Rozdział XII
Tikki
Ona nie może umrzeć! Nie pozwolę jej na to. Mistrz Fu mnie zabiję. Nie chcę jej stracić. Kocham ją. Muszę coś zrobić.
Przypomniałam sobie jedną z nauk Mistrza.
-,, Pamiętajcie, drogie Kwami. Jeśli wasz bohater przestanie oddychać, nie użalać się nad sobą. Wtedy trzeba działać. Możecie wlecieć w ciało właściciela i oczyścić go z niebezpieczeństwa. Ale pod warunkiem, że miedzy wami jest odwzajemniona miłość".
To jest to! Muszę działać. Kocham ją, tylko czy ona mnie? Nie ma czasu się zastanawiać. Mam gdzieś konsekwencje, jeśli zrobię coś źle.
Wleciałam niezauważalnie w ciało Marinette. Poczułam ogromną siłę, jakbym mogła uszczęśliwić za jednym ruchem cały świat. Pomyślałam o wszystkich miłych chwilach z moją Biedronką. Wszystkie wspólne upadki, rozmowy. Wszędzie zaświeciło złotym blaskiem. Po chwili znalazłam się poza jej ciałem i wpatrywałam się w nią. Zadziała czy nie? Błagam, proszę...
Adrien
Usłyszeliśmy w pewnej chwili kaszel. Spojrzałem zdziwony na granatowłosą. Ona żyję! Przechyliłem ją szybko na bok, w celu wyplucia całej pochłoniętej wody.
- Marinette! - krzyknęliśmy całą trójką i ją przytuliliśmy.
- C...co się stało?
- Myślałam, że cię straciliśmy. Więcej nam tak nie rób, błagam.
- Alya, co ja wam zrobiłam?
- Utopiłaś się. Od godziny cię reanimowałem. Już straciłem nadzieję. Ale przed chwilą sama z siebie wyplułaś całą wodę. Po prostu cud. - wytłumaczyłem jej. Byłem tak bardzo szczęśliwy. Ona żyje! Marinette żyję.
- Pamiętasz coś przed wypadkiem? - spytał mulat.
Fiołkowoocza skinęła głową i opowiedziała nam całą historię od początku wyjścia z domku.
- Zabije te suki! - krzyknęła Alya. - Jak one mogły. Po prostu nie wierzę. Trzeba to zgłosić na policję!
- Niczego nie zgłaszamy. - powiedziała Mari.
- Co?! Ty siebie słyszysz dziewczyno? Mogłaś umrzeć. W sumie, już nie żyłaś!
- To i tak nic nie da Alya. Chloe ma ojca burmistrza, a Lila umie przekonywać ludzi. Lepiej siedzieć cicho i udawać, że nic się nie stało. Nikt nie może o tym wiedzieć, a moi rodzice w szczególności.
- Ale Marinette!
- Nie Marinette! Nie chcę, żeby się o mnie martwili, rozumiesz? Co było to było.
- Ech, niech ci będzie...
- Mogę z tobą porozmawiać w cztery oczy? - zapytałem.
- Nie wiem...
- Błagam, muszę ci to wszystko wytłumaczyć.
- Nic jej nie będziesz tłumaczyć. Już wystarczająco ją skrzywdziłeś. - wtrąciła się Alya.
Miała rację. Poczułem dziwne zakłucie w sercu. Jakby został na nim jakiś ślad, który przekształcił się w bolącą bliznę. Gdyby nie ja, Marinette nie byłaby poddawana próbie przeżycia. Jej fiołkowe oczy świeciłyby ich codziennym blaskiem. A teraz? Widać w nich ból, smutek i zagubienie. Myślałem, że będzie na mnie wściekła. Jednak czuła coś innego.
- Przestań Alya. Każdy posiada drugą szansę. No... Z wyjątkiem Lili i Chloe. Tym to nie można nawet kamyka powierzyć.
Lekko się zaśmialiśmy. Takie chwile zawsze mnie podnosiły na duchu. Tym razem, miałem przeszkodę do dotarcia do celu. Miałem ogromne wyrzuty sumienia.
- Zostawicie nas samych? - zapytałem mulatów. Kiwnęli w odpowiedzi głową.
Powiedzieli, że będą czekać w domkach. Przed pojściem otrzymałem od Alyi jeszcze kilka gróźb, że jeśli znowu zrobię coś Marinette, to będę wyglądać gorzej niż Michael Jackson, który dostałby w swoją sztuczną twarz patelnią. Okularnica czasami mnie przerażała, ale też ją podziwiałem. Taką przyjaciółkę można sobie wymarzyć. Obroni cię, choćby miała za to trafić do pierdla.
- Masz zamiar mi coś powiedzieć, czy tylko się na mnie patrzeć, jak jakiś zbok, który co dopiero skończył oglądać jakiegoś Playboya?!
