki, złapałam za rączkę od patelni i wyrzuciłam naleśnika do śmietnika.
- Nic się nie stało. Jeszcze mamy dużo ciasta.
- Okej, to je zróbmy w końcu.
**
Zrobiliśmy 6 naleśników, jej!
Usiedliśmy przy stole, posmarowaliśmy naleśniki dżemem i zaczęliśmy jeść.
- Sara mogę Ci zaufać? - z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.
- Oczywiście. Coś się stało?
- Ale nie mów tego nikomu dobrze?
Kiwnęłam głową na "tak". Foxy pochylił się obok mnie i wyszeptał mi kilka słów do ucha. Jestem w szoku!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
POLSAT! OH YEA! Dobra nie ważne XD. Nie mam co napisać... Więc... Do następnego!
~Golden
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top