Rozdział XVI
Marinette
Skorzystałam z pomysłu Lili. Wyskoczyłam przez okno i skierowałam się w stronę domku. Gdy byłam już na miejscu zdjęłam szybko ubranie i opłukałam ze specjalnym płynem, a potem od razu wrzuciłam do pralki. Musiałam wymazać ślady krwi, bo jakby ktoś się dowiedział o tym incydencie, a tymbardziej Alya, to nie miałabym życia. Dziewczyna zawsze zadaje ogrom pytań, a ja nawet nie zdążę odpowiedzieć na jedno z nich.
Było mi niedobrze po alkoholu, więc wzięłam krótki prysznic i poszłam spać.
Niestety zapomniałam komukolwiek napisać, że wróciłam do domku...
Adrien
- Jak to jej nie ma?!
- No nie ma, są tylko ślady krwi na podłodze!
- Że co?!
Wbiegłem do damskiej łazienki, w której była Alya. W środku, na ziemi, były czerwone plamy.
- Cholera jasna, co tu się stało?
- Adrien! Okno jest otwarte. - zauważyła Alya.
- Dobra, trzeba ją znaleźć, ale nie możemy obudzić nauczycieli, bo zrobią jeszcze większą awanturę. Powiedz wszystkim, żeby się rozdzielili w pary. Ja pójdę sam. Już!
Wyskoczyłem przez okno i zacząłem szukać Marinette. Nie mogła być poza obozem, ponieważ brama jest zamknięta, a przeskoczyć przez płot nie dałaby rady.
Marinette
Staliśmy całą piątką przed kolejną ofiarą akumy. Tym razem nie była łatwym przeciwnikiem.
- Lisico! Poddaj się, każdy wie, że znowu przegrasz! - krzyknęła Ruda Kitka.
- Ma rację, nie masz szans. - dodał Pancernik.
- Przyznam, że lepsze ubrania masz jako Lila. Szybko, przemieniaj się, bo patrzeć na ciebie nie mogę. - powiedziała Królowa Pszczół.
- Jesteście żenujący. Ja nie muszę z wami walczyć, wy się nawzajem zabijecie. - zaśmiała się Lisica.
- Co? - spytałam.
Po chwili jak na zawołanie każdy z nas zaczął walczyć między sobą.
Nino nie żyje... Alya zadała mu ostateczny cios. Płakała, przeklinała Boga.
Czuliśmy wszystko, kontaktowaliśmy, ale nasze ciała z nami nie współpracowały...
Zdezorientowaną mulatkę zadźgała nożem od tyłu Chloe.
Patrząc na tą sytuację, nie zauważyłam co robię. Po chwili usłyszałam głośny, pełen bólu krzyk. Był to Kot.
- B.Biedronko?
Spojrzałam się w dół. W ręku trzymałam długi miecz, a bardziej jego rękojeście. Końcówka broni była wbita w brzuch mojego partnera. Umierał, umierał przeze mnie.
Obudziłam się z krzykiem i spadłam z łóżka uderzając głową o róg szafki nocnej.
- Mari! To ty?! - usłyszałam głos Alyi.
- Taaak!
Po kilku sekundach sylwetka przyjaciółki stała przede mną.
- Jesteś głupia czy nienormalna?! Wszyscy cię szukają! Nie dałaś znaku życia! Co ty sobie wyobrażasz?! Muszę dać wszystkim znać, że spałaś sobie smacznie w łóżku, kiedy to my wyrywamy sobie włosy ze strachu.
Wpatrywałam się w nią lekko speszona tą cała sytuacją. Podeszła do mnie bliżej i spojrzała na twarz.
- Jezus Maria! Mari, masz rozciętą brew! - wystraszyła się mulatka. - Już wiem skąd się wzięła ta krew w łazience.
Niech to szlag. Zapomniałam o tym. Dobrze, że nie wie, że przed chwilą to sobie zrobiłam.
- A... Tak, wywróciłam się i walnęłam głową o umywalkę.
- Musimy pójść do nauczycielek.
