Rozdział 2
Jestem w tej pizzeri, siedzę przywiązana na krześle, nie wiem czemu. Szarpie się lecz na nic. Węzły są ściśnięte tak, że nie czuję rąk.
Nagle zza kurtyny wychodzi jakiś chłopak. Moment! Czu on ma rudy ogon i uszy lisa?! Ma też czerwoną czuprynę, opaskę na prawym oku,
jest ubrany w białą męska koszulę i brązowe spodnie. Zaczął iść w moją stronę, próbuje dalej się wyrwać, nic z tego. Chłopak łapie mnie za podbródek i karze na siebie spojrzeć.
- Nie bój się mnie. Ja Ci krzywdy nie zrobię, tylko uważaj na Pink Guy'a, on chce Cię zamordować.
Chłopak odszedł i zniknął za kurtyną. Obraz zaczął mi się zamazywać i poczułam, że zlatuje z czegoś?!
Poczułam jak uderzam swoim ciałem o podłogę. Otworzyłam oczy... Spadłam z łóżka.
- Co za jebnięty sen... - Mruknęłam pod nosem, rozmasowując obolałe ramię.
Spojrzałam na zegarek.
5:57
Obróciłam się i zauważyłam przez małe okienko w drzwiach damską sylwetkę, idącą w stronę mojego pokoju. Otworzyła drzwi.
- Kochanie co się stało? - Zapytała zatroskanym głosem wchodząc do pokoju.
- Nic... Tylko z łóżka spadłam.
- Może to i lepiej, przynajmniej do szkoły muzycznej się nie spóźnisz. - Mama posłała mi uśmiech, patrząc przy tym na zegarek.
Tak, gram na gitarze.
- Taaa... Dobra ja idę się ogarnąć. - Wzięłam ubrania leżące na krześle i pomaszerowałam do łazienki.
***
Wyszłam z domu. O dziwo ojca nie było. Może coś mu się stało, lecz mało mnie to obchodzi. Znów poszłam tą drogą na skróty dlatego, że szkoła muzyczna jest obok mojego liceum.
Poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się... Szedł za mną facet z... Różowymi włosami? To już przesada. Same pedały mnie gonią. Przyspieszyłam kroku, on też. Trzymał w ręce nóż. Zaczęłam biec, lecz on mnie dogonił.
- A Pani gdzie się tak śpieszy? - Złapał mnie za ręce, zaczęłam się szarpać.
- Zostaw mnie zboczeńcu jeden! - Puścił moją jedną rękę.
- Jeszcze raz tak powiesz to...
- Zboczeniec! Ratunku! - Zaczęłam się mocniej szarpać.
- Sama tego chciałaś.
Różowy odwrócił mnie jednym ruchem i poczułam wielki ból u dołu brzucha. Spojrzałam na obolałe miejsce. Gdy zobaczyłam nóż wbity w mój brzuch ból wydawał się nie do zniesiena. Upadłam na kolana dławiąc się własną krwią. Kaszlałam i się dusiłam, trzymając rękami za nóż. Spojrzałam na faceta. W jego oczach były takie iskierki, jakby dziecko dostało lizaka. Uśmiechnął się szeroko, a ja odpłynęłam...
*PINK GUY*
Ciągnę tą dziewczynę w stronę pizzeri Freddy coś tam. Mało mnie to teraz obchodzi, ważne, że teraz będzie cierpiała. Uwielbiam patrzeć na czyjeś cierpienie, krew, jak moja ofiara krzyczy z bólu, a mnie to napaja taką energią. Tak jak tama głupia młodzież z Włoch... Teraz niech cierpią. Krew jest jak moje paliwo, potrzebuję tego.
**
Leży przywiązana do krzesła w magazynie z kostiumami. Jaki by tu jej kostium wybrać...? Polarny miś? Nieee, za dużo jest tu już tych cholernych misiów. Królik nie, Kot nie... Mam!
Usłyszałem jak ktoś jęczy z bólu. Obudziła się. Ta wiadomość mnie tak cieszy, że już się biorę do roboty...
*SARA*
Budzę się z okropnym bólem brzucha, jakby mi ktoś wypruwał wnętrzności. Jestem przywiązana do krzesła... Znowu? Nie no, wtedy to był sen, ale byłam przywiązana.
Zobaczyłam faceta niosącego kostium lisa. Nie wiem o co chodzi.
- Ooo nasza nowa lisiczka się obudziła - powiedział, rzucając kostium na biurko.
- Co?! Czego Ty ode mnie chcesz?! Co Ty chcesz ze mną zrobić?! - Zaczęłam krzyczeć, lecz zaczęłam znowu dławić się krwią.
- Pobawimy się - popatrzyłam na niego z pytającym spojrzeniem - oh, nie znasz zasad, no przecież! To proste. Będę jeździć nożem po Twoim ciele, będę go lekko przyciskał, jeśli zaczniesz krzyczeć, zrobię jeszcze głębsze nacięcia.
O czym on gada?! Proszę żeby to był sen!
Podszedł do mnie i rozpiął mi koszulę. Zobaczyłam ranę, zadaną mi w lesie... Wziął ostre narzędzie i zrobił mi na szyji nacięcie. Krzyknęłam.
- Widzę, że jesteś słaba.
Podniósł nóż w górę. Nagle wbił mi go w nogę. Zaczęłam krzyczeć żeby przestał, lecz to pogorszyło sytuację...
Poczułam jak po mojej twarzy spływają strumieniami łzy.
Wyciągnął narzędzie z mojej nogi, a ja tylko syknęłam z bólu.
- Masz taką ładną twarzyczkę - przyłożył zakrwaiony nóż do mojej twarzy. - Czas to zmienić.
- Proszę... Nie...
Przycisnął ostry kawałek metalu do mojego policzka. Już nie krzyczę, tylko płacze i pragnę żeby przestał.
Nagle to zrobił, przestał. Wziął głowę robota do ręki. Była to żółta głowa lisa, uszy z czerwonymi końcówkami.
Zaczął mi ją zakładać na głowę. Zaczęłam znów krzyczeć. Ból jest nie do opisania. Usłyszałam jak coś strzela w kostiumie. Wystraszyłam się, chciałam krzyknąć lecz nie zdążyłam. Mnóstwo małych nożyków wbiło mi się w głowę. Ja CHYBA umarłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejj... Przepraszam, że tylko 720 słów, ale ktoś, NIE POWIEM KTO mnie poganiał z rozdziałem, no i tak wyszło. Może następny będzie dłuższy. Jeszcze raz przepraszam ;-;. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top