To teraz mi naprawdę szczena opadła. Niegdyś skromna, miła Marinette nie mogła się przy mnie wysłowić, a teraz mówi do mnie zupełnie jak Alix. Ta to dopiero jest mądra w pysku.
- P...przepraszam. Ja po prostu...
- Rany, wal prosto z mostu. Wiem, że się mną tylko zabawiłeś. Tak, to mnie strasznie boli, ale pewnie nie jeden raz spotkam takiego samego gałgana jak ty.
- Mariś, j...ja ciebie nie wykorzystałem.
- Tak?! - zaśmiała się i to perfidnie nie w dobrym znaczeniu - to wytłumacz mi twoje słowa, które usłyszałam z filmiku Chloe. Uważasz, że się przesłyszałam? Może jestem głupia i nie zrozumiałam z tego nic? Otóż się mylisz drogi kolego!
Kolego... Niegdyś przyjaciel... Aż tak w jej oczach upadłem na dno? Zabolało mnie to, nie wiedząc czemu. Owszem, Marinette jest, wybaczcie, była moją najlepszą przyjaciółką, ale nie sądziłem, że to jedno słowo sprawi mi tyle bólu. Jakbym w jej życiu już nic nie znaczył. Jakbym jako kolega mógł się porównywać tylko do Kima, który rzadko co rozmawiał z Marinette. Najczęściej wtrącał się w rozmowę Alix i ciemnowłosej.
- Proszę, wysłuchaj mnie. Ja po pro...
- Nie rób z siebie ofiary! Powiedz wprost, że jest ktoś inny, że ja byłam tylko wersją próbną i wróćmy do domków. Źle się czuję.
Że o tym nie pomyślałem?! Jaki debil ze mnie! Przed chwilą jeszcze nie żyła, a teraz marzła w przemokniętych ubraniach, a po tym wszystkim musiała czuć się strasznie słabo. Mogłem poprosić o rozmowę jutro, jakby się wyspała i odpoczęła. Ale nie! Głupi jesteś Adrien! Głupi!
- Nie przerywaj mi!
Dziewczyna spojrzała na mnie swoim przestraszonym wzrokiem. Cóż, nie dość, że jest z lekka na mnie zła, to jeszcze się mnie boi, a zaraz może popadnie w jakąś depresję, z czego wszystko będzie wyłącznie moją winą.
- Przepraszam. - kontynuowałem - Posłuchaj. Nie wykorzystałem cię. Moje uczucia co do ciebie są najprawdziwsze. Ja ciebie naprawdę kocham. Ale moje serce jest podzielone na pół. Jedno jest zajęte przez ciebie, z czego się ogromnie cieszę i nie wiesz ile bym dał, żeby całe biło dla ciebie. Ale jest ktoś jeszcze, ktoś kto nie daje mi spokoju. Chciałbym się od niej odkochać, ale nie potrafię. Można powiedzieć, że macie w sobie coś podobnego, pewnie dlatego nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię zapomnieć. Uwierz mi, że jakbym miał wystarczająco siły, żeby skarcić moje uczucie do Biedronki, byłabyś jedyną osobą, którą kocham i chcę kochać aż do nieubłagalnej śmierci. Ale jestem zbyt słaby. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, że dałem ci nadzieję na szczęście, a potem ci ją odebrałem. Chcę tylko, żeby nikt więcej cię tak nie skrzywdził jak ja. Wybacz mi i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie już znać. Ale pomyśl, mogłabyś mi pomóc zapomnieć o tej w wszystko mieszającej się Biedronce, gdybyś tylko znowu mi zaufała. Nie chciałem cię skrzywdzić i nie mam zamiaru. - wstrzymałem oddech. - Kocham cię, a siebie nienawidzę.
Nie wiem co mnie bardziej zdziwiło. Słowa, które wyszły z moich ust, czy widok twarzy Marinette, która, jak myślę, wszystko powoli przetwarzała. Nie przeszkadzałem jej, ani nie pośpieszałem.
- Czyli m...mówisz, że zakochałeś się we mnie i w Biedronce?
- T...tak.
W odpowiedzi usłyszałem cichy chichot. Powiedziałem coś nie tak? Czemu się śmieje?
- Coś się stało?
- N...nie ja po prostu, nie mogę uwierzyć, że ty... No... Hahahah, przepraszam, nie kontroluję tego. Może już pójdziemy? Jestem zmęczona.
- Jasne. - gdy wstawaliśmy, złapałem ją za nadgarstek. - Mari... Między nami wszystko okej?
- Tak, w stu procentach. Wybacz za moje poprzednie zdania do ciebie. Byłam troszkę zła, ale już nie jestem. Rozumiem cię. Miłości się nie wybiera.
Uśmiechnąłem się i oboje ruszyliśmy do swoich domków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top