- Nie! Bo nas więcej samych nie zostawią. Musisz mi to zaszyć. Igłę i nić mam w torbie.
- Ja ci nic nie robię! Po pierwsze, zemdleje, kiedy zacznę, po drugie, nie potrafię!
- Ach! Podaj mój telefon.
Grupa klasowa
Marinette : Hej wszystkim, wszystko ze mną okej, idźcie spać dzieci. Mam tylko jedno pytanie. Potrafi ktoś w miarę szyć i nie mdleje na widok krwi? Jeśli tak, to zapraszam do domku numer 6. PAPATKI ❤️
Rzuciłam telefon na kołdrę i wstałam z łóżka, trzymając się za głowę.
- Za dużo alkoholu? - spytała mulatka.
- Nino musiał dać jakiegoś mocnego shota. - i tu zaczął się istny koszmar. Miałam taki spam wiadomości, a nie wyciszyłam telefonu. Zatkałam uszy i zaczęłam uciekać na dół. - Alya, wycisz telefon, łeb mi pęka!!!
Usiadłam na kanapie, próbowałam zasnąć, ale ktoś mi w tym przeszkodził.
- Marinette! - znalazłam się w czyimś uścisku. - Jak to dobrze, że nic ci nie jest!
- Adrien? Co ty tu robisz?
- Martwiłem się o ciebie.
- Jak widzisz jestem cała i zdrowa. - powiedziałam, rozkładając ręce.
- Dobra, gdzie masz igłę i nitkę?
- Ty umiesz szyć?
- Ojciec dawał mi wykłady o tym, coś tam potrafię. A sądząc po twojej rozciętej brwi, będę miał zaszyć ranę.
- Tak, domyślny jesteś. - prychnęłam.
Adrien
Robiłem ostatni ruch igłą, dziewczyna starała się nie ruszać, ale przez ból drgnęła.
- Jezuuu, jak to dobrze, że już po wszystkim. Troszeczkę bolało. Hahah.
- Ta...
Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Marinette wstała gwałtownie z kanapy.
- T.to może już p.pójdziemy się położyć?
- T.tak, jest późno.
Opuściłem domek dziewczyn i się położyłem.
Alya
Kolejny dzień, po południu.
- Kto chce pozować?
- Może ja? - spytała Mylene.
- Zapraszam, jeszcze jedna osoba.
Zgłosiłam się jako druga. Nie potrafię rysować, więc wolę się w tym nie ośmieszać.
Stałam razem z Mylene na środku okręgu, stworzonego przez palety. Każdy malował ze swojej perspektywy.
Marinette cały czas rozmawiała z Adrienem, a obok nich ślinił się Nino. Ciekawe jak mnie namalował?
- Dobrze, a teraz pokażcie swoje prace.
Najładniejszy rysunek miał Nathaniel, potem Mari i odziwo Adrien. Kiedy Nino odwrócił paletę w moją stronę, zaczęłam się śmiać.
- Ej, starałem się, ok?!
- Nie pamiętam, żeby obok mnie latały serduszka!
Mój chłopak się zarumienił, po czym schował głowę w koszulkę.
Marinette
Muszę rozdać w końcu te Miracula. Powinnam to zrobić jak najszybciej, a dalej z tym wzlekam. Z Alyą będzie łatwo, bo zna moją tajemnice. Ale gorzej z Chloe i Nino. Może mulatka mi pomoże?
~§~
Siedziałyśmy na naszej kanapie.
- Alya?
- Ta?
Wyjęłam z kieszeni pudełko z naszyjnikiem.
- Weź to, niedługo będzie ci potrzebne.
Dziewczyna założyła biżuterię.
Po chwili obok niej lewitowało jej Kwami.
- Jak ja się za tobą stęskniłam!
- Ja też.
Powitali się.
- Mari, a czemu mi to dałaś, o co ci chodziło z tym, że niedługo będzie mi to potrzebne.
- No bo wiesz....
Opowiedziałam jej to, co powiedział mi Mistrz Fu. Poprosiłam ją też o pomoc.
- Mogłabyś to przekazać jakoś niezauważalnie Ninowi?
Podałam jej pudełeczko.
- Dlaczego mam mu to... Zaraz! On jest Pancernikiem?!
- Yhmm...
- Jak to możliwe?!
- Tak jakoś, ale pamiętaj, że on nie może znać twojej tożsamości.
- Agh... Tak, wiem.
- To pomożesz.
- Jasne, to ja lecę.
I uciekła. Teraz pora na Chloe. Postanowiłam napisać jej karteczkę z wytłumaczeniem. Na końcu napisałam, żeby ją spaliła.
~§~
Stałam przed jej domkiem. Przez okno widziałam, jak Chloe wchodzi do toalety. Czyli mam ją z głowy na dobre dwie godziny. Zostaje tylko Sabrina. Na parterze jej nie ma, więc jest na piętrze. Na stole leżała torebka blondynki.
- Okej Mari, będzie dobrze.
- Czy ty mówisz do siebie? - spytała Tikki.
- Bądź cicho. Próbuję się uspokoić.
- Ach! Daj to.
Wyrwała mi kartkę i pudełko.
- Oddawaj to.
Próbowałam ją złapać, ale ta mała zołza wleciała do środka przez okno.
- J@pierdole.
Podbiegłam szybko pod okno, żeby zobaczyć co ona ma zamiar zrobić. Kwami wleciała z wyposażeniem do torebki, ale nie wylatywała. Usłyszałam kroki. Cholera jasna, myślałam, że Chloe będzie wiecznie w tej łazience.
- Sabrina! Nie dałaś mi skarpetek!
Złapała za torebkę i poszła do góry.
- Przepraszam cię Chloe. Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy!
Ale one są głośne.
Co za głupia Tikki. Muszę ją jakoś podratować.
Weszłam cicho do środka.
- Sabrina, zrób mi herbatę.
- Już już.
Gorzej być nie mogło. Schowałam się szybko pod stołem. Rudowłosa minęła część salonu wchodząc za aneks kuchenny. Wyszłam niezauważalnie spod stołu i zaczęłam wspinać się po schodach.
Stałam przed uchylonymi drzwiami do pokoju.
Chloe leżała na łóżku z ogórkami na oczach. Dlaczego Tikki teraz nie wyleci? A no tak, ta blondi musiała zapiąć zamek.
Próbowałam nie hałasować, ale przez mojego pecha walnęłam małym palcem o róg drzwi.
Ugryzłam się w język, żeby się nie wydrzeć, ale tak czy siak Chloe usłyszała uderzenie.
- Szybka jesteś. Dawaj herbatę, wystygło mi w gardle.
Szkoda, że nie mogę wybrać kogoś innego do posiadacza Miraculum Pszczoły.
Podbiegłam speed'em do torebki, którą otworzyłam i wybiegłam z pomieszczenia.
- Sabrina, co ty odwalasz?!
Zleciałam schodami na dół i wleciałam na rudowłosą, która trzymała ręczniki.
- Chloe?! To ty?
Na mojej głowie znalazł się ręcznik. Kurde, mam nadzieję, że Tikki uciekła.
- Nieeee, jestem duuuuuchem.
- Aaaaaa. Chloe ratuj!
- Czego się tak drzesz?! Aaaa duch!
Uciekłam z domku potykając się o wszystko na co wpadłam. W końcu nic nie widziałam. Leciałam na przeczuciu.
Poczułam lekki powiew wiatru. Jestem bezpieczna. Zdjęłam materiał z głowy, przed moimi oczami znajdowała się Tikki.
- Marinette, j.ja przepraszam. J.ja nie
- Ty bezmyślny robaku! Jak ja cię dorwę!
Goniłam Biedroneczkę aż do domu, gdzie ta ukryła się za Alyą.
- Co wy wyprawiacie?! - spytała mulatka.
- Jej się zapytaj! - krzyknęłam razem z Tikki i pokazałyśmy na siebie palcami.
- Jak dzieci. - westchnